Grudzień.
- Tak się ostatnio zastanawiałam...
- Nad czym, Camz?
- Narzekasz, że nie masz wozu. A masz w ogóle prawo jazdy?
- Oczywiście. Od szesnastego roku życia. Nie to, co ty - zaśmiała się.
- Kiedyś zdam!
- Oczywiście - parsknęła. - A dlaczego pytasz?
- Z ciekawości.
- Camila, zdajesz sobie sprawę z tego, że nie potrafisz kłamać?
- Jasne, że potrafię! Często kłamię, zwłaszcza na wywiadach. Muszę umieć.
- Nie, kotku. Nie umiesz. - Przelotnie cmoknęła ją w czubek nosa. - Więc dlaczego pytałaś?
- Nie powiem ci!
- Owszem, powiesz. - Uśmiechnęła się łobuzersko.
- Zmusisz mnie? Ciekawe jak - prychnęła.
Camila szybko się przekonała, co Lauren miała na myśli. Nie minęło kilka sekund, a dziewczyna zaczęła wić się po łóżku pod wpływem łaskotek.
- Lo... Zlituj się.
- Dlaczego pytałaś? - Przestała na moment.
- Nie powi...
Jauregui na powrót zaczęła ją łaskotać.
- Dobra, dobra!
- Więc?
- Powiem ci tylko dlatego, że i tak byś się dzisiaj dowiedziała. To nie tak, że mam okropne łaskotki, a ty wykorzystałaś to przeciwko mnie.
- Przynajmniej mam na ciebie sposób.
- To bezprawne wymuszanie informacji!
- Więzienie za to nie grozi, Camz - zaśmiała się.
- Zanim przyjechałam, szukałam dla ciebie prezentu na święta. No i przypomniało mi się, że ciągle narzekasz, że nie masz auta. Dlatego uznałam, że to... - urwała, by wstać z łóżka.
Podeszła do swojej walizki wyciągnęła z niej jedno z dwóch pudełeczek.
- Będzie idealny prezent dla ciebie. - Podała jej zapakowany kartonik.
- Ale ja nic dla ciebie nie mam... Nawet nie wiedziałam, że przyjedziesz.
- Ty jesteś najlepszym prezentem, jaki kiedykolwiek mogłabym dostać.
- Powinnam obwinąć się wstążką i wskoczyć pod choinkę? - zażartowała.
- Pod warunkiem, że nic nie założysz poza wstążką.
- Zboczeniec.
- Otwórz.
Tak też zrobiła. Rozerwała ozdobny papier i szybko zaglądnęła do pudełka.
- O Boże... - Zakryła usta dłonią, widząc naszyjnik z zawieszonym słoneczkiem. - Jest przepiękny! Dziękuję... - Nie prosząc o pozwolenie, wpiła się w usta Camili. - Mogę już go założyć?
- O nie, nie, nie. Nie jest na szyję.
- Więc na co? - Zdziwiła się.
- Otwórz, a domyślisz się, gdzie go zawiesić. - Podała jej drugi prezent.
Lauren niepewnie wykonała polecenie. Gdy zobaczyła w pudełku kluczyki od samochodu, po prostu zaniemówiła.
- Nie wiedziałam, jaki kolor wybrać, więc postawiłam na klasyczną czerń. Stoi na twojej ulicy od dwóch dni. Może zauważyłaś.
- Żartujesz?
- Nie, skarbie. Dlaczego miałabym żartować? - Przestraszyła się, że jej obawy były słuszne.
- Kupiłaś mi samochód? Naprawdę?
- Przesadziłam? Cholera! Mogłam kupić ten zestaw bielizny...
Lauren bez słowa objęła dziewczynę. Zawsze mówiła wiele rzeczy, ale nie sądziła, że ona naprawdę słucha. Sądziła, że takie szczegóły, jak narzekanie na brak auta, nie są warte zapamiętania. A jednak. Camila słuchała.
- Dziękuję - wyszeptała w jej włosy. - Ale nie mogę go przyjąć. To za drogi prezent.
- Nie masz wyjścia. Mi się nie przyda, skarbie. Poza tym, jakoś będziesz musiała dojeżdżać ode mnie na uczelnie.
- Od ciebie?
- Chyba nie sądziłaś, że pozwolę ci mieszkać w jakiejś wynajętej kawalerce.
- Ale...
- Nie chcesz...
- Co? Nie, nie! Oczywiście, że bym chciała.
- Więc co za 'ale'?
- Ty naprawdę myślisz o jakiejś przyszłości ze mną?
- Chyba już to ustaliłyśmy. Chcę ciebie na czas nieokreślony. Przyszłość się do tego zalicza, Lo.
- A jeśli nie dostanę się na uczelnie?
- Nie potrzebujesz jej, żeby spełnić marzenie. A Nowy York daje największe możliwości.
- Dzieci też są w naszych planach? - zaśmiała się, odgarniając z jej twarzy kosmyk włosów.
- Myślałam o adopcji chłopca. Ale możemy się jeszcze dogadać - zawtórowała jej.