{XIII} I can't lost you.

3.5K 238 52
                                    

Uderzyła ją. Pierwszy raz w życiu zraniła ją fizycznie. Miała na palcach pierścionki, które przecięły dziewczynie skórę na kości policzkowej. Zwyzywała ją, zabrała laptop i telefon i zamknęła na klucz w pokoju.

Tak źle jeszcze nie było. Betty miała ochotę umrzeć. Po prostu przestać istnieć. Przestać czuć ból. "Poza tym, gdybym popełniła samobójstwo, moja mama przestałaby mieć opinię idealnej osoby". Takie myśli tylko ją utwierdzały w postanowieniu i tylko rozpacz na twarzy Jugheada, kiedy odchodziła, ją od tego powstrzymywała.

-Obiecaj.

-Co?

-Wiesz co.

Znał ją lepiej, niż myślała. Wiedział, co chodzi jej po głowie. Ale czy nie lepiej dla niego i wszystkich byłoby, gdyby odeszła? Czując totalną pustkę w sercu, zasnęła z zaschniętymi łzami na twarzy.

•••

-Czemu dałem jej z nią iść?! Czemu?! Mogłem ją zatrzymać, posadzić na motocykl i odjechać! Bóg wie, co może się tam teraz dziać! Tylko pogorszyłem sytuację! Czemu ją puściłem?! - Jughead chodził tak po swoim pokoju już od dłuższego czasu. Obserwowała go Veronica, która próbowała go uspokoić, ale na razie jej się nie udawało.

-Jughead! Jughead! Jones, do cholery! Posłuchaj! Chodzeniem w kółko i wyzywaniem siebie i jej matki nic nie osiągniesz. Musimy na spokojnie i zimno rozważyć wszystkie opcje.

-Ale ona tam teraz może umierać! - Ryknął chłopak.

-Nie przesadzaj, jej matka nigdy by tego nie zrobiła. Może nie z powodu swoich uczuć do B, ale z lęku o utratę reputacji.

-Nie o tym mówię. - Mruknął chłopak. - Zresztą, nieważne. Dobra. Jaki mamy plan?

-Poczekamy do jutra. Nie przerywaj! - dziewczyna podniosła palec, bo widziała, że chłopak już otwierał usta. - Poczekamy i zobaczymy, czy będzie jutro w szkole. Jeśli tak, to znaczy, że nic wielkiego się nie stało. Betty może nie wygląda na twardą, ale uwierz mi, przeszła dużo więcej niż ci się wydaje z taką matką. Ale jeśli jej nie będzie... Idziemy do niej, do domu i sprawdzamy czy wszystko gra. Ty możesz zabajerować coś o jakiś grzeszkach z przeszłości... A właśnie. - Veronica spojrzała  zaintrygowana na chłopaka. - O co ci dzisiaj chodziło? Co takiego wiesz o idealnej Alice, czego nie wie nikt inny?

-Po aresztowaniu taty dość często przeglądałem stare papiery rodzinne. W jednej ze skrzyń znalazłem... Listy miłosne mojego ojca do Alice z czasów liceum! Oczywiście jeszcze wtedy nie wiedziałem, kto to, ale zapamiętałem bardzo dobrze jej imię i nazwisko, bo dowiedziałem się z nich między innymi, że mam starszego o parę lat przyrodniego brata.

-Cooo?!

-Tak, idealna Alice Cooper zaszła w ciążę z MOIM tatą w liceum! Oczywiście nie chciała tego dziecka i kiedy tylko urodziła, oddała go do adopcji. Wtedy też rozstała się z moim ojcem, bo ten chciał je zatrzymać. Nie chciała mu nawet powiedzieć, gdzie ono się znajdowało! To była jej zemsta.

-O Boże, Jughead, tak mi przykro... Czyli masz gdzieś z Betty wspólnego brata?

Chłopak zmarszczył brwi.

-Na to wychodzi.

-Dziwne. Ale dzięki temu możemy zdemaskować tą ohydną hipokrytkę, albo przynajmniej ochronić przed nią Betty!

-Masz rację. Mam nadzieję, że Betts przyjdzie jutro do szkoły, ale jeśli nie, przygotuję artykuł do B&G. Nie ujdzie jej na sucho krzywdzenie tak niewinnej i sł... - chłopak nagle przerwał, odchrząknął i powiedział - no, Betty.

-Mój Boże, Jug, to już nie jest miłość. To jest psie oddanie.

-Veronica!

-No co? Taka prawda. Nawet nie zaprzeczysz, że coś do niej czujesz.

-V...

-No właśnie. A teraz idziemy spać. Musimy się przygotować na jutrzejszą walkę z matką-potworem.

•••

Jedyne co widział, to ciemność. Szedł przed siebie, czując jak serce dudni mu u uszach. Zawsze bał się bycia samemu w mroku. Nagle potknął się o coś i przewrócił. Obtarł sobie boleśnie dłonie. Chciał wstać, ale nagle zorientował się, że jest w ciasnym tunelu i jego jedyną możliwością wydostania się stąd jest czołganie. Robił to więc przez chwilę, która jemu wydawała się wiecznością. Nagle znalazł się na świeżym powietrzu, wszędzie było przeraźliwie jasno, więc światło go oślepiło. Po chwili mrugania zobaczył, że jest na swojej ukochanej polanie. Poczuł się szczęśliwy, że wydostał się z ciasnego tunelu, ale kiedy spojrzał za siebie, nigdzie go nie było. Zaczął powoli spacerować po polance, aż dotarł do jeziorka. Poczuł nieprzepartą ochotę zanurzenia się w zimnej wodzie, bo nagle było mu bardzo gorąco. Wszedł więc w ubraniach po pas, dotykając dłońmi nieprzeniknionej tafli wody. Nagle poczuł straszliwy niepokój, szarpiący jego wnętrzności. Zobaczył, że woda jest czerwona. Kiedy zrozumiał, że to krew, chciał wydostać się z jeziora, ale nagle stracił zdolność ruchu. Zaczął się topić. Kiedy jego głowa zanurzyła się w wodzie i otworzył oczy, zobaczył tuż obok siebie białą twarz Betty. Zaczął krzyczeć i próbował ją wyciągnąć z cieczy, która znów stała się przejrzysta. Dusił się jednak, bo brakowało mu już powietrza, szamotał się tylko z dziewczyną w ramionach. Ostatnie co zobaczył, to jej porozcinane nadgarstki.

•••

Veronicę obudził płacz w sąsiednim pokoju. Wstała szybko z łóżka, zaniepokojona i jeszcze zaspana. Weszła do Jugheada i zobaczyła chłopaka łkającego i siedzącego na łóżku.

-Jughead? Jug, co się stało?

-Nnnic, ja... Zły sen. Pprzepraszam że cię ooobudziłem.

-Co ci się śniło? - dziewczyna nie spodziewała się zastać go w takiej rozsypce. Przysiadła się do niego na łóżko, a on po chwili przytulił się do niej i wtulił twarz w jej ramię. Veronica zaczęła go głaskać po głowie. - Ciii, ciiii. To tylko zły sen. Już jest ok, dobrze?

-Tak... Tak. Przepraszam cię, Ronnie.

-Przecież nie zrobiłeś nic złego. Opowiedz mi ten sen. To podobno pomaga.

-On... Był dziwny i niepokojący. Straszny. Śniła mi się Betty. Umierała, a ja nie mogłem nic zrobić. Nie uratowałem jej. Mogłem tylko patrzeć bezczynnie na jej śmierć. Znów nie dałem rady uratować kogoś, kogo kocham.

Cichy Krzyk // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz