Rozdział 27

2K 207 7
                                    

Grudzień.

- Hej, skarbie - Camila zaćwierkała do telefonu. - Ty nadal w łóżku? Wstawaj, śpiochu.

- Caaamz, jest szósta rano... - jęknęła, próbując ukryć twarz pod pościelą.

- Zapomniałaś, prawda?

- A jest coś, o czym powinnam pamiętać?

- Zaraz wparuje do ciebie Ally. Macie jechać...

- O kurwa! - Podskoczyła, jak poparzona. - Zapomniałam! Ona mnie zabije!

- Dlatego cię budzę - zaśmiała się.

- Czy ty jesteś już ubrana i pomalowana? - Przypatrzyła się Camili na ekranie telefonu.

- Kochana, ja jestem na nogach od czwartej.

- Dobrze się czujesz?

- W trasie czas płynie trochę inaczej. Dzisiaj zaczynam dzień trochę wcześniej.

- Kotek, muszę cię na chwilę zostawić w pokoju.

- O nie, nie, nie! Weź mnie ze sobą do łazienki! - zaprotestowała.

- Lauren Michelle! - krzyknęła Ally, wchodząc do pokoju brunetki. - Dlaczego ty jeszcze nie jesteś gotowa?

- Muszę powiedzieć mamie, żeby przestała cię tu tak wpuszczać - mruknęła. - Oddaję ci Camilę. Daj mi kilka minut.

Dziewczyna podała przyjaciółce telefon, a chwilę później zniknęła za drzwiami łazienki.

- Cześć, Ally - przywitała się radośnie. - Niczego się nie domyśla?

- No co ty. Myśli, że jedziemy na lotnisko po moją ciotkę.

- To dobrze. Ja jej powiedziałam, że spędzam święta w Seattle z ekipą.

- To będzie dla niej najlepszy prezent - przyznała.

- Dla mnie również. - Uśmiechnęła się. - Nawet nie wiesz, jak trudno było utrzymać to w tajemnicy.

- Dałaś radę. Nawet media nie trąbią, że będziesz w Miami na święta.

- Bałam się, że to wycieknie, ale się udało.

- Jakim lotem lecisz?

- Lecę prywatnym samolotem. Matthew był tak miły i udostępnił mi maszynę.

- A twoja rodzina wie?

- Nie, im też chcę zrobić niespodziankę. Mama jest załamana. Chyba mnie najpierw zabije, a dopiero potem przytuli moje zwłoki - zaśmiała się. - Lauren też mnie zabije.

- Twoja obecność wynagrodzi jej to niewinne kłamstewko.

- Za prezent też mi się oberwie.

- Co jej kupiłaś? - zapytała podejrzliwie.

- Um...

- Co to jest, Camila?

- Coś dużego i czarnego.

- Lustrzanka?

- Jest troszkę większe i ma cztery kółka.

- Co?! Kupiłaś jej...

- Zamknij się, bo cię usłyszy!

- Dobra, dobra - ściszyła głos.

- Narzekała, że jest zdana na ciebie i rodziców, więc uznałam, że przyda jej się auto. Trochę tego nie przemyślałam, ale chyba nie będzie aż tak zła.

- Nie przyjmie go.

- Nie ma innego wyjścia. Mi się nie przyda. Nie mam nawet uprawnień.

- Jakoś cię to nie powstrzymuje przed jazdą - trafnie zauważyła.

- Szczegół. Kończę. Muszę zadzwonić jeszcze do Mani. Ucałuj ją ode mnie. Albo nie! Sama to zrobię.

- Do zobaczenia.

Surprise SurpriseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz