{XX} Don't. Don't let go.

3.5K 223 9
                                    

Obudziła ich pielęgniarka. Betty leżała na klatce piersiowej chłopaka i tuliła się do niego. Nie przeszkadzały jej nawet różne rurki poprzyczepiane do dłoni. Po ich nocnym pocałunku spali już spokojnie do rana. Żadne z nich nie miało koszmarów. Potem pielęgniarka wyprosiła Jugheada z pokoju, bo musiała zmienić dziewczynie opatrunki na nadgarstkach. Betty patrzyła się na nie z obawą. Wyglądały strasznie. Oszpeciła się na całe życie. Nie zauważyła kiedy zaczęły jej płynąć łzy. Po chwili poczuła na policzku ciepłą dłoń. Otworzyła oczy i zobaczyła, że to Jughead.

-Hej... Czemu płaczesz?

-Jug, wszystko jest nie takie, jak trzeba.

Chłopak zmarszczył brwi.

-Co masz na myśli?

-Już zawsze będę miała tu ślad. - Wyszeptała, podnosząc ku niemu obandażowane nadgarstki. - Jug, one wyglądają okropnie! Na własne życzenie oszpeciłam się i wszyscy będą wiedzieli. Kogokolwiek spotkam i zobaczy moje ręce, będzie wiedział, że byłam na tyle słaba i nie potrafiłam poradzić sobie z problemami, że chciałam się zabić. Że byłam samolubna i nie dbałam o uczucia innych. Chyba naprawdę jestem potworem...

-Betty. Nie mów tak nigdy więcej. - Jughead spojrzał na nią poważnie. - Nie jesteś, nigdy nie byłaś i nie będziesz potworem. To tylko bzdury gadane przez twoją matkę, żeby cię zranić. Nie jesteś słaba. - Chłopak wziął jej twarz w dłonie i popatrzył się głęboko w oczy. - Po prostu czasem człowiek jest doprowadzony do takiej granicy wytrzymałości, że każda kolejna kropla bólu staje się nie do zniesienia i przelewa czarę. A co do twoich nadgarstków... - Podniósł delikatnie jej ręce i po kolei pocałował bandaże, a potem grzbiety jej dłoni. - Nie przejmuj się, co pomyślą inni. Miej ich głęboko w dupie. To najlepszy sposób na ludzi.

Dziewczyna uśmiechnęła się w końcu i pocałowała Jugheada delikatnie w usta.

-Dziękuję. - Wyszeptała. - Dziękuję za to, że jesteś. Za to, że zawsze umiesz odnaleźć odpowiednie słowa, by mnie pocieszyć. Dziękuję, że bronisz mnie przed całym światem. Dziękuję.

Chłopak przyciągnął ją do siebie, tak, że siedziała na jego kolanach, i przytulił. Betty oparła się noskiem o jego obojczyk, a potem go tam pocałowała. Nigdy nie czuła się lepiej niż w tej chwili.

•••

-B, i co? Przeżyłaś jakoś z Jugiem całą noc? Nie kopał cię, albo krzyczał?

-Jakoś dałam sobie radę, V. - Betty mruknęła figlarnie do przyjaciółki, a Jughead, o którego klatkę piersiową się opierała, wydobył z siebie pomruk niezadowolenia.

-Może lepiej powiedz mi, Ronnie, czy moje mieszkanie jeszcze stoi?

Dziewczyna zmarszczyła brwi.

-Czemu miałoby nie stać? Z tego co wiem, wszystko jest w najlepszym porządku.

-Nie no, wiesz, po prostu zastanawialiśmy się z Betts czy cokolwiek tam się ostoi po tym, jak zaprosiłaś tam Archiego. - Uśmiechnął się złośliwie chłopak. Veronica za to wyraźnie się zarumieniła. Betty obserwowała ich przekomarzanie się z prawdziwą przyjemnością. Byli jak najlepsi przyjaciele, znający się od dzieciństwa.

-Wiesz V, w sumie wyszło coś dobrego z tej twojej fakeowej ciąży.

-Co mogło niby wyjść z niej dobrego, B? W sumie to ja spowodowałam to wszystko. - Dziewczyna zwinęła się w kulkę z poczucia winy. - Gdyby nie ta ciąża, nigdy nie pokłóciłabym się z rodzicami. A ci nie zadzwoniliby do twojej matki. I ona wtedy by nie przyszła do nas do szkoły. I...

-V, przestań. To nie twoja wina. Nikt nie ma do ciebie pretensji. A jeśli chodzi o moją wcześniejszą wypowiedź, to miałam na myśli to, że zaprzyjaźniłaś się z Jugiem.

-Ja? Z Jonesem? No chyba sobie żartujesz, B. Ja i ten koleś jesteśmy największymi wrogami. - Tu mrugnęła do Jugheada.

-No właśnie, Betts. To, że muszę mieszkać z tą nadętą lalą, nie znaczy, że ją lubię! Prawda, Ronnie?

-Jug ma stuprocentową rację. Nienawidzimy się.

-Ej ej ej! Bo zaraz zrobię się zazdrosna! - zaśmiała się Betty. - Właśnie, jeśli już o zazdrości mowa... Gdzie jest Arch?

-Powinien zaraz być. Wcześniej podwiózł mnie tutaj i pojechał się przebrać...

-Aha! Czyli jednak został u mnie na noc! - Jughead triumfalnie wycelował palec w Veronicę.

-Jugheadzie Jones, przestań!

-Martwię się tylko o mój dom, V.

-Tak tak tak. Po prostu jesteś złośliwym dupkiem.

-Hej! O czym rozmawiacie? - w drzwiach pokazał się Archie.

-O twojej ostatniej nocy z Ronnie, Arch. - Powiedział Jughead zanim Veronica zdążyła go uciszyć. - Mam nadzieję, że u mnie w domu nie ma totalnej demolki.

-Jughead! - krzyknęła Ronnie, cała czerwona na twarzy.

-No dobra, przepraszam. Już więcej nie będę się pytał o wasze życie seksualne.

-Co? A zresztą, nieważne. Jak się czujesz, Betty?

-Już dzisiaj dużo lepiej, Arch. - uśmiechnęła się dziewczyna.

-Widzę, że powinniśmy ci przywieźć poduszkę, żebyś nie musiała się wysługiwać biednym Jugheadem. Ale z drugiej strony, wydaje mi się, że nie masz nic przeciwko, co, Jones?

-A i owszem, panie Andrews, jakoś mi to zupełnie nie przeszkadza. - chłopak objął Betty ramionami i uśmiechnął się do Archiego. - Zupełnie mi nie przeszkadza.

Cichy Krzyk // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz