26. Zadanie i wypadek

15.5K 741 45
                                    

Dzisiejsze śniadanie było dość dziwne, nie potrafiłam wytłumaczyć dlaczego ale Król wydawał się inny, milszy, spokojniejszy i jego zimny wzrok nabrał blasku. 

- Laylo, czy wiesz jak na ciebie mówią? - Zapytał ni z tego ni z owego. 

Przez chwilę serce zabiło mi szybciej bo spodziewałam się, że zostanę zganiona za swoje zachowanie lub co gorsza go czymś obraziłam ale kiedy zaprzeczyłam uśmiechnął się.

- Nazywają cię ''księżniczką wszystkich serc''. - Wziął kolejny kęs mięsa i dodał. - Cóż, przyda nam się trochę ocieplenie wizerunku rodziny Królewskiej. 

Nawet Królowa była nieco spokojniejsza i nawet ona przytaknęła. Może to dlatego, że Alexander i Rose wyjechali w odwiedziny do węży i planowali tam zostać kilka dni. Brak psychopaty w domu dobrze działa na wszystkich w zamku i naprawdę czerpałam z tego ile mogłam. 

Śniadanie dobiegło końca więc prośba Króla wprawiła mnie w zdumienie chciał bym podczas audiencji była koło niego i doradzała jeśli będzie tego potrzebował. Nie mogłam odmówić ale obawiałam się, że był jakiś haczyk. Oliver wymigał się sprawami strażników i wojska a Królowa tym, że musi przygotować wszystko na bal ''Pełni'' i tak zostałam sama z Królem w sali tronowej. Kazał zając mi miejsce obok niego ale nie miejsce Królowej bo to nie byłoby na miejscu. Na początku przychodzili ludzie ze sporami ewentualnie tacy którzy chcieli wnieść o rozwód ale ostatnim małżeństwo znałam. Byli to Mary i Mark Watsonowie, starsi bezdzietni ludzie którzy mimo dobrego serca i chęci nigdy nie zdołali począć dziecka.

- Mój panie. - Państwo pokłoniło się i Mark zaczął mówić. - Wybacz mi śmiałość ale nie możemy dłużej płacić tyle podatków... Młodsi nie jesteśmy a i mniej siły mamy. Nie dajemy rady uprawiać tyle by starczyło dla nas i na sprzedaż by uzbierać na podatek. 

Król patrzył na nich i chwilę się zastanawiał. Jedynym ich problem było to, że nie miał kto im pomóc, gdyby mieli potomka, choć jednego jakoś by się utrzymali. Uśmiechnęłam się słabo w ich stronę i wtedy odezwał się Król. 

- Dobrze więc, będziecie płacić dwadzieścia pięć procent mniej niż zawsze. 

Państwo mieli odejść ale wyrwało mi się mimowolnie. 

- Mam lepszy pomysł. - Szybko pożałowałam mojego zapędu ale Król poprosił o wyjaśnienie. - Jedynym waszym problemem jest brak potomków. - Spojrzałam na nich później na Króla. - Dlaczego nie adoptujecie dziecka z sierocińca, jest tam mnóstwo dzieci, niektóre już duże które będą w stanie wam pomóc w polu. A jedyne czego te dzieci pragną to dom i rodzina.

Mark i Mary spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się, natomiast Król jak zwykle analizował cała sytuacje.

- Muszę przyznać, że to dobry pomysł. - Król patrzył na mnie z uznaniem.

- Jeśli mogę coś dodać? - Zapytałam śmielej Króla, który skinął głową. - Może powinniśmy poszukać innych bezdzietnych rodzin i zaproponować im adopcje dziecka. Tym sposobem dzieci będą dorastać w odpowiednich warunkach, bezdzietne pary będą mogły komu oddać gospodarstwa i będą mieć kogoś kto się nimi zajmie na starość. A ty Królu nie będziesz musiał łożyć na ich utrzymanie. - Na chwilę się zatrzymałam. - Niestety ale większość z tych sierot wyrasta na złodziei i rozbójników a to tylko dlatego, że kiedy kończą szesnaście lat lądują na ulicy bez żadnego startu, wiec kradną by przeżyć. Kiedy będą miały cel nie będą musiały tego robić. - Skończyłam przemowę i czekałam pełna nadziei na jego odpowiedz. 

- Dobrze więc ale to będzie twoje zadanie by zająć się tym i liczę na efekty. - Brzmiał surowo choć oczy mu lśniły. 

Kiedy Watsonowie wyszli Król uśmiechnął się i  przez chwilę rozmarzył.

ZakazanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz