{VIII} Everyone have their battles.

3.8K 243 35
                                    

Po chwili Betty, cały czas wtulona w bok chłopaka, zaczęła mówić przytłumionym tonem:

-Możesz mi nie wierzyć, Jug, ale nie wiedziałam przez te pół roku nic o twojej historii. Brałam cię za dziwnego, bo inni cię za takiego uważali. Uległam ich opinii. Sama też oczywiście zachowywałam się tragicznie, ale na to nie mam już usprawiedliwienia. Po prostu chciałam wpasować się w grupę, jak głupia, typowa laska z liceum. W sumie w pewien sposób zasłużyłam sobie na ten pocałunek od Archiego...

-O czym ty mówisz? - chłopak zmarszczył brwi. - Przecież byłaś z nim na randce, sam na sam. Nie przerwałaś od razu tego...

-Bo byłam w szoku! A na randce z tym idiotą byłam tylko po to, by się ode mnie odczepił. No i zawarliśmy umowę...

-Jaką umowę? - chłopak odsunął się trochę od dziewczyny.

-Mmm... - Betty nie chciała mówić o dealu między nią i Archiem. Bała się, że Jughead może to źle odebrać, jako mieszanie się w jego sprawy albo litość w stosunku do niego. A to nie chodziło o to. Dziewczynie może na samym początku było żal Jugheada, ale potem po prostu miała jakąś nieprzepartą ochotę uczynić jego życie choć odrobinę lepszym. Nie chciała przyznać natomiast nawet przed samą sobą, że chłopak z każdym dniem coraz bardziej jej się podoba. Nawet teraz miała ochotę odgadnąć mu niesforne włosy z czoła.

-Betts? - Jughead spojrzał się na nią pytająco.

-Nie, po prostu, no wiesz, umowa była taka, że jeśli raz pójdę z nim na randkę, to w końcu będę miała spokój. - Chłopak spojrzał na nią podejrzliwie, jakby nie do końca jej wierzył, ale nic nie powiedział.

Siedzieli jeszcze w ciszy przez jakiś czas, aż Jughead spytał się dziewczyny:

-Chcesz już wracać? Robi się późno.

-Taak, pewnie moja mama zaczyna się już martwić. Ale to miejsce jest strasznie urokliwe...

-Mhmm. Nie byłem tu od półtora roku, ale nie straciło nic ze swojego piękna.

-Czemu już tu nie przychodziłeś, potem? - dziewczyna nie mogła się powstrzymać i delikatnie odgarnęła mu z czoła kosmyki czarnych włosów. Jughead spojrzał na nią, ale odpowiedział wymijająco:

-Po wypadku miałem na głowie inne rzeczy niż siedzenie na łące. Za wszelką cenę starałem się nie trafić do sierocińca, a jednym warunków było zapewnienie sobie pieniędzy na życie na normalnym poziomie. Pracowałem więc. W Twilight, przy zbieraniu metali, na budowie, nawet przez jakiś czas w Bijou. Teoretyczną opiekę sprawuje nade mną ciotka, ale mieszkam sam. I radzę sobie sam.

-Ja bym tak nie mogła. - dziewczyna w końcu oderwała się od chłopaka i położyła na trawie. - Ja bym się poddała. Nie mam silnej woli przetrwania. Pewnie wylądowałabym w wannie z podciętymi żyłami albo z kulką w głowie. - Jughead spojrzał się na nią przenikliwe, ale Betty tego nie zauważyła. - Po prostu... Rozumiesz, o co mi chodzi? Nawet teraz, kiedy teoretycznie mam wszystko, czasem zastanawiam się, czy nie skończyć tego całego bałaganu.

-Dlaczego?

Dziewczyna nagle umilkła, jakby zorientowała się, że powiedziała za dużo. Po chwili wahania odparła:

-Po prostu wyobraź sobie, że perfekcyjne życie bogatej dziewczyny nie jest tak perfekcyjne, jak zawsze sądziłeś. Oczywiście nawet nie próbuję porównywać skali naszych problemów, bo moje przy twoich to nic...

-Każdy ma swoje walki, Betts. Nie można tak do tego podchodzić. Jeśli chcesz o czymś pogadać, to... Może jestem tylko głupim creepem z liceum, ale potrafię też cię wysłuchać.

Betty uśmiechnęła się do chłopaka i przytuliła się do niego jeszcze raz.

-Dam sobie radę, ale dzięki, Juggie.

-To co? - chłopak cały czas jeszcze czuł przyjemne ciepło ciała dziewczyny, kiedy oderwała się od niego i stanęła przy motocyklu.

- Jedziemy? - kiwnął głową.

-Załóż kask.

-A może teraz się zamienimy? Ja miałam wcześniej, ty teraz. Uczciwie!

-Betty, nie ma mowy. To mój sprzęt i ja ustalam zasady. Jeśli się nie dostosujesz, zostawiam cię.

-Jug!

-Zakładaj ten kask i temat jest zamknięty.

-No dobra... - naburmuszona dziewczyna zrobiła to, o co prosił ją Jughead i wsiadła na motocykl, opierając się na jego ramionach. Potem złapała chłopaka w pasie i przytuliła się do jego pleców.

-Nie przeszkadza ci to? - wymamrotała.

-Co ma mi przeszkadzać?

-To, że cały czas tak się do ciebie kleję. Zawsze wydawało mi się, że nie lubisz dotyku innych osób.

-Bo nie lubię. Zazwyczaj. Ale... Nie wiem. Jesteś mimo wszystko taka nieinwazyjna.

-Jaka?! - zaśmiała się dziewczyna.

-No... Po prostu nie czuję się zmuszany do przytulania ciebie. Umiesz wyczuć dobry moment.

-To, że jestem "nieinwazyjna", to najlepszy komplement, jaki w życiu od ciebie usłyszałam, Jugheadzie Jones.

-Bardzo możliwe, Betty Cooper. Bardzo możliwe.

•••

Chłopak wysadził dziewczynę przecznicę od domu, zgodnie z jej życzeniem.

-Czemu?

-Jak moja mama zobaczy, że wróciłam do domu motocyklem, to nie wypuści mnie z niego przez rok.

-Aż tak ich nie lubi?

-Ona wręcz kipi do nich jakąś pierwotną agresją. Nie dość, że ukarałaby mnie, to pewnie jeszcze w ramach zemsty poprzebijałaby ci opony!

-No to może rzeczywiście masz rację.

-Wiem, że ją mam.

-Dobra dobra. To co? Widzimy się jutro... W szkole?

-Taak. I mam nadzieję, że zobaczę cię w B&G nie tylko dlatego, że przyjdziesz znów po swoje rzeczy.

-To się jeszcze okaże, Cooper. - chłopak uśmiechnął się do niej trochę złośliwie.

-Uważaj, Jones, bo potrafię być bardzo ostra, kiedy tego chcę. Zapytaj się Veronici.

-Wolę nie, Betts. Ale wiem, że nie warto z tobą zadzierać. Do jutra!

-Do jutra, Juggie. - Powiedziała dziewczyna, patrząc na oddalający się motocykl.

Cichy Krzyk // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz