Grudzień.
- Co się śmiejesz? Zawsze tyle jem — odezwała się Camila.
- To niepojęte. Gdzie ty to chowasz? Czekaj! Nie odpowiadaj! To ten twój kubański tyłek! - zaśmiał się.
- Nie jest aż taki duży.
- Widziałaś kiedyś memy ze swoim tyłkiem?
- Tak. Kolarze też. A co do memów, uwielbiam memy ze sobą i to wcale nie jest samouwielbienie.
- Też je uwielbiam, zwłaszcza jak już cię poznałam. Niektóre są takie trafne.
- Chodź do mnie. - Rozłożyła ramiona, ułożywszy się wygodnie na ogromnym łóżku.
Lauren szybko odłożyła szklankę z sokiem, po czym wskoczyła na materac. Wtuliła się w ciało starszej, przymykając przy tym oczy.
- Tęskniłam — wyszeptała Camila, wplatając palce w czarne włosy Jauregui. - Jak pomyślę, że za kilka dni znów muszę wyjechać...
- Nie myśl o tym, Camz. Pomyśl o czymś przyjemniejszym.
- O twoich ustach, które chcę pocałować?
- A chcesz? - Podniosła głowę z piersi dziewczyny, aby na nią spojrzeć.
- Marzę o tym.
- Marzenia są po to, by je spełniać.
Cabello zawahała się, co nie było w jej stylu. Naprawdę bardzo chciała to zrobić, ale się bała. Bała się, że znowu ją przestraszy. Nie mogła sobie pozwolić, by znów ją stracić. Nie dałaby rady.
- Nie ugryzę cię — odparła łagodnie Lauren. - No, chyba że poprosisz.
- Nie uciekniesz mi?
- Nigdy więcej.
Dla obu dziewczyn to była magiczna chwila. Pół roku rozłąki sprawiło, że były sobie jeszcze bliższe. A ten drobny gest był pewnego rodzaju obietnicą, że wytrzymają osobno kolejne pół roku i następne.
Szatynka ostrożnie ułożyła dłoń na policzku młodszej. Uśmiechnęła się czule, po czym powolutku pochyliła nad nią. Bardzo delikatnie musnęła jej usta. Pocałunek był niewinny i przepełniony uczuciem, którego obie jeszcze dobrze nie rozumiały.
Kolejny był znacznie pewniejszy, a kilka następnych coraz to odważniejszych.
- O czym jeszcze marzysz? - zapytała zielonooka.
- Spełniłam już wszystkie marzenia. Robię to, co kocham. Otaczam się ludźmi, którzy kochają mnie i poznałam ciebie. Mam zdecydowanie wszystko, poza czasem. A ty, skarbie? O czym marzysz?
- Już wiesz. Marzę o akademii.
- Tylko? Nie masz innych, drobniejszych marzeń? - Wtuliła twarz zagłębienie jej szyi.
- Kilka się znajdzie, ale to raczej rzeczy materialne. Wszystko, co dla mnie ważne, łaskocze mnie w szyję — zaśmiała się.
- Powiedz mi. Jestem mistrzem w spełnianiu czyichś marzeń.
- No dobrze — westchnęła. - Marzę o swojej galerii. Ludzie zabijaliby się, żebym wystawiła ich prace.
- To z pewnością osiągniesz sama.
- Marzę, żeby siostra wpadła do mojego pokoju w święta i zaczęła skakać po łóżku, żeby mnie obudzić. A potem zawlekłaby mnie na dół i prosiła, żebym to prezent od niej otworzyła w pierwszej kolejności.
- Pierwszy raz o niej mówisz.
- Kiedyś ci opowiem, ale nie teraz. To miał być przyjemny dzień. Nie chcę go zepsuć grobową atmosferą. - Cmoknęła ją w skroń. - Chyba telefon ci dzwoni.
- Faktycznie — mruknęła, zerkając na urządzenie. - Facetime. Powinnam odebrać.
- Mam wyjść? - zapytała niepewnie.
- No co ty. To tylko moja mama. Uciekać możesz tylko przed Simonem.
Dziewczyna nakierowała kamerkę na swoją twarz, po czym odebrała połączenie.
- Cześć, mama — przywitała się z uśmiechem.
- Zwariuję w tym domu! Ojciec rozbił lampę choinką, a babcia od rana ustawia mnie po kątach!
- To w końcu twoja mama — parsknęła. - Już wiesz, jak się czuję, gdy przyjeżdżam.
- Gdzie ty jesteś? Ktoś z tobą jest? - Uniosła jedną brew, uważnie wpatrując się w ekran.
- Owszem. - Poszerzyła uśmiech. - Skarbie, przywitasz się z teściową?
- Camila, nie...
Nie zdążyła dokończyć, bo Cabello nakierowała kamerę wprost na nią.
- Um... Dzień dobry? - mruknęła nieśmiało.
- A cóż to za śliczna dziewczyna? - zawołała radośnie. - Jak masz na imię, kochanie?
- Mamo, to jest Lauren. Lauren, poznaj moją mamę.
- Jaka ty jesteś piękna! - zachwycała się. - Karla, dlaczego mi nie powiedziałaś, że kogoś poznałaś?
- To tajemnica. Wiesz, jaki jest Simon.
- Nikomu nie powiem! Słowo matki.
- Wracaj do swojego świątecznego koszmaru. Pogadamy później.
- Racja! Ciastka mi się chyba palą!