{XXXI} I lost my reason to live.

2.7K 180 192
                                    

Minęły trzy miesiące odkąd Betty z nim zerwała. Świat stał się dla niego ciemny i pozbawiony barw. Dziewczyna była jego światłem. Nawet nie wiedział, że znajduje się w mroku, dopóki ktoś go nie rozjaśnił. A teraz znów zapanowała bezpowrotna ciemność.

•••

Szedł jak zwykle w porze lunchu pod swoje drzewo, mijając tradycyjnie już stolik Veronici, Archiego, Kevina, Cheryl i od niedawna Toni. Z tego co się orientował, dziewczyna chodziła z rudowłosą księżniczką. Veronica nie odzywała się do niego od ich kłótni w Pop's. W pewnym sensie czuł ulgę, bo była bezpieczna, ale jeszcze nigdy nie czuł się tak samotny. Może oprócz tych chwil po wypadku. Ale wtedy wszystko było dla niego obojętne. Chciał tylko ze sobą skończyć. Ostatnio zauważył, że zaczął wpadać w podobny nastrój. Jakoś się tym nie przejął.

Kiedy przechodził obok przyjaciół Betty, usłyszał Veronicę mówiącą podniesionym tonem, jakby upewniającą się, że ją dosłyszy:

-Wiecie, że Betty ma CHŁOPAKA? Podobno jakiś słodziak z NY. Jest strasznie szczęśliwa.

Pięść w żołądek. Jughead poczuł się, jakby w jego głowie wybuchła petarda. Chyba upuścił tacę z jedzeniem, które trzymał przed sobą, ale nie zwrócił na to uwagi. Ma chłopaka. Szedł przed siebie, aż zamglonym wzrokiem dostrzegł kawałek murku, odgradzającego szkołę od pól uprawnych. Przeskoczył go szybko i ukrył się za nim. Ma chłopaka. Kogoś innego. Teraz ktoś inny będzie całował jej usta. Przytulał ją. Pocieszał. Nie on. Nie on. Już go nie kocha. Wiedział, że to kiedyś nadejdzie. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale nie był na to przygotowany. Chciał się zabić. Tylko zabić. Podciąć żyły i patrzeć beznamiętnie jak krew spływa po ręku. Jego nikt nie znajdzie. Nikt nie będzie chciał go znaleźć. Powinien umrzeć spokojnie.

W całym swoim bólu i łzach nie usłyszał kogoś, kto też wybrał się za murek, dopóki ta osoba się nie odezwała.

-Jughead. - Miękki głos Veronici zupełnie go zaskoczył i otworzył zamglone łzami oczy. Zobaczył dziewczynę tuż przed sobą i po chwili poczuł, że przytula go mocno. Nie wiedział czemu to robi, ale był tak rozbity, że nie protestował i oddał uścisk.

-Jug. Nie myślałam, że to, co powiem, tak cię zrani. Ale tak naprawdę to ty z nią zerwałeś i poszukała szczęścia na własną rękę. Myślałam, że o to ci chodziło. Ale ty ją nadal bezwarunkowo kochasz. Nie zaprzeczaj.

-Nie mam zamiaru. - Wychrypiał chłopak. - Zawsze czytałaś ze mnie jak z otwartej księgi, Ronnie.

-Więc czemu sobie to robisz?

-Bo już jest za późno by zgasić światło. By zdusić w zarodku coś co miało być, ale w życiu nie jest łatwo. - Refleksyjnie odpowiedział Jughead. - Jaki on jest? - spytał się po chwili.

-O nie nie. Nie będę ci o nim opowiadała. Może i jesteś masochistą, ale ja nie zamierzam tak cię ranić. Jughead... - Spojrzała na niego błagalnie. - Pozwól sobie pomóc. Sześć miesięcy chowania się w skorupie i odgradzania od wszystkich wystarczy. Powiedz mi. Powiedz mi, co się z tobą stało.

-Nie mogę, Ronnie. - Chłopak schował twarz w dłoniach. - Myślisz, że chciałem powiedzieć ci te wszystkie okropieństwa wtedy w barze? Że chciałem cię zranić? Nie miałem wyjścia. Z dala ode mnie jesteś bezpieczniejsza. Wszyscy są. Dlatego po prostu nie mogę ci powiedzieć.

Dziewczyna milczała przez chwilę.

-No dobra. Nie mogę powiedzieć, że nie byłam na ciebie obrażona za to w barze. Chociaż w sumie powiedziałeś prawdę. Przynajmniej o mnie. Ale, Jug, zaakceptuję to, że nie chcesz mi niczego zdradzić. Wiem, że tego z ciebie nie wyciągnę. Ale przynajmniej obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego i nie będziesz się idiotycznie narażał. Obiecaj.

-Spróbuję, Ronnie. - Chłopak lekko się uśmiechnął. - Ale obiecać nie mogę.

-Obowiązki superbohatera to nie przelewki, co? - Zażartowała dziewczyna, ale Jughead posmutniał.

-Ja jestem raczej po drugiej stronie barykady, V.

-Nie wierzę. - Veronica wstała z ziemi, otrzepała sukienkę i wyciągnęła dłoń do chłopaka. - Masz za dobre serce żeby być złoczyńcą. Każdy ci to powie.

Chłopak podniósł się na nogi i odpowiedział:

-Betty jest pewnie innego zdania.

-Przestań, Jug. Zabieram cię do Pop's na burgera, bo ostatnio zauważyłam, że znów zacząłeś jeść. I tym razem ja płacę. Masz już nie wychodzić, teatralnym gestem rzucając banknoty na stół. To wygląda efektownie tylko w filmach.

-No dobra, V. Skoro to na twój koszt, to zamierzam zamówić największą porcję na świecie. Jeszcze będziesz tego żałować.

-Jakoś dam sobie radę.

•••

Siedzieli w Pop's już pół godziny i rozmawiali o szkole. Jughead starał się nie rozmawiać o sobie, a i Veronica nie wchodziła na drażliwe tematy. Usłyszeli dzwonek w wejściu i zobaczyli Archiego, Cheryl i Toni w wejściu. Kiedy tylko rudowłosy zobaczył swoją dziewczynę z Jugheadem, podszedł do nich, uśmiechając się krzywo.

-To co, V, już nie jesteśmy obrażeni na Juga?

-Arch, daj spokój.

-Żartuję, skarbie. - Chłopak podniósł Jugheada do pionu i sprzedał mu przyjacielskiego miśka. - Chłooopie. Jak ja dawno z tobą nie gadałem. Wprawdzie miałem ochotę skręcić ci kark za zranienie B, ale doszedłem do wniosku, że warto cię oszczędzić.

-Dzięki, Arch. Podwójnie, bo naprawdę lubię swoją szyję.

-Nie ma sprawy. Możemy się dosiąść, Ronniekins?

-No nie. - Jughead zmarszczył nos. - Doszliście do takiego etapu relacji? Archiekins było znośne, ale Ronniekins? Tak mam teraz do ciebie mówić, V? A raczej Ronniekins?

-Zamknij się, Juggiekins. - Złośliwie uśmiechnęła się dziewczyna. - Siadajcie, proszę.

Cheryl z Toni, które stały trochę na uboczu, przysiadły się i ruda zaczęła przedstawiać swoją dziewczynę.

-Jughead, to jest Antoinette Topaz, zwana też Toni. Moja miłość. - Cmoknęła ją delikatnie w policzek, a różowowłosa dziewczyna uśmiechnęła się i podała rękę Jugheadowi.

-Znamy się, Cher. Toni niedawno przyszła spytać się, czy nie potrzebuję fotografa do B&G. Przyznaję, zdjęcia robi świetne.

-Nie przesadzaj, Jug. Co teraz piszesz do gazetki szkolnej?

-Ostatnio nie ma ciekawych tematów. Tylko jakieś wybory uzupełniające do samorządu szkolnego.

-A co byś powiedział na narkotyki, Jug? - powiedział Archie, przysłuchując się ich rozmowie. Brunet zmartwiał.

-Cooo masz przez to na myśli?

-Słyszałem podłoski, że gang, który kiedyś nazywał się Serpants, czy jakoś tak, prowadzi biznes w Riverdale.

Zanim Jughead zdążył odpowiedzieć, usłyszał gniewny głos Toni.

-Serpents, nie Serpants, rudy. I trochę szacunku. Mój ojciec był ich ostatnim liderem, zanim ktoś go nie zabił.

Jughead poczuł, że ścierpła mu skóra na rękach.

Cichy Krzyk // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz