{XXVIII} My love didn't change anything.

2.8K 187 18
                                    

-Jug! Chodź tu do nas! - Veronica zaczęła machać do niego ręką. Była pora lunchu. Chłopak nie chciał zadawać się z paczką Betty, a już w szczególności Veronicą. Bał się o nią, i to bardzo. Już raz została porwana, a była w strefie wpływów gangu dużo bardziej niż Betty. Pomyślał jednak, że nie może ich tak zupełnie zignorować, bo Ronnie może uznać to za dziwne i jeszcze powiedzieć Betts. A to kontaktu z blondynką obawiał się najbardziej. Podszedł więc z ociąganiem do stolika i usiadł obok Veronici. Bez jego dziewczyny wydawał mu się jakiś pusty.

-Jak sobie radzisz, Jug? - Ronnie delikatnie dotknęła jego ramienia i spojrzała na niego poważnie.

-Spokojnie, V. Jestem już dużym chłopcem. - Uśmiechnął się z przymusem.

-Może i tak, ale bez Betty wydajesz się strasznie zagubiony. Dzwoniła wczoraj do ciebie?

-Taak, w nocy. Powiedziała, że wszystko jest dobrze, jej siostra i Jason są bardzo mili, ale tęskni za Riverdale. - Zapatrzył się na liście na drzewach.

-Jug, ona wróci. Za parę miesięcy, kiedy już oboje będziecie dorośli i nic was nie będzie krępować!

-Błędy ojca będą się za mną ciągnąć do końca życia. - wyszeptał cicho chłopak, bardziej do siebie, niż Veronici, ale ona i tak odpowiedziała.

-Przestań, Juggie. Twój ojciec zrobił parę złych rzeczy, ale... Nikt ci nie każe za nie płacić.
No, może ja robiłam to przez prawie dwa lata. - Dodała po chwili namysłu. - Ale ta era oficjalnie się skończyła, więc już wszystko będzie dobrze. Musisz tylko cierpliwie poczekać na B. Kiedy ona przyjedzie, zobaczysz, że te twoje lęki rozmyją się natychmiast.

-Taak, tak. Bardzo możliwe. Ale czy możesz mi zagwarantować, że Betty wróci?

-Co masz na myśli? - Dziewczyna zmarszczyła brwi.

-Tylko to, że NY to miasto wielkich możliwości, ona może się tam spełnić, znaleźć sobie kogoś lepszego i nie chcieć wracać.

-Jughead! Naprawdę tak mało w nią wierzysz? Tak mało wierzysz w was? Przecież ona cię kocha. To widać. A ty kochasz ją.

-Ronnie... - W tym momencie zadzwonił dzwonek. Uczniowie zaczęli podnosić się z miejsc, a Veronica kątem oka zarejestrowała, że Jughead nawet nie ruszył swojego lunchu.

•••

Ze zdenerwowania pociły mu się dłonie. Miał właśnie przewieźć pierwszą paczkę do Greendale. Zaczął się zastanawiać, czemu całe jego życie musi tak wyglądać. Przed dwoma laty było ciężko, i to bardzo, a potem pojawiła się nadzieja na polepszenie sytuacji. Wszystko rozpierdolił wypadek. Od tego czasu aż do niedawna jego życie było bardziej koszmarem niż czymkolwiek innym. A potem Betty zmieniła je na lepsze. Zakochał się w niej. Chciał z nią być, stanąć do walki z demonami przeszłości, które gnębiły ich oboje. Chciał być w końcu szczęśliwy i pojawiła się na to szansa. Ale powinien już z doświadczenia wynieść, że on nie ma prawa być szczęśliwy. To nie jest zapisane w gwiazdach. Podczas tworzenia jego przyszłości użyto tylko ciemnych barw. I tak już musiało zostać. Nie chciał wciągać w to jednak innych. Ciotki, Veronici, Archiego. Betty. Musi się od nich odgrodzić, żeby nie zarazić ich tym fatum. Osoby, które on kocha, nigdy nie kończyły dobrze. Dlatego musi złamać serce Betty. Żeby potem życie nie złamało jej. Żeby miała szansę być szczęśliwa. Bez niego.

•••

Betty dzwoniła do Jugheada już czwarty raz. Wcześniej rozmawiała z Veronicą, która opowiedziała jej o dziwnym zachowaniu chłopaka podczas lunchu. Czuła w sercu mdlący strach, że stało się coś, czego już nie dadzą rady naprawić.

-Betty. - Usłyszała w końcu głos chłopaka. Wydał jej się jakiś pusty i oschły.

-Jug! Dzwonię już czwarty raz. Czemu nie odbierasz? Coś się stało?

-Nie. Co miało się stać? Po prostu byłem zajęty. Nie mam czasu na g... Na głupie pogaduszki. - w pewnym momencie usłyszała w jego głosie wahanie, jakby trudno było mu to powiedzieć.

-Oh przepraszam. Przepraszam, że chciałam porozmawiać przez chwilę z moim chłopakiem. - Betty poczuła się urażona. Przecież tylko się o niego martwi!

-Betts... - Słyszała załamanie w jego głosie.

-Powiedz mi, co się dzieje, Jug. Co się z tobą dzieje?

-Ja... Nic. Betty, muszę kończyć. Yyy... Ciotka zaraz do mnie przychodzi. Muszę przygotować herbatę. Do usłyszenia.

-Tak... Kocham cię, Juggie. - Odpowiedział jej tylko dźwięk przerwanego połączenia.

•••

Nie da rady tego ciągnąć. Kiedy się rozłączył, wyszeptał Też cię kocham, Betts. Ale to niczego nie zmienia. I tak uważał. Nic i nikt nie jest w stanie mu pomóc. Wpadł w spiralę zniszczenia, która powoli i nieubłaganie zaczyna go zgniatać na miazgę. Jedyna osoba, która mogłaby go uratować, zaczyna pewnie wątpić, czy w ogóle warto próbować.

Cichy Krzyk // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz