41. Uwięzione

11.6K 663 38
                                    

Królowa Elanore - Królowa wilków:

Weszłam do komnaty i zaczęłam głośno krzyczeć ze złości, rzuciłam wazonem w ścianę a ten rozbił się na drobne kawałki. Howard kazał mi wrócić do komnaty i obstawił strażników po całym zamku, przed naszą komnatą również. Nienawidziłam tej bezsilności, może i umysł mu trochę rozjaśniał ale wciąż traktował mnie jak pionek, moje zdanie się nie liczyło. 

Na początku nie lubiłam tej dziewuchy, biedna, szara myszka ale z czasem zauważyłam jak Oliver przy niej się zmienił. Mój syn dotychczas chłodny, pusty zaczął się uśmiechać, martwił się o nią i zmienił swoje nastawienie - to było jak magia. Nigdy nie chciałam by stał się taki jak Howard ale dopóki ona się tu nie pojawiła, dopóty on zaczynał go nieubłaganie przypominać. 

Mimo, że wyżywałam na niej swoje frustracje, byłam okropna i cały czas wytykałam jej błędy - ona wyciągnęła pomocną dłoń i dała wypłakać się w ramie, zachowując przy tym wszystko dla siebie. Teraz kiedy Layla zaginęła naprawdę się o nią martwiłam, może i nie okazywałam jej sympatii ale ja już nie umiałam tego robić, tyle lat żyłam z Howardem-potworem, że ludzie odczucia stały się prawie obce. 

Usłyszałam szmery za drzwiami i spojrzałam w tamtą stronę. Drzwi komnaty się uchyliły a w progu stanął strażnik, odetchnęłam.

- Czego chcesz? - Zapytałam władczo. 

Strażnik nie odpowiedział tylko podszedł bliżej mnie, nim zdążyłam zareagować przystawił mi chustkę do twarzy. Moje powieki zrobiły się ciężkie i straciłam przytomność. 

***

Layla: 

Obudziłam się niesiona przez jakiegoś mężczyznę. Na początku nie ruszałam się tylko starałam zapamiętać drogę ale wielkolud chyba poczuł, że nie śpię i postawił mnie na ziemi. Miałam związane dłonie grubym sznurem a na prawym nadgarstku oprócz sznura miałam założona żelazną bransoletę z wyrytymi runami - bransoleta blokowała moja moc. 

- Rodzinne spotkanie czas zacząć. - Powiedział z szyderczym uśmiechem i wepchnął mnie do lochu w którym było nie miłosiernie ciemno. Upadłam na podłogę i syknęłam kiedy uderzyłam głową o posadzkę z betonu, wciągnęłam głośno powietrze i rozmasowałam miejsce w którym pulsował ból. 

Rozglądałam się ale moje oczy nie przyzwyczaiły się jeszcze do wszech obecnej ciemności. Wzdrygnęłam się kiedy usłyszałam ruch w rogu i automatycznie spojrzałam w tamtą stronę. 

- Laylo? - Zapytał cichu zachrypły głos kobiety. 

Wytężyłam zmysły i dojrzałam rozczochrane białe włosy i anielską twarz. Serce zabiło mi szybciej i podeszłam do kobiety - sama skóra i kości. Srebrne oczy spoczęły na mojej twarzy a ja przestałam oddychać - to nie mogła być prawda!

- Mamo? - Zapytałam niepewnie. 

Delikatny uśmiech na jej twarzy potwierdził to co wydawało się niemożliwe. Ile lat spędziła w tym lochu? Przyjrzałam się jej bardziej - poobijana, wychudzona i wycieńczona. Wyciągnęła wychudzona, kościstą dłoń w stronę mojej twarzy i dotknęła mojego policzka. Nie mogłam powstrzymać łez które zaczęły spływać po mojej twarzy. Mimo tego wszystkiego, tego cierpienia które było widoczne gołym okiem, wciąż była piękna. 

ZakazanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz