{XXVII} Send me away with the words of a love song.

2.7K 182 107
                                    

-Oooo, w końcu zjawił się długo wyczekiwany ptaszek. - W przyczepie było około dziesięciu ludzi, ubranych w skórzane kurtki z dziwnymi, grubymi kołnierzami. Jughead szybko ocenił swoje szanse przetrwania na mniej niż zero.

-Czego ode mnie chcecie i czemu porwaliście moją przyjaciółkę?

-Jaki odważny. Zupełnie inny od ojca. - Wszyscy milczeli, oprócz faceta siedzącego na kanapie w wyjątkowo grubym kołnierzu. Miał on czarne, kręcone włosy i szalony uśmiech na twarzy.

-Co takiego zrobił mój ojciec, że po dwóch latach chcecie zemsty na mnie i moich znajomych?

-To twój stary cię nie poinformował, że ma na sumieniu ludzkie życie? W sumie rzeczywiście, nie ma za bardzo się czym chwalić.

-Mój ojciec spowodował śmierć więcej niż jednej osoby, ale dotychczas słyszałem tylko o trzech. - Jughead bardzo starał się, żeby nie zadrżał mu głos. Nie chciał okazać słabości wobec gangu, który groził Betty i Veronice.

-Ahh, mówisz o tym niefortunnym wypadku, gdzie zginęła prawie całą twoja rodzina? Bolało? Jak się wtedy czułeś? Może nam opiszesz?

-Czego wy w ogóle ode mnie chcecie?! - Chłopak tracił już cierpliwość. - Pieniędzy? Mogę dać wam pieniądze. Zemsty? Proszę bardzo, jestem tu. O co wam do jasnej cholery chodzi!?

-Jaki niecierpliwy chłopaczek. Posłuchaj mnie, Jonesy. - Przywódca gangu pochylił się trochę nad stolikiem. - Twój ojciec zabił jednego z naszych. Naszego poprzedniego lidera, a cała wina u psów zeszła na nas. Nie zemściliśmy się wcześniej, bo wszyscy siedzieliśmy w pierdlu. Twój ojciec nie chwalił ci się, skąd nagle miał nagły dopływ gotówki?

-On... - Dreszcz podejrzenia przebiegł Jugheadowi po plecach. - On dostał nową pracę. Na budowie. I...

-I wy w to wszystko gładko uwierzyliście. Alkoholik ze złą sławą. Kto by chciał takiego pracownika? Ale nieważne. Nie jesteśmy tu, żeby rozwiązywać twoje problemy rodzinne. Nie przyszliśmy tu też po kasę. Mamy jej sporo. Zastanawialiśmy się nad zabiciem ciebie, ale nie przyniosłoby to nam żadnych profitów oprócz jednego martwego ciała. Wpadłem jednak na inny pomysł. - Lider uśmiechnął się okrutnie. - Będziesz przewoził dla nas dragi. Będziesz takim chłopcem na posyłki. Dopóki nam się nie znudzi. A nam się nigdy nie nudzi.

-A jeśli odmówię?

-To wtedy w twojej blondyneczce pojawi się parę dodatkowych otworów.

-Ona jest poza waszym zasięgiem. Wyjechała. I nigdy nie dowiecie się gdzie!

-Ohhh, czyli to ona jest rzeczywiście jego słabym punktem. Miałeś rację, Malachai. - Powiedział jeden z członków gangu do szefa.

-Przymknij się, Tall Boy. - Warknął mężczyzna. - Jonesy, to jest najmniejszy problem. Jesteś pewny, że nie wiemy gdzie jest twoja laska? Jesteś tego taki pewny? Nowy York nic ci nie mówi?

Jugheada oblał zimny pot. Jeśli to wyśledzili, wyśledzą też, gdzie dokładnie się znajduje! I wtedy...

-Dobrze. Zgadzam się. - Powiedział po chwili zrezygnowanym tonem.

-Świetnie. Tutaj, u twojego ojca w przyczepie zrobimy taką małą melinę. Jakby co, wszystko będzie na ciebie. Codziennie będziesz jeździł do Greendale z tą paczką. Do starych hangarów. Tam będzie to odbierać nasz człowiek. Co jakiś czas będziemy się z tobą kontaktować. Żebyś nie poczuł się zbyt bezpieczny. A - Dodał po chwili - i masz się nie kontaktować z ojcem. To też będzie dla niego swoista kara. A teraz już spierdalaj stąd.

•••

Jugheada obudził telefon. Zerknął na wyświetlacz zaspanym wzrokiem i zobaczył, że dzwoni Betty. Odebrał po chwili wahania.

-Hej Jug, chciałam powiedzieć, że jestem już u Polly.

-Betts. Jak dobrze cię słyszeć. Wszystko u ciebie dobrze?

-Tak tak. Polly i Jason są bardzo mili, Nowy York jest wspaniały, ale już za tobą tęsknię. - chłopak usłyszał w głosie dziewczyny łzy.

-Ja też za tobą tęsknię, Betts. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Źle mi się bez ciebie śpi. Chyba lubiłem być twoją poduszką. - Dziewczyna zaśmiała się w słuchawce.

-Juggie, chciałabym pogadać dłużej, ale wiem, że spałeś i cię obudziłam, więc już kończę. Kocham cię.

-Ja też cię kocham, Betts. Zawsze o tym pamiętaj. - Powiedział chłopak, naciskając czerwoną słuchawkę.

•••

Będzie musiał z nią zerwać. Do końca nocy od telefonu Betty leżał i myślał. Musi z nią zerwać dla jej bezpieczeństwa. Nie chciał tego robić. Nie wiedział, jak to zrobić bez ranienia jej. Wydawało mu się to niemożliwe. Przecież powiedziała mu, że go kocha. Tego nie mówi się ot tak pierwszej lepszej osobie. Ale może ona tak naprawdę nie czuje tego samego, co on? W sumie to zawsze on robił wszystko pierwszy. To on pierwszy ją pocałował. To on powiedział, że ją kocha. Może ona po prostu poczuła się wobec niego zobowiązana? Wtedy przypomniał sobie o liście. To ona pierwsza powiedziała mu, że go kocha, chociaż nie prosto w twarz. Jedynym, najmniej bolesnym i najmniej podejrzanym wyjściem będzie stopniowe odsuwanie się od niej. Ograniczanie kontaktu. Poczeka, aż sama z nim zerwie. Aż będzie go miała dość. Po policzkach zaczęły płynąć mu łzy. Tym razem nie było nikogo, kto mógłby je wytrzeć.

Cichy Krzyk // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz