{VI} Everything is screaming.

3.9K 248 121
                                    

-Czemu ja zawsze muszę być tą złą?! - Betty płakała ze złości i bezsilności. - Rodzice mnie nienawidzą. Pewnie gdyby mogli, oddali by mnie gdzieś jak jakiegoś psa. Moja przyjaciółka mnie nienawidzi, a ja nienawidzę jej. Pewnie inni wzięli jej stronę. I to wszystko z powodu chłopaka, którego nie lubiłam do przedwczoraj, a teraz już zdążyłam się w nim zadurzyć! Co jest ze mną nie tak, oprócz tego, że wszystko?!

-Betty? - dziewczyna zobaczyła rudą czuprynę i szybko wytarła z policzków łzy, które cały czas mimowolnie spływały po jej twarzy.

-Arch... Czego chcesz?

-Betty, musisz przeprosić Veronicę. Nawet nie wiesz jak nią wstrząsnęło to co powiedziałaś...

-Należało jej się - mruknęła Betty i pokazała palcem na kręcącego głową Archiego. - Tak, należało się jej, i nie próbuj nawet zaprzeczać! Nawet ty nie byłbyś zdolny grzebać w cudzych rzeczach i wyciągać na wierzch tak delikatne sprawy, jak to, co przeczytała!

-Czy to była pochwała, czy obelga?

-A wybierz sobie. Z czym ci wygodniej. Albo z czym się lepiej utożsamiasz.

-Bardzo zabawna z ciebie dziewczynka, Cooper.

-Przyjmuję komplement, ale teraz możesz już iść do Veronici i powiedzieć, że Betty od teraz nie jest dobrą dziewczynką i jej NIE PRZEPROSI.

-Robisz to wszystko, tracisz przyjaciół, reputację i czas dla czego? Dla jakiegoś chłopaka z problemami, który nawet nie okaże ci grama wdzięczności?

-Nie obchodzi mnie jego wdzięczność, Arch. Nie obchodzą mnie też przyjaciele, którzy za cel i życiową rozrywkę wybrali sobie niszczenie świata niewinnemu chłopakowi, który nigdy nie zrobił im nic złego.

-Veronica ma na ten temat odmienne zdanie.

-Mam już w dupie zdanie Veronici, Archie! Rezygnuję z niej. A jeśli będę musiała, zrezygnuję z was.

-Betty, pójdź ze mną na randkę.

-No to żeś sobie kurwa wybrał najodpowiedniejszy moment, rudy.

-Nie, posłuchaj! Proponuję ci deal. Ty idziesz ze mną na randkę, a Jones ma spokój. Przestanę go zaczepiać, gnębić itd. Powiem też Buldogom, żeby go zostawili. A to wszystko dzięki jednemu spotkaniu!

-A to wszystko po to, by wpisać mnie do statystyk i mieć więcej dziewczyn od Reggiego. - Betty skrzyżowała ramiona i odwróciła się do okna.

-Betty, no dawaj, będzie fajnie! Nie musisz ze mną nic robić, nie dotknę cię nawet, to tylko parę godzin, a profity będą dla ciebie i dla mnie!

-Czyli mam zostać kimś w rodzaju luksusowej prostytutki?

-Betty. Przecież lubisz się ze mną spotykać. To wyjście nie będzie się różniło niczym, oprócz nazewnictwa.

-Uhh... No dobra. Zgadzam się, Archie. Ale obiecaj mi, że dotrzymasz umowy.

-Słowo skauta. - chłopak z powagą podniósł do góry dłoń z wyciągniętymi dwoma palcami i zasalutował.

-Jesteś czasem idiotą, Archie Andrews. - uśmiechnęła się zmęczona Betty.

-Też cię kocham, B. - chłopak wyszczerzył zęby. - To dzisiaj, o 18 w Pop's?

-Okey. - westchnęła ciężko dziewczyna.

•••

Jechał bez przerwy już trzy godziny. Zdał sobie sprawę, że za chwilę zabraknie mu paliwa i utknie pośrodku niczego. Zaczął się więc rozglądać za stacją benzynową. Kiedy przyjrzał się dokładniej miejscu, w którym się znalazł, poczuł jak zaczynają mu dygotać ręce. To ta droga. Droga, na której stracił wszystko. Rodzinę, sens życia, zdrowie psychiczne. Zacisnął mocniej palce na gumach przy kierownicy. Próbował odciąć od siebie wspomnienia tamtej nocy, ale one i tak go zalały, niechciane i powodujące ból.

•••

Ta noc jest wyjątkowo ciemna. - myślę sobie, siedząc na przednim siedzeniu i grzebiąc wykałaczką w zębach. Tata prawie zasypia przed kierownicą, więc co jakiś czas go szturcham i próbuję z nim rozmawiać, na co on tylko coś tam odburkuje. Wypił dzisiaj tylko dwa kieliszki wódki, wiem, bo cały czas go obserwowałem. Ale i tak boję się, że policja mogłaby to wykryć i zabraliby mu prawko. To by było złe zakończenie całkiem miłego weekendu całą rodziną w Mountain Blake. Nasz pierwszy taki rodzinny wyjazd. Od momentu, kiedy tata przestał tak dużo pić i znalazł sobie stałą pracę, możemy sobie pozwolić na takie wyjazdy, a nawet brać kogoś spoza rodziny...

Moje myśli błądzą na obrzeżach snu, kiedy widzę światła samochodu z naprzeciwka skierowane prosto w nas. Ktoś zjechał na nasz pas! Panikuję i wrzeszczę na otumanionego tatę, a potem skręcam kierownicą, próbując nie wjechać w nich na czołowe. Prawie mi się to udaje. Czuję potężne uderzenie, podczas którego uderzam głową o tapicerkę. Ostatnie co słyszę, to straszliwy krzyk Jellybean.

•••

Potem był szpital. Nikt nie chciał powiedzieć co z innymi. W końcu przyszła ciotka i poinformowała mnie suchym głosem, że ja i ojciec jako jedyni uszliśmy z życiem. I to ojciec jest winny. Był pod wpływem alkoholu. Na nic zdały się moje wyjaśnienia. Straciłem wszystko. Straciłem wszystko. Wszystko.

•••

Chłopak zjechał do stacji benzynowej. Wlał tyle paliwa, żeby wrócić do Riverdale. Był też głodny, ale postanowił sobie, że zajedzie już w mieście do Pop's, najlepszej burgerowni na świecie. Jughead kochał jeść. Siostra kiedyś się z niego śmiała, że nawet jakby stracił wszystko, to zawsze zostaje mu jedna rzecz: apetyt. Pomyliła się. Po wypadku nie jadł przez tydzień, chcąc tylko swojej śmierci. W końcu pielęgniarki wymusiły w niego jedzenie, kiedy był za słaby, żeby im się przeciwstawić.

Myśląc o tych dniach, wracał do Riverdale. Jedynego miejsca, do którego mógł się udać. Tam skończyło się i zaczęło wszystko, co było najlepsze i najgorsze w jego życiu.

Cichy Krzyk // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz