- Hej, Lauren. Chciałam zadzwonić wcześniej, ale nie miałam przy sobie telefonu.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że będziesz w mojej szkole? - zapytała rozbawiona.
- Dowiedziałam się rano. Nawet nie wiedziałam, że to twoja szkoła.
- Miło było cię zobaczyć i usłyszeć — przyznała lekko speszona.
- Ciebie również. - Uśmiechnęła się sama do siebie. - Wiesz, tak sobie pomyślałam, że... um... - Miotała się. - Może następnym razem spotkamy się u mnie? Nie mogę poruszać się swobodnie po mieście i...
- Jasne. Z chęcią — odparła szybko, żeby oszczędzić dziewczynie cierpień.
- Super. - Bardzo się ucieszyła. - Wyślę rodziców gdzieś na weekend, a Mani... ją po prostu wykopię.
Camila usłyszała w tle czyjeś śmiechy.
- Przeszkadzam ci? - przejęła się.
- Nie, nie. Przyjaciółka ogląda śmieszne kotki.
- Mimo wszystko, powinnam kończyć. Jemy rodzinny obiad.
- W porządku. Życzę smacznego — odparła grzecznie.
- Dziękuję.
Zaraz potem zakończyła połączenie. Cabello wyszła z pokoju, po czym zeszła po schodach, układając w głowie plan, jak pozbyć się rodziców.
- Ślicznie pachnie! - pochwaliła mamę.
- Siadaj. Wszystko gotowe.
Tak też zrobiła. Zajęła miejsce obok Normani, aby w razie potrzeby móc ją trącić łokciem w trakcie rozmowy. Jej przyjaciółka często za dużo mówiła i to zazwyczaj na temat Camili.
- Wiecie co? Oboje tak ciężko pracujecie — zwróciła się do rodziców. - Należy wam się jakiś weekendowy wyjazd.
Oboje spojrzeli na nią podejrzliwie.
- No nie patrzcie tak na mnie. Mówię całkiem serio.
- Kochanie, dopiero co przyjechałaś i za niedługo znów wyjeżdżasz na rok.
Kordei nic nie powiedziała, ale wyraz jej twarzy mówił wiele.
- Normani — zaczęła Sinu. - Coś nie tak?
- Wszystko w porządku, mama — usiłowała skłamać, ale nie szło jej za dobrze.
- Camila — tym razem odezwał się Alejandro.
- Nic takiego, papa. Zapewniam.
- Karla. - To już było srogie ostrzeżenie.
Dziewczyna nie wiedziała, jak im powiedzieć, że trasa potrwa dłużej, niż zwykle i nawet nie będzie miała czasu na odwiedziny.
- Simon zaplanował mi już kalendarz — zaczęła ostrożnie. - Na dwa lata z góry. Będę w Miami tylko na koncert i ewentualnie noc w hotelu. Ale przecież to wy będziecie mogli odwiedzać mnie! Wystarczy, że wsiądziecie w samolot i już.
Nastała bardzo nieprzyjemna cisza. Matka wiedziała, że jej córka spełnia swoje marzenia, a taka jest tego cena. Wiedziała jednak, że będzie za nią bardzo tęsknić i nie wytrzyma tak długiej rozłąki.
- No oczywiście, że będziemy do ciebie jeździć! Chyba nie myślałaś, że pozbędziesz się nas na dwa lata. - Ukryła smutek pod uśmiechem.
- Wracając do tego wyjazdu, co powiecie na LA? Słońce, plaża...
- To samo, co w Miami — odezwał się tata.
- Disneyland?
- Tak! - ożywiła się mniejsza wersja Cabello.
- Widzicie? Młodej się podoba pomysł. Sofi będzie miała trochę rozrywki, a wy odpoczniecie w spa, czy coś. Należy wam się.
- Czy ty próbujesz się ich pozbyć z domu? - szepnęła Normani.
- Ciebie też się pozbędę.
- Masz rację, Cami. Z chęcią pojedziemy.
- Ale rozumiem, że ty płacisz? - zaśmiał się Alejandro.
- Oczywiście, tatusiu. Wynajmę wam apartament w moim ulubionym hotelu w LA. - Uśmiechnęła się triumfalnie.