Grudzień.
- Hej, skarbie - Camila zaćwierkała do telefonu. - Ty nadal w łóżku? Wstawaj, śpiochu.
- Caaamz, jest szósta rano... - jęknęła, próbując ukryć twarz pod pościelą.
- Zapomniałaś, prawda?
- A jest coś, o czym powinnam pamiętać?
- Zaraz wparuje do ciebie Ally. Macie jechać...
- O kurwa! - Podskoczyła, jak poparzona. - Zapomniałam! Ona mnie zabije!
- Dlatego cię budzę - zaśmiała się.
- Czy ty jesteś już ubrana i pomalowana? - Przypatrzyła się Camili na ekranie telefonu.
- Kochana, ja jestem na nogach od czwartej.
- Dobrze się czujesz?
- W trasie czas płynie trochę inaczej. Dzisiaj zaczynam dzień trochę wcześniej.
- Kotek, muszę cię na chwilę zostawić w pokoju.
- O nie, nie, nie! Weź mnie ze sobą do łazienki! - zaprotestowała.
- Lauren Michelle! - krzyknęła Ally, wchodząc do pokoju brunetki. - Dlaczego ty jeszcze nie jesteś gotowa?
- Muszę powiedzieć mamie, żeby przestała cię tu tak wpuszczać - mruknęła. - Oddaję ci Camilę. Daj mi kilka minut.
Dziewczyna podała przyjaciółce telefon, a chwilę później zniknęła za drzwiami łazienki.
- Cześć, Ally - przywitała się radośnie. - Niczego się nie domyśla?
- No co ty. Myśli, że jedziemy na lotnisko po moją ciotkę.
- To dobrze. Ja jej powiedziałam, że spędzam święta w Seattle z ekipą.
- To będzie dla niej najlepszy prezent - przyznała.
- Dla mnie również. - Uśmiechnęła się. - Nawet nie wiesz, jak trudno było utrzymać to w tajemnicy.
- Dałaś radę. Nawet media nie trąbią, że będziesz w Miami na święta.
- Bałam się, że to wycieknie, ale się udało.
- Jakim lotem lecisz?
- Lecę prywatnym samolotem. Matthew był tak miły i udostępnił mi maszynę.
- A twoja rodzina wie?
- Nie, im też chcę zrobić niespodziankę. Mama jest załamana. Chyba mnie najpierw zabije, a dopiero potem przytuli moje zwłoki - zaśmiała się. - Lauren też mnie zabije.
- Twoja obecność wynagrodzi jej to niewinne kłamstewko.
- Za prezent też mi się oberwie.
- Co jej kupiłaś? - zapytała podejrzliwie.
- Um...
- Co to jest, Camila?
- Coś dużego i czarnego.
- Lustrzanka?
- Jest troszkę większe i ma cztery kółka.
- Co?! Kupiłaś jej...
- Zamknij się, bo cię usłyszy!
- Dobra, dobra - ściszyła głos.
- Narzekała, że jest zdana na ciebie i rodziców, więc uznałam, że przyda jej się auto. Trochę tego nie przemyślałam, ale chyba nie będzie aż tak zła.
- Nie przyjmie go.
- Nie ma innego wyjścia. Mi się nie przyda. Nie mam nawet uprawnień.
- Jakoś cię to nie powstrzymuje przed jazdą - trafnie zauważyła.
- Szczegół. Kończę. Muszę zadzwonić jeszcze do Mani. Ucałuj ją ode mnie. Albo nie! Sama to zrobię.
- Do zobaczenia.