Maj.
Camila wróciła z sesji do busa. Musieli szybko ruszać, aby zdążyć na kolejny koncert. Przez nieplanowane opóźnienia, byli w plecy kilka godzin.
Dziewczyna zaszyła się w swoim kącie i jedyne czego pragnęła po męczącym dniu, to rozmowy z Lauren. Wybrała jej numer i czekała na odzew.
- Hej, kochanie. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Jestem wykończona.
Cisza w słuchawce.
- Lauren?
- Nie do końca, ale sądzę, że zechcesz ze mną porozmawiać.
Cabello nie bardzo wiedziała, o co chodzi.
- Mam jej telefon. Jest w nim dużo ciekawych informacji. Raczej byś nie chciała, żeby ujrzały światło dzienne.
- Nie wiem, kim jesteś, ale to naprawdę słaby żart.
- Ależ to nie jest żart - zaśmiała się rozmówczyni. - Twoja ukochana nie pilnuje należycie swoich rzeczy, a jak wiemy, okazja czyni złodzieja.
- Czego chcesz?
- A czy to nie oczywiste? Chcę skorzystać jeszcze bardziej. Sam telefon na wiele mi się nie zda.
- Mów.
- Wyślesz mi darowiznę, a ja w ramach wdzięczności oddam telefon właścicielce.
- Darowizna? - parsknęła. - I to ma nie brzmieć jak szantaż?
- Nazywaj to jak chcesz.
- Ile?
- Powiedzmy... Dziesięć kawałków, żeby nie wzbudzać zbytnio podejrzeń.
- Jaką mam pewność, że jeśli ci zapłacę, nie upublicznisz niczego, co znajduje się na telefonie Lauren?
- Jedynie moje słowo. Ale chyba nie warto ryzykować.
Camila nie miała się nad czym zastanawiać. To nie był jeszcze czas na ujawnienie ich związku.
- Podaj numer konta. Wyślę ci potwierdzenie przelewu, a ty natychmiast oddasz Lauren telefon, jasne?
- Oczywiście. Czekaj na wiadomość.
Rozmowa została zakończona. Cabello była wściekła. Nikt nigdy jej nie szantażował. Była obrażana i poniżana, ale coś takiego jeszcze nie miało miejsca. Chciała to załatwić szybko i po cichu.
Kiedy dostała wiadomość z numerem konta, od razu wykonała przelew na ustaloną sumę i odesłała potwierdzenie. Szantażystka w odpowiedzi napisała, że za dziesięć minut ma zadzwonić do Jauregui. Tak też zrobiła.
- Lauren?
- Musimy porozmawiać, Camila - odparła oschle.