{XXXVI} How strong?

2.5K 181 50
                                    

Malachai patrzył z satysfakcją, jak chłopak się rozłącza.

-Ojejku, jakie to smutne. Powinniśmy wszyscy bić brawo za to świetne przedstawienie. Teraz, pozwolicie, że wyjdę sobie na papieroska. Tall Boy, pilnuj Jonesa i naszą nową członkinię, żeby nie zaczęła tu czegoś odpierdalać. - Gangster wyszedł i wrócił po paru minutach, śmierdząc ziołem.

-Zecydowałaś już, Księżniczko? - Zwrócił się do Toni, która patrzyła się na Jugheada ze łzami w oczach.

-Jeśli będziesz chciał go zabić, najpierw musisz zrobić to samo ze mną! - Krzyknęła odważnie, przesuwając się w stronę Jugheada. Malachai uśmiechnął się okrutnie i powiedział:

-Z przyjemnością.

•••

Veronica była właśnie niedaleko ścieżki wiodącej do przyczepy, kiedy usłyszała strzał. Wcześniej była w domu Jugheada i zobaczyła otwarte drzwi. Kiedy weszła do środka, pierwszy na stercie papierów rzucił jej się w oczy dziwny, urzędowy dokument. Kiedy otworzyła go drżącymi rękami, przeraziła się jeszcze bardziej. Teraz, pewna, że Jughead się zastrzelił, pobiegła szybko dróżką, gubiąc po drodze szpilki. Zobaczyła z oddali różne postacie, uciekające z przyczepy. Słyszała też ciągły, kobiecy szloch.

Dopadła do drzwi, kiedy ostatnia osoba, postawny mężczyzna z pistoletem, wychodził z pomieszczenia. Był tak zaaferowany, że nawet jej nie zauważył i uciekł w las. Dziewczyna weszła do przyczepy i zobaczyła Jugheada na podłodze i pochyloną nad nim szlochającą Toni.

•••

-O mój Boże! Co tu się stało?! - Dziewczyna w pierwszej chwili nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Wokół tułowia chłopaka zaczęła zbierać się krew.

-To moja wina. Moja wina! - Łkała Toni, bujając się w przód i w tył.

-Toni! O Boże! Zadzwonię po karetkę. Może nie jest jeszcze za późno. - Dziewczyna wyjęła drżącymi palcami telefon i zaczęła nieskładnie tłumaczyć operatorowi, co się stało. Po skończeniu jednej rozmowy zadzwoniła do Archiego, który powinien być gdzieś w pobliżu z Cheryl. Potem podeszła z wahaniem do rozciągniętego na ziemi chłopaka i odsunęła delikatnie Toni. Jej oczom ukazała się rana postrzałowa na środku klatki piersiowej. Wyglądała strasznie i obficie krwawiła. Nie wiedziała, co ma zrobić. W tym momencie do przyczepy wpadł Archie, a za nim Cheryl.

-Jezu, co mu się stało?!

-Dostał kulkę. Błagam, zróbcie coś! - Zawyła zrozpaczona Toni. Cheryl spojrzała na nią zszokowana.

-TT?! Co ty tu robisz?!

-Przestańcie! - Wrzasnęła Veronica. - Trzeba jakoś zatamować tą krew.

Archie zdjął swoją bluzę i podał dziewczynie, która przez nią próbowała delikatnie uciskać ranę.

-Cheryl! Sprawdź, czy oddycha!

Dziewczyna posłusznie przyłożyła ucho do jego twarzy.

-Nie słyszę oddechu!

-Dobra. - Dziewczyna była przerażona. Kazała uciskać ranę Archiemu, a sama zaczęła robić mu sztuczne oddychanie. Sama nie wiedziała, czy robi to dobrze, ale chciała tylko uratować Jugheada. Po minucie usłyszeli na zewnątrz wołania ratowników.

-Tu jesteśmy! Szybko, błagam!!! - Wrzasnęła zrozpaczona. Ratownicy wparowali do środka i przystąpili do akcji. Jeden z nich tamował krew, a dwaj przenosili chłopaka na nosze. Po chwili wyszli z nim i skierowali się w stronę karetki. Przyjaciele, cali we krwi, pobiegli za nimi i wsiedli do samochodu Archiego, stojącego nieopodal. Veronica dopiero teraz spojrzała na telefon i zobaczyła 10 nieodebranych połączeń od Betty.

•••

Przerażenie ściskało ją za gardło. Jechała właśnie pociągiem i zostało jej jeszcze pięć godzin drogi. Dodatkowo Veronica nie odbierała od niej telefonu. Musiało się coś stać. W końcu, po paru minutach, zobaczyła połączenie przychodzące od przyjaciółki. Odebrała natychmiast.

-Veronica! Co się dzieje!? Czemu nie odbierałaś? Co z Jugheadem?!

-Betty... - Głos dziewczyny lekko się załamał. - Jughead... On...

-Nie! - Wrzasnęła dziko Betty, nie zważając na dziwne spojrzenia współpasażerów. - To niemożliwe! Nie nie nie. On żyje. On musi żyć!

-Żyje, Betty. Ale ledwo. Ma teraz operację. Został postrzelony w klatkę piersiową i lekarze nie gwarantują, czy...

-Ale... Jak to? Kto go postrzelił? - Sama słyszała w swoim głosie łzy rozpaczy.

-Ja... Niedokładnie jeszcze wszystko wiem, Betty. Kiedy tu będziesz?

-Zostało mi jeszcze pięć godzin do Greendale, a potem pół godziny busem do Riverdale.

-Nie tak. Arch wyjedzie po ciebie do Greendale. Będziecie szybciej, a i on będzie miał jakieś zajęcie.

-Do... Dobrze. Ronnie, informuj mnie o wszystkim. Nawet... Nawet o najgorszym. - Wyszeptała, przełykając łzy.

-Będę, Betty. Wszystko będzie dobrze. Ja w to wierzę. Jug jest silny. Do zobaczenia niedługo.

-Do zobaczenia.

•••

Nie mogła powstrzymać łez. Płakała przez całą drogę, przypominając sobie ostatnią rozmowę z Jugheadem. Czemu była dla niego taka oschła? A jeśli on umrze, i ostatnia rzecz, którą będzie pamiętał, to wyrzut w jej głosie? Nie. On nie umrze. Nie może umrzeć. Nie może. Jest silny. Da radę. Tyle osób na niego czeka i się o niego martwi... Ona musi mu powiedzieć, że go kocha. Jeśli umrze i nie usłyszy tego od niej... Nie. Nie. Nie. Jakoś da radę. Powiedział, że ją kocha. Po siedmiu miesiącach. Nigdy nie przestał jej kochać. A teraz może umrzeć. Betty zwinęła się w kłębek i pozwoliła łzom płynąć.

•••

-Betty! Dobrze cię w końcu widzieć! - Kiedy tylko wysiadła z pociągu, znalazła się w ciepłych ramionach rudowłosego chłopaka.

-Arch! Jezu, jesteś cały we krwi. - Spojrzała na jego bluzkę i za moment zrozumiała, że należy ona do Jugheada.

-Taak, nie zdążyłem się przebrać. Do tej pory wszyscy siedzieliśmy na OIOMie. Czekamy na jakąś wiadomość.

-Cały czas nic nie wiadomo?

-Nie. Tylko, że walczy.

-Jak... Jak to się stało?

-Toni opowiedziała nam z grubsza całą historię, chociaż dla niej to wszystko też nie było jasne. Jughead miał jakieś zatargi z tutejszym gangiem. Podobno oskarżali jego ojca o śmierć ich poprzedniego lidera no i... Jug musiał coś dla nich robić, ale w przeciągu ostatnich dni sprzeciwił się im, bo poszedł na pogrzeb swojego ojca. Praktycznie pogodził się z własną śmiercią! Plus... To znalazła u niego Veronica. - Wyjął ze schowka jakiś dokument i podał dziewczynie, zachęcając gestem, żeby otworzyła. Betty skończyła czytać i spojrzała się nierozumiejącym wzrokiem na Archiego.

-Nie rozumiem. Co to jest?

-To właśnie to, na co wygląda. Jug spisał pierdolony testament, B. I wszystko byłoby twoje.

-Ale jak... Czemu? - Dziewczyna znów się rozpłakała.

-Betty. Z tego, co się orientuję, jesteś, czy byłaś, jedyną osobą, jaką Jughead kiedykolwiek kochał w romantyczny sposób. Wiem, że uwielbia też V, ale ona ma kasy jak lodu, więc bez sensu byłoby jej coś zapisywać. A gdyby mu się coś stało, to miałabyś umożliwiony świeży start.

-Nie chcę startu bez niego. - Wytarła z twarzy łzy. Archie wyglądał, jakby też miał się zaraz rozkleić.

-On da radę, B. Jestem pewien. Jest silny.

-Ale jak silny?

Cichy Krzyk // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz