Styczeń.
- Występ był genialny! - zawołała Normani. - A teraz... Postanowienia i mowa noworoczna!
- Chyba sobie odpuszczę w tym roku.
- Jak to? A gdzie 'nowy rok, nowa ja'? Zawsze to robimy, Cami - mruknęła smutno. - To chociaż się napijmy.
- Nie mam ochoty. Wracam do domu, ale ty baw się dobrze.
- Karla Camila Cabello! Natychmiast mów, o co chodzi.
- A jak myślisz?! - uniosła się, żeby przekrzyczeć donośną muzykę. - Nie chciałam tego! Miałam spędzić ten dzień z Lauren. Zabrać ją na przejażdżkę za miasto, otworzyć szampana i pocałować o dwunastej, jak w tych wszystkich romantycznych filmach.
- Camila...
- Ale nie, bo po co?! Zamiast tego musiałam wbić się w tę kurewsko niewygodną sukienkę, w której wyglądam jak nastroszony paw i dać show.
Umilkła na moment i napiła się drinka.
- Wiem, że muszę być teraz w szczytowej formie i rozwijać karierę, ale... Simon mi niszczy życie.
- Jedźmy do ciebie, zrobimy sobie osobną imprezkę na pogaduszki - zaproponowała przyjaciółka.
Tak też zrobiły. Kierowca odstawił je pod sam apartamentowiec. W domu zrobiły sobie po mocnym drinku i usiadły w salonie.
- Opowiedz mi, jak było z nią w Miami.
- Serio chcesz tego słuchać? - zdziwiła się.
- Mów, póki się nie rozmyśliłam.
- Było niesamowicie! Całe dnie siedziałyśmy w hotelu, ale i tak było idealnie! No i nie wściekła się za ten samochód. Myślałam, że będzie bardzo zła i go nie przyjmie, ale obeszło się bez kłótni. Była u nas na kolacji. Rodzice bardzo ją polubili. Wtedy wpadł Simon, ja spanikowałam i przestawiłam ją jako swoją kuzynkę - mówiła szybko i ledwie zrozumiale.
- Kuzynkę? - parsknęła śmiechem.
- Zbeształa go po hiszpańsku, a on był kompletnie nieświadomy. Tak jak zawsze, gdy ja go obrażam, a on myśli, że mówię coś miłego, bo się uśmiecham.
- To komplety idiota.
- Zakochałaś się w niej?
To pytanie lekko zdezorientowało Camilę. Jeszcze się nad tym nie zastanawiała. Oczywiście, bardzo jej zależało na Lauren i uwielbiała spędzać z nią czas, a kiedy były blisko, serce wyskakiwało jej z piersi, ale nie wiedziała, czy już ją kocha.
Bo czym tak w ogóle jest miłość? Jest wtedy, gdy myślimy o kimś bez końca? A może wtedy, gdy czujemy ból, będąc daleko od siebie? Miłość to radość i szczęście przy boku drugiej osoby? A może to te motylki w brzuchu przy każdym spotkaniu? Jeśli tak, to była pewna, że się zakochała. Ale pewien mądry pisarz* napisał kiedyś, że miłość po prostu jest, bez definicji.
Jeszcze miała czas, żeby to wszystko zrozumieć.
Paulo Coelho - "Czarownica z Portobello"