- Okej, czyli musimy się przemknąć niezauważone przez lotnisko i dotrzeć do jej szkoły, tak? - dopytała Normani.
- Dokładnie.
- A jak ty chcesz do niej wejść?
- Poważnie pytasz? Myślałam, że te sprawy nie są ci obce. - Znacząco poruszyła brwiami.
- Do szkoły, zboczeńcu!
- No przecież wiem. Tylko żartuję - zaśmiała się. - Normanie, przez drzwi.
- Nie wpuszczą cię. Nie jesteś uczennicą, absolwentką ani rodzicem.
- Wpuszczą. Zrobię maślane oczka i wejdę.
- A jak ją znajdziesz? Tam pewnie jest ze sto pomieszczeń.
- Mam jej plan zajęć.
- A co zrobisz, jeśli nie będzie chciała z tobą rozmawiać?
- Nie biorę takiego scenariusza pod uwagę.
- Ale jeśli...
- Nie. Musi ze mną porozmawiać.
- Właściwie to...
- No wiem! Nie musi, ale to zrobi.
- Dobra, a chorda fanów w szkole? Na pewno cię dopadną.
- Jezu - westchnęła. - Nie wiem, może ucieknę.
- Proszę zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania - usłyszały z głośników prywatnego samolotu.
- Pamiętaj, to ma być szybka akcja. Samochód już czeka.
Kiedy samolot wylądował, przyjaciółki w ekspresowym tempie przedarły się przez lotnisko, nie porzucając przy tym kamuflażu. Dopiero w samochodzie zdjęły kaptury, czapki i okulary.
- Do kwieciarni - poleciła kierowcy.
- Chcesz ją przekupić chwastami? - parsknęła Normani.
- Chcę jej zrobić przyjemność. Lubi kwiaty.
- Czyli chcesz zmiękczyć jej serce.
- Koniec analizy. Myślisz, że się uda?
- Raczej tak. A jeśli nie, to ją porwiesz i wywieziesz na prywatną wyspę bez dostępu do internetu. Będziecie sobie spokojnie żyć, a ona z biegiem lat cię pokocha. Potem porwiesz noworodka ze szpitala i założycie rodzinkę.
- Coś ty ćpała?
- Za dużo internetu.
- Oddam cię na odwyk, zobaczysz - zagroziła.
Kilkanaście minut później Camila stanęła pod szkołą z tak wielkim bukietem róż, że mogła ukryć za nim twarz. Była gotowa, aby odzyskać swoją miłość.