{XLI} Break me down and bulid me up.

2.6K 185 18
                                    

Wpatrywała się w niego cały czas w niedowierzaniu. Nie mogło do niej dotrzeć, że w końcu spełniło się jej marzenie. Że w końcu jest szczęśliwa.

Nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo usłyszała histeryczny pisk od drzwi.

-Jughead!!! W końcu!!! Jug, obudziłeś się!!! - Zobaczyła obok siebie burzę różowych loków, które rzuciły się razem z właścicielką na bruneta.

-Toni. - Wyszeptał i lekko się uśmiechnął. Spojrzał na dziewczynę, która znajdowała się zaraz obok. - Cher.

-Jug. - Cheryl delikatnie odsunęła swoją dziewczynę i również uściskała chłopaka. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się obudziłeś, bo ta kędzierzawa diablica mówiła tylko o tobie. Nic, tylko Jughead, ten pierdolony Malachai i Jughead...

Betty więcej nie usłyszała. Powoli wycofała się z pomieszczenia, chcąc sobie to wszystko poukładać na spokojnie. W lobby spotkała Veronicę i Archiego.

-B! Czemu nie jesteś u Juga? - Zagadnęła ją brunetka.

-Obudził się. - Wyszeptała.

-Co? Usłyszałam, że się obu... - Dziewczyna wybałuszyła oczy, spojrzała na Betty, która pokiwała głową i pobiegła do sali zajmowanej przez chłopaka.
Archie popatrzył się za to na Betty i spytał ze zmarszczonymi brwiami:

-Czemu tam nie jesteś?

-Nie wiem, Arch... Muszę to sobie wszystko poukładać w głowie.

-Ale o co chodzi? Wydaje ci się, że go nie kochasz?

-Nie! - Oburzyła się Betty. - Nie. Oczywiście, że go kocham.

-Więc o co chodzi?

-Muszę po prostu wszystko przemyśleć. Przepraszam, Arch. - Dziewczyna szybko popchnęła szpitalne drzwi i wyszła. Odetchnęła zimnym powietrzem i podeszła do motocykla Jugheada, którym tu wcześniej przyjechała. Wsiadła na niego i ruszyła, podświadomie kierując się w stronę miejsca, w którym była tylko raz w życiu.

Zatrzymała się na polanie. Przez te miesiące nic się tu nie zmieniło. Jakby czas nie miał tu dostępu. Dziewczyna podeszła do tafli jeziora i popatrzyła na swoje pofalowane odbicie. Blond włosy, z których ostatnio zmyła resztki czarnej szamponetki. Zadarty do góry nos. Zielone oczy. Czarna bluzka, należąca do chłopaka czekającego na nią w szpitalu.

Przyjechała tu, żeby się trochę uspokoić, bo mimo tego, że zachowywała się normalnie, czuła, że za chwilę wybuchnie z nadmiaru emocji. Nie chciała, żeby Jughead zobaczył ją w takim stanie. Chciało jej się krzyczeć, histerycznie śmiać, rozdzierająco płakać. Dała upust temu wszystkiemu. Kiedy już zmęczyła się tymi emocjami, położyła się w trawie, przypominając sobie ostatni raz, kiedy była tu z Jugiem. Wtedy po raz pierwszy poczuła, że nie jest jej obojętny. Zakochanie się w nim było takie naturalne. Jakby życie wpisało to wcześniej w swój grafik i teraz tylko realizowało plan. Ale to, przez co musiała przejść potem... Te wszystkie łzy. Samotnie spędzone noce. Paniczny strach. Rozpacz. Niemożliwa do opisania radość. Szczęście. Czuła się szczęśliwa. W końcu, po tym całym bólu, wszystko wróci na właściwe tory.

•••

Po wyjściu lekarza Veronica cały czas siedziała przy nim, oplatając go ramionami. Paplała trzy po trzy o jakiś bzdurach, jak tragiczne braki w jego szafie. Chłopak już od dłuższego czasu jej nie słuchał i myślał o dziwnym zachowaniu Betty. Próbował je zinterpretować. Przyjechała tu do niego. Powiedziała, że za nim tęskni. A po tym, jak się obudził, uciekła. "Pewnie zdała sobie sprawę, że już mnie nie kocha." Pomyślał z goryczą. Nie wiedział, czego więcej niby oczekiwał. Olał ją na siedem miesięcy i teraz ma do niego wrócić, jak gdyby nigdy nic się nie stało? To tak nie działa. On nie przestał jej kochać i nigdy nie przestanie, ale Betty może mieć względem niego inne odczucia. Stop. Nie może, ale na pewno ma. Pewnie czuje litość. Może trochę smutku. Pogardę.

Zadręczał się tymi wszystkimi pytaniami, kiedy poczuł na swoim uchu oddech Veronici.

-Spokojnie. Niedługo tu będzie. - Szepnęła. - Daj jej tylko trochę czasu na ogarnięcie tego wszystkiego.

-Ale... - Zaczął mówić, ale przerwał mu Archie.

-Ronniekins! Przestań się tak kleić do Juga, bo pomyślę jeszcze, że wolisz jego ode mnie.

-Archieee... - Odpowiedziała mu płaczliwie brunetka. - Gdybyś ty dostał strzał w piersi i potem leżał przez dwa tygodnie nieprzytomny, zachowywałabym się tak samo w stosunku do ciebie. Na pewno nie odpierdzielałabym tak jak Betty. Chociaż... - Zamyśliła się na chwilę. - No dobra. Pewnie byłabym identyczna.

-Co robiła Betty? - Jughead od razu podłapał temat.

-Praktycznie tu zamieszkała. Pielęgniarki zaczęły się zastanawiać, czy nie zarezerwować już dla niej osobnego łóżka i łazienki. O! - Wykrzyknęła Veronica tak głośno, że Jughead aż się wzdrygnął. - O wilku mowa! - Wzrok chłopaka powędrował w stronę drzwi, w których stała zjawiskowa blondynka z lekkim uśmiechem na ustach.

-Czy to nie moja koszulka? - Najgłupsze pytanie, jakie mogłyby przyjść mu do głowy.

-No widzisz? I o tym mówiłam w kontekście niedyspozycji garderoby!

-Cicho, V. Chodź stąd na chwilę. - Archie pociągnął swoją dziewczynę za rękę, odrywając w ten sposób od Jugheada i rzucając znaczące spojrzenie w stronę Cheryl i Toni.

-Oh, Jug, my też musimy już wyjść. Bardzo nam przykro, ale kolacja z rodzicami Cher sama się nie zje.

-Jest dwunasta, TT. - Zakpił lekko Jughead.

-I właśnie dlatego to będzie wyjątkowy posiłek. - Różowowłosa puściła do niego perskie oko, przytuliła ostatni raz i pociągnęła za sobą Cheryl, która nie zdążyła się nawet z nim pożegnać i tylko machnęła ręką jemu i Betty. Po chwili blondynka i Jughead zostali sami. Dziewczyna podeszła powoli do krzesła przy łóżku bruneta i usiadła. Chłopak wziął głęboki oddech i zaczął mówić.

Cichy Krzyk // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz