1. Król wzywa

49.7K 1.5K 83
                                    

Przewróciłam oczami, kiedy po raz kolejny Anna zaczęła opowiadać o Samie. Dziwiła mnie jej fascynacja tym mężczyzną, nie było w nim nic szczególnego. Pospolita twarz, budowa ciała a do tego lubił chodzić do Karczmy i tak jak większość młodych mężczyzn z naszego otoczenia, upijał się do nieprzytomności.

- Powinnaś udać się do kogoś, kto zbada ci wzrok. - Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się szeroko.

- Ja wiem, że ty szukasz ideału z nie-z-tego-świata albo jakieś innej krainy, gdzie wszyscy mężczyźni są piękniejsi niż Bogowie, ale żyjemy tutaj. - Ręką teatralnie wskazała na drogę przed nami.

- To nie prawda. - Zaprzeczyłam oburzona. - Szukam kogoś, kogo reputacja jest trochę lepsza niż bawidamka i pijaka.

Anna pokręciła głową, a jej rude loki zaczęły falować. Nawet jak się złościła jej twarz, bardziej wyglądała na twarz naburmuszonego dziecka niż dorosłej kobiety, zwłaszcza kiedy robiła wzrok zbitego szczeniaka i marszczyła usta.

Już zbliżałyśmy się do mojego domu, zza górki wystawał kawałek dachu. Szłyśmy chwilę w milczeniu, a Anna nigdy nie milczy, spojrzałam w jej stronę i zobaczyłam, że posmutniała.

- Hej, może zakocha się na zabój i zostawi wszystko dla ciebie. Nie powiedziałam, że to niemożliwe. - Sprzedałam jej kuksańca w bok, ale nie zareagowała.

- A co jeśli masz rację? Co, jeśli nawet jakimś cudem na mnie spojrzy, to nie przestanie robić...tego, co robi? - Spojrzała na mnie smutnymi oczami. Zawsze miała brązowe oczy, ale kiedy była smutna, ich kolor przybierał nieco ciemniejszą barwę.

Nie chciałam kłamać, więc tylko ją przytuliłam, może...może się zmieni. Anna była wyjątkową osobą. Zawsze miała serce jak na dłoni, w ludziach starała się widzieć dobro, nigdy nie narzekała, że jej rodzina była biedna, choć czasami było ciężko.

Pamiętam jak kiedyś przyszła i od razu wiedziałam, że jest głodna. Skarżyła się wcześniej, że przez ulewy większość warzyw i zboża przepadła, ale nigdy nie sądziłam, iż dojdzie do tego stopnia. Choć nie chciała mi nic powiedzieć, ja wiedziałam, nałożyłam jej jedzenie i poszłam do rodziców. Daliśmy rodzinie Anny trochę zapasów i wysłaliśmy ja do domu. U nas też bywało ciężko, ale rodzice mieli tylko mnie, za to moja rudowłosa przyjaciółka miała siedmioro rodzeństwa i wszyscy wtedy jeszcze byli na utrzymaniu rodziców.

Złościło mnie, że nasz wielce potężny Król nic z tym nie robił, mało tego zabierał większość złota dla siebie, choć i tak miał go pod dostatkiem, bo jak tłumaczył ''Wojna się zbliża, a my musimy być przygotowani na to, by utrzymać wojsko.'' Ludzie głodowali, a on martwił się czymś, co mogło nigdy nie nastąpić. Przez ostatnie lata ani jedna armia nie odważyła się na nas najechać, nawet nie zaatakowali strażników, wręcz przeciwnie, to Król wysyłał wojsko i podbijał kolejne tereny kosztem zwykłych ludzi. Jak zamierzał utrzymać kolejne zdobyte terytorium, skoro w Wielkim mieście, tuż pod jego nosem ludzie umierali z biedy?

Kiedy dotarłyśmy do starego dębu kilka metrów od mojego domu, przytuliłam ją mocno.

- Nie martw się, cokolwiek by się nie stało, jestem tutaj. - Zmierzwiłam jej włosy i uśmiechnęłam się.

- Ty i ja kontra świat. - Odwzajemniła uśmiech.

Uwolniłam ją z uścisku i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych, ale zatrzymałam się na chwile i odwróciłam w jej stronę.

- Jesteś pewna, że wrócisz sama?! - Widziałam, jak chowa się za naszą stodołę by się przemienić i musiałam krzyknąć, by mnie usłyszała.

- A co potrafisz się już zmieniać kundlu? - Usłyszałam jej śmiech za stodołą. Nazywała mnie 'kundlem' kiedy chciała mnie wkurzyć, a to akurat najbardziej działo mi na nerwy.

- Zapamiętam to sobie, tylko poczekaj, aż będę mogła! - I z uśmiechem na twarzy odwróciłam się w stronę domu.

Miałyśmy dziewiętnaście lat, Anna od dwunastego roku życia potrafiła się przemienić a ja... Ja jeszcze nigdy się nie przemieniłam. Zawsze opowiadała mi, jak to jest być w postaci wilka, kiedy wiatr szumi ci w uszach, a krew staje się gorętsza od słońca. Jej ulubionym zajęciem w postaci wilka było polowanie, dzięki temu jakoś jej rodzina potrafiła przeżyć. Zawsze znalazła się jakaś sarna w okolicy, która można było upolować a co najważniejsze była w tym dobra.

Zaczęło robić się ciemno, więc przyspieszyłam kroku dla mnie noc, nie była najbezpieczniejsza. Rudowłosa miała kły i pazury, ja co najwyżej prawy sierpowy i kolano, ale w starciu ze zmiennokształtnym raczej nie miałam co liczyć na wygraną.

- Mamo!? Tato!? - Zaczęłam wołać rodziców zaraz po otworzeniu drzwi wejściowych, ale nikt się nie odezwał, zatrzasnęłam drzwi i ruszyłam w głąb wąskiego korytarza.

W kuchni usłyszałam żywą rozmowę, oprócz rodziców usłyszałam nieznany mi głos. Zdjęłam buty i położyłam je koło reszty. Im bardziej zbliżałam się do kuchni, tym wyraźniej czułam zapach jedzenia. W brzuchu mi zaburczało i dopiero zdałam sobie sprawę, że dzisiaj prawie nic nie jadłam, bo nie miałam na to czasu. Przeszłam przez korytarz i dotarłam do kuchni, stół stał na środku jak zawsze, po jednej stronie stołu siedzieli rodzice a po drugiej Królewski strażnik — nie trudno ich rozpoznać, mają granatowe mundury z szarym wilkiem wyszytym na całych plecach. Ich stroje są lekkie i zwiewne, żeby w czasie przemiany łatwiej było się ich pozbyć, przynajmniej tak mi powiedzieli rodzice, sama nie byłam w stanie ocenić na ile strój ma znaczenie przy przemianie.

Wszyscy zamarli na chwile, ale w końcu wstał tato i podszedł w moją stronę. Otwierał i zamykał usta, jakby słowa utkwiły mu w krtani.

Serce waliło mi jak oszalałe, poczułam, że tracę oddech i że zaczynam się pocić. Myśli zaczęły wirować mi w głowie.

''Co mogło się stać, że odwiedził nas strażnik? I czemu rodzice się tak dziwnie zachowują?'' Po chwili, która trwała wieczność w końcu tato z siebie wydusił słowa.

- Król wydał rozkaz sprowadzenia do niego każdej kobiety w wieku rozrodczym, która jest mieszańcem. Szukają żon dla swoich synów... - Chyba chciał coś dodać, ale tylko westchnął. Kiedy to mówił, widziałam smutek w jego oczach, to oznaczało, że i ja musiałam się stawić przed jego obliczem, a wszyscy wiedzieli, że nie traktował dobrze mieszańców.

Rodzice mimo tego, że byli biedni i uprawiali pole byli czystej krwi zmiennokształtnymi, mnie znaleźli pod drzwiami, kiedy byłam jeszcze niemowlakiem i nie mieli wątpliwości, że jestem mieszańcem. Jeśli do tej pory nie przeszłam, przemiany znaczy to, że mam w sobie mniej niż 1/4 krwi zmiennokształtnego, oznaczało to też, że może wcale nie będzie mi dane się przemienić. Dlatego też dziwiło mnie, iż nawet o mnie się upomnieli, ale dla rodzin królewskich to są czasy desperacji, następca tronu ma dwadzieścia cztery lata, jego brat dwadzieścia a żaden nie jest żonaty. Nie dlatego że brakuje kobiet czystej krwi, a dlatego że w ciągu ostatnich kilku lat kobiety czystej krwi nie mogą powić dziecka, wszystkie bez wyjątku są bezpłodne i nikt nie wie dlaczego. Od kiedy to się zaczęło, starali się szukać na to lekarstw, rytuałów, ale z marnym skutkiem i nic nie zapowiada zmiany. Nawet te kobiety, które wcześniej urodziły dzieci, nie mogą mieć ich więcej, następca tronu coraz starszy a kolejnego pokolenia brak. Dwadzieścia lat w naszym świecie to czas na to, by brać ślub i zakładać rodziny, dwadzieścia cztery i więcej to już dość późno.

Choć już plotki krążyły w całym Wielkim mieście. Ponoć następca tronu wcale się nie nudzi i co jakiś czas odwiedza dom, w którym mieszkają ''Panie lekkich obyczajów'' i wychodzi z niego dopiero nad ranem, nie było to nic nowego dla przynajmniej połowy mężczyzn, natomiast nie godziło się to następcy tronu, osobie, która miała nami rządzić w niedalekiej przyszłości.

Stałam jak słup soli, nie wiedząc co robić dalej, nie spodziewałam się tego. W końcu strażnik wstał i odezwał się pełnym powagi głosem.

- Ruszajmy więc bo nie ma czasu. Król już pewnie oczekuje ciebie i innych.

Wysoki mężczyzna o orlim nosie i wzroku pełnym powagi stanął koło mnie i wskazał na drzwi. Spojrzałam na rodziców, którzy mieli zatroskane miny i mamę, która prawie płakała.

- Długo to zajmie? - Zapytałam z przerażeniem strażnika, choć miałam nadzieje, że rodzice tego nie wyłapali.

- Jeśli cię odrzucą, to za godzinę wrócisz. - Jego twarz wciąż była idealnie wyrzeźbioną skała — zero emocji.

- Zaraz wrócę. - Powiedziałam bez przekonania, niby byłam najgorszym możliwym wyborem, ale czułam coś w środku i taki mały szept w głowie, który mówił mi, że właśnie mnie wezmą, że już tutaj nie wrócę.

*****

Każda * i komentarz mile widziany :D 

ZakazanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz