- To będzie jakiś koszmar - mruknęła Lauren, zatrzymując samochód przed swoim domem.
- Kochanie, nie bądź tak negatywnie nastawiona.
- Nie rozumiesz...
- Więc mi wytłumacz.
- Później. Teraz mam tylko jedną prośbę.
- Dla ciebie wszystko. - Złożyła szybkiego buziaka na jej ustach.
- Ani słowa o mojej siostrze, dopóki ktoś o niej nie wspomni, dobrze?
- Oczywiście.
Dziewczyny wyszły z samochodu i szybkim krokiem udały się do drzwi. Od progu powitało je radosne ćwierkanie mamy Jauregui. Gdy tylko zorientowała się, że przyszły, wybiegła z kuchni.
- Dzień dobry - odezwała się starsza. - Camila, miło mi panią poznać.
Kobieta zignorowała wyciągniętą dłoń i ją przytuliła.
- Mów mi Clara, kochanie. Nie bawmy się w te oficjalne zwroty.
- Cześć, mamo.
- Taka już jedzie, coś go zatrzymało w pracy. Zapraszam do stołu.
Lauren delikatnie się uśmiechnęła pod nosem. Może jej obawy były bezpodstawne?
Cała trójka usiadła w jadalni. Stół był pięknie zastawiony, a jedzenie wyglądało smakowicie.
- To już ten etap, kiedy mogę upokorzyć swoją córkę opowieściami z dzieciństwa? - wypaliła Clara.
- Mamo!
- No co? Z chęcią opowiem Camili, jak...
- Błagam cię, nie rób tego.
- No dobrze, dobrze. - Machnęła ręką. - Powiem ci na osobności - szepnęła do dziewczyny.
- Słyszałam to!
- Nie wiem, o czym mówisz. No ale dobrze, porozmawiajmy o czymś innym. Lauren wspominała coś o wyjeździe.
- Tak, za po zakończeniu roku wracam w trasę. Chcę, żeby pojechała ze mną. To tylko kilka koncertów.
- Myślę, że wyjazd dobrze jej zrobi. Tak ciężko pracowała przez ten rok.
- Wiem i jestem z niej dumna. - Uśmiechnęła się czule. - Potem odwiedzimy Kubę. To dopiero będą prawdziwe wakacje.
- Kubę? Bardzo ciekawy pomysł. To całkowicie moje klimaty - zachwycała się. - Właśnie, kochanie. Znalazłaś już coś niedrogiego w Nowym Yorku?
Jauregui jeszcze nie zdążyła powiedzieć rodzicom, że zamieszka u Camili. Ledwo pogodzili się z tym, że wyjeżdża na studia, że jest w związku i to z gwiazdą popu. Nie chciała zwalać na nich za dużo informacji.
- Jeśli o to chodzi...- zaczęła niepewnie. - Chyba nie muszę szukać. Camila ma mieszkanie w Nowym Yorku i chce, żebym się do niej wprowadziła.
Clara początkowo nie wiedziała, co powiedzieć. Nie była zachwycona, że tak szybko zamieszka z dziewczyną, ale też się cieszyła. Wolała to, niż jakieś obskurne mieszkanie w nieciekawej okolicy.
- A kiedy ślub i dzieci?
Cabello zakrztusiła się lemoniadą, gdy to usłyszała.
- Spokojnie, żartowałam - zaśmiała się.
Drzwi wejściowe trzasnęły, a chwilę później w jadalni pojawił się tata Jauregui.
- Camila, tak? - zapytał radośnie. - Miło cię poznać. Przepraszam za spóźnienie. Szef nie zna umiaru.
- Dzień dobry. - Odwzajemniła gest. - Nic się nie stało.
Obiad trwał w najlepsze. Rozmawiali i śmiali się. Atmosfera była naprawdę przyjemna. W końcu jednak odeszli od stołu. Dziewczyny pomogły posprzątać po jedzeniu, a rodzice rozsiedli się w salonie.
- Chodź, pokażę ci mój pokój.
- Komnata tajemnic?
- Tak jakby. Możesz się tak spodziewać wszystkiego. Może znajdziesz gdzieś mojego chomika, uciekł z klatki kilka lat temu.
- Co?!
- Żartuję, Camz - parsknęła.
Weszły po schodach i skręciły w prawo. Na końcu korytarza Lauren otworzyła przed nią drzwi.
- Zapraszam.
- Wow - wymsknęło się Camili. - Od razu widać, że to pokój artystki.
Wszędzie walały się przeróżne odrazy, szkice, ołówki, pędzle i masa innych przedmiotów z tym związanych. Dziewczyna jednak największą uwagę zwróciła na tablicę korkową nad biurkiem. Były do niej przypięte zdjęcia, bilety po koncercie i inne drobiazgi.
- Kto to? - zapytała, przyglądając się konkretnej fotografii.
- To jest właśnie moja siostra - Taylor.
- Nie jesteście do siebie ani trochę podobne.
- Fakt. Nie to, co ty i Sofi - zaśmiała się. - Tay była ode mnie dwa lata młodsza.
Camilę przeszedł dreszcz na czas przeszły wypowiedzi. Już wiedziała, czego ma się spodziewać.
- Co się stało? - zapytała ostrożnie.
- Białaczka.
- Tak mi przykro, Lo...
- Mi też, ale trzeba żyć dalej. Ona by żyła i korzystała z każdej chwili.
- To bardzo mądre podejście.
- Dla rodziców to dalej drażliwy temat. Odeszła ledwo dwa lata temu. Brakowało nam pieniędzy na leczenie, a zbiórki niewiele dały.
- Twojej siostrze już to nie pomoże, ale mam pewien pomysł.
- Jaki?
- Koncert charytatywny. Środki przeznaczymy na szpital dziecięcy. Co ty na to?
- Naprawdę? - Była pozytywnie zaskoczona. - Byłoby wspaniale!
- Więc ustalone. Luca wszystko ogarnie.
- Jesteś wspaniała, wiesz? - Zarzuciła jej ramiona na szyję. - Taka kochana i empatyczna. - Czule ją pocałowała.
- Zrobimy sobie zdjęcie? Muszę się tobą pochwalić!
- Z przyjemnością, skarbie.
Dziewczyny stanęły przed lustrem w pożądliwym pocałunku, a Lauren zrobiła zdjęcie telefonem Camili.
- Okropna jakoś!
- Nie ważne. Świetnie wyszło. - Uśmiechnęła się. - Idealnie. - przekręciła telefon w jej stronę.
- Idealnie, bo ty na nim jesteś. - Pocałowała ją kolejny raz.
Chciała już to robić zawsze, przy każdej okazji, wszędzie i nie zważając na innych. Kochała ją.