Camila zatrzymała się w pół kroku, zauważając na wystawie czarną kurtkę w kwiatowy wzór.
- Jaka cudowna! Chcę ją! - Złapała przyjaciółkę za rękę, ciągnąć ją w kierunku wejścia do sklepu.
- Od kiedy ubieramy się w sieciówkach, huh? - mruknęła niezadowolona.
- Ja od zawsze. Co za różnica, jaka jest na niej metka? Podoba mi się, dlatego mam zamiar ją kupić.
Chwilę później dziewczyny buszowały między regałami. Normani nie okazywała zainteresowania żadną częścią garderoby, ale Camila wręcz przeciwnie. Wybierała wszystko, co wpadło jej w oko, nie przejmując się opinią przyjaciółki.
- To już przesada, Cami — odparła starsza, gdy Cabello chwyciła do ręki skarpetki z małymi bananami.
- Nie twoja sprawa.
- Owszem, moja. Jako twoja najlepsza przyjaciółka, muszę dbać o twój wizerunek.
- Odpuść, Mani. Cowell wystarczająco mnie pilnuje. Chcę mieć wolną rękę, chociaż przy wyborze skarpetek.
Dziewczyna faktycznie odpuściła. Uznała, że skoro Camili tak bardzo brakuje swobody, nie będzie się wtrącać. Nawet jeśli chodzi o głupie skarpetki.
Niedługo później obie stanęły przed kasą. Czuły na sobie ciekawskie spojrzenia innych klientów, jak i pracowników sklepu. Nie przejmowały się tym, zdążyły się przyzwyczaić.
- Ile płacę? - Uśmiechnęła się do młodej kasjerki, wyciągając z torebki portfel.
- Och — westchnęła kobieta. - To na koszt firmy.
Wyraz twarzy Camili diametralnie się zmienił. Była zła. Oczywiście uważała to za miłe, ale również niepotrzebne. Chciała spędzić zwyczajny dzień, robiąc zwyczajne rzeczy i czuć się przy tym, jak zwyczajny człowiek.
- To żart, prawda?
- Nie zaczynaj, Mila — Normani usiłowała ją uspokoić.
- Proszę mnie potraktować jak zwykłą klientkę. Przyszłam tu na zakupy, a z tego, co mi wiadomo, zakupy polegają na wybraniu towaru i zapłaceniu za niego, więc proszę mi tego nie utrudniać.
- Oczywiście — odparła zmieszana kobieta. - Czy to wszystko?
- Tak.
- Kartą, czy gotówką?
- Kartą. - Wyciągnęła z portfela kawałek plastiku, po czym przyłożyła go do terminala.
- Dziękujemy za zakupy i zapraszamy ponownie — wyrecytowała wyuczoną formułkę.
Camila już miała zabrać torby z ubraniami i odejść, ale zrobiło jej się głupio. Nie powinna tak na nią naskakiwać.
- Przepraszam, za to, co powiedziałam. To było bardzo miłe i nie powinnam zachowywać się w ten sposób — powiedziała szczerze.
- Nic się nie stało. Wcale nie chciałam tego robić, ale taki mamy wymóg — wyznała. - Szef jest łasy na rozgłos, a pani obecność w naszym sklepie...
- Rozumiem. - Uśmiechnęła się ciepło. - Do zobaczenia.
Dziewczyna poprosiła ochroniarza, aby zaniósł jej zakupy do samochodu, a sama odeszła na bok, aby odebrać przychodzące połączenie.
- Słucham? - odezwała się podejrzliwe do słuchawki. Nie znała tego numeru.
- Dzień dobry, panno Cabello. Z tej strony Thomas Person z Surprise Surprise.
- Och, no tak. Dzień dobry.
- Wiem, że powinienem dzwonić w takich sprawach do pani agenta, ale gdzieś zapodziałem numer. Nie ma pani nic przeciwko?
- Oczywiście, że nie. Coś nie tak z jutrzejszym programem?
- Nie, nie. Wszystko w porządku. Chciałem tylko dogadać szczegóły. Będziemy musieli przemycić panią niezauważoną do budynku. Czy kierowca będzie mógł podjechać pod tylne wejście?
- Nie ma problemu. Wjedzie nawet do środka, jeśli mu karzę — zaśmiała się.
- Cudownie — zawtórował jej. - W takim razie do zobaczenia jutro w południe.
- Do zobaczenia — odparła, po czym zakończyła połączenie.