Po domu Camili rozniosło się donośne pukanie do drzwi.
- To chyba nasze jedzonko. - Podniosła się energicznie z kanapy.
Wziąwszy ze stolika portfel, podeszła do źródła hałasu. Chwyciła za klamkę, przekręciła ją i pociągnęła do siebie.
- O mój Boże. - Młody dostawca był w szoku.
- Wystarczy Camila — zaśmiała się.
Chłopak stał, jak wryty i ani drgnął.
- Przywiozłeś mi jedzenie, prawda?
- Tak, tak. Przepraszam. - Podał dziewczynie kartonowe pudełko.
- Reszta dla ciebie — odparła, wręczając mu stu dolarowy banknot.
- Bardzo dziękuję. - Szybko schował pieniądze. - Mógłbym prosić o zdjęcie?
- Jasne.
Przybliżyła się do chłopaka, a on wykonał fotografię, uprzednio wyciągniętym telefonem.
- Miłego dnia. - Uśmiechnął się na odchodne.
Dziewczyna grzecznie podziękowała, po czym wróciła do Lauren. Rozłożyła na stoliku zamówione jedzenie.
- Nie pożałujesz, że mi uległaś. To najlepsza pizza w mieście.
- No tak, mogłam się tego spodziewać. Od pizzy i bananów jesteś uzależniona — zaśmiała się.
- Racja — zawtórowała jej. - Masz jakieś plany na wakacje?
- Jak ci powiem, uznasz, że nie mam życia poza szkołą.
- Nie ma takiej opcji. Opowiadaj. - Ugryzła pierwszy kawałek.
- Mam zamiar się uczyć. To ostatni rok i muszę się przyłożyć, żeby dostać się na wymarzoną uczelnię.
- O jakiej uczelni marzysz?
- Akademia Sztuk Pięknych — odparła dumnie.
- Wow. - Była w szoku. - Chicago, Filadelfia?
- Nowy York.
- Naprawdę? - Ucieszyła się na tę wiadomość.
Może i zna dziewczynę bardzo krótko, ale myśl, że gdy za rok wróci do miasta i ona tam będzie, po prostu ją uszczęśliwiła.
- Będę trzymać kciuki, żeby ci się udało.
- Dziękuję, to bardzo miłe.
- Pokażesz mi kiedyś swoje prace? No wiesz, zanim będę musiała przekupywać ludzi, żeby dostać się na twoją wystawę.
- Może kiedyś.
- Wybacz, mój telefon tak zawsze. - Zerknęła na urządzenie, które co chwilę wibrowało na stoliku.
- Śmiało, sprawdź. Może to coś ważnego.
- Nie chcę psuć sobie cudownego dnia. - Lekko uniosła kąciki ust.
- Cholera... - mruknęła młodsza, gdy sos z pizzy spłynął prosto na jej koszulkę. - Jestem niezdarą.
- Przecież nic się nie stało. Chodź. - Wstała z kanapy, ciągnąc ją za sobą. - Większość moich rzeczy jest w hotelu, ale coś z mojej walizki powinno pasować.
- Chcesz mi dać coś swojego?
- Twoją koszulkę trzeba szybko namoczyć, bo potem tego nie dopierzesz.
Dziewczyna nie protestowała. Grzecznie weszła za Camilą na górę.
- Ostrzegam, mam straszny bałagan w pokoju, ale zapewniam, że podłoga gdzieś tam jest.
- U mnie bywa gorzej — stwierdziła, wchodząc do pomieszczenia.
Cabello podniosła walizkę i położyła ją na łóżku, a Lauren w tym czasie rozglądnęła się po pokoju. Wyglądał całkiem normalnie. Zwyczajny pokój przeciętnej nastolatki.
- Ta powinna być dobra. - Podała jej białą koszulkę z napisem 'resist'.
- Jesteś pewna?
- Uwielbiam ją, ale myślę, że ty będziesz wyglądać w niej znacznie lepiej. - Posłała jej zadziorny uśmiech.
- Dziękuję. - Odwzajemniła gest, odbierając bluzkę.
Lauren już miała zdjąć poplamioną część garderoby, ale się powstrzymała.
- Masz zamiar się odwrócić?
- Nie — odparła szczerze. - Nawet nie przeszło mi to przez myśl.
- Ja to zrobię. - Pokręciła pobłażliwie głową.
- Jak chcesz. - Wzruszyła ramionami.
Jauregui stanęła do niej plecami i zdjęła koszulkę, a Camila bezwstydnie wpatrywała się w jej odbicie w lustrze.