Dzisiejsze śniadanie było dość dziwne, nie potrafiłam wytłumaczyć dlaczego ale Król wydawał się inny, milszy, spokojniejszy i jego zimny wzrok nabrał blasku.
- Laylo, czy wiesz jak na ciebie mówią? - Zapytał ni z tego ni z owego.
Przez chwilę serce zabiło mi szybciej bo spodziewałam się, że zostanę zganiona za swoje zachowanie lub co gorsza go czymś obraziłam ale kiedy zaprzeczyłam uśmiechnął się.
- Nazywają cię ''księżniczką wszystkich serc''. - Wziął kolejny kęs mięsa i dodał. - Cóż, przyda nam się trochę ocieplenie wizerunku rodziny Królewskiej.
Nawet Królowa była nieco spokojniejsza i nawet ona przytaknęła. Może to dlatego, że Alexander i Rose wyjechali w odwiedziny do węży i planowali tam zostać kilka dni. Brak psychopaty w domu dobrze działa na wszystkich w zamku i naprawdę czerpałam z tego ile mogłam.
Śniadanie dobiegło końca więc prośba Króla wprawiła mnie w zdumienie chciał bym podczas audiencji była koło niego i doradzała jeśli będzie tego potrzebował. Nie mogłam odmówić ale obawiałam się, że był jakiś haczyk. Oliver wymigał się sprawami strażników i wojska a Królowa tym, że musi przygotować wszystko na bal ''Pełni'' i tak zostałam sama z Królem w sali tronowej. Kazał zając mi miejsce obok niego ale nie miejsce Królowej bo to nie byłoby na miejscu. Na początku przychodzili ludzie ze sporami ewentualnie tacy którzy chcieli wnieść o rozwód ale ostatnim małżeństwo znałam. Byli to Mary i Mark Watsonowie, starsi bezdzietni ludzie którzy mimo dobrego serca i chęci nigdy nie zdołali począć dziecka.
- Mój panie. - Państwo pokłoniło się i Mark zaczął mówić. - Wybacz mi śmiałość ale nie możemy dłużej płacić tyle podatków... Młodsi nie jesteśmy a i mniej siły mamy. Nie dajemy rady uprawiać tyle by starczyło dla nas i na sprzedaż by uzbierać na podatek.
Król patrzył na nich i chwilę się zastanawiał. Jedynym ich problem było to, że nie miał kto im pomóc, gdyby mieli potomka, choć jednego jakoś by się utrzymali. Uśmiechnęłam się słabo w ich stronę i wtedy odezwał się Król.
- Dobrze więc, będziecie płacić dwadzieścia pięć procent mniej niż zawsze.
Państwo mieli odejść ale wyrwało mi się mimowolnie.
- Mam lepszy pomysł. - Szybko pożałowałam mojego zapędu ale Król poprosił o wyjaśnienie. - Jedynym waszym problemem jest brak potomków. - Spojrzałam na nich później na Króla. - Dlaczego nie adoptujecie dziecka z sierocińca, jest tam mnóstwo dzieci, niektóre już duże które będą w stanie wam pomóc w polu. A jedyne czego te dzieci pragną to dom i rodzina.
Mark i Mary spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się, natomiast Król jak zwykle analizował cała sytuacje.
- Muszę przyznać, że to dobry pomysł. - Król patrzył na mnie z uznaniem.
- Jeśli mogę coś dodać? - Zapytałam śmielej Króla, który skinął głową. - Może powinniśmy poszukać innych bezdzietnych rodzin i zaproponować im adopcje dziecka. Tym sposobem dzieci będą dorastać w odpowiednich warunkach, bezdzietne pary będą mogły komu oddać gospodarstwa i będą mieć kogoś kto się nimi zajmie na starość. A ty Królu nie będziesz musiał łożyć na ich utrzymanie. - Na chwilę się zatrzymałam. - Niestety ale większość z tych sierot wyrasta na złodziei i rozbójników a to tylko dlatego, że kiedy kończą szesnaście lat lądują na ulicy bez żadnego startu, wiec kradną by przeżyć. Kiedy będą miały cel nie będą musiały tego robić. - Skończyłam przemowę i czekałam pełna nadziei na jego odpowiedz.
- Dobrze więc ale to będzie twoje zadanie by zająć się tym i liczę na efekty. - Brzmiał surowo choć oczy mu lśniły.
Kiedy Watsonowie wyszli Król uśmiechnął się i przez chwilę rozmarzył.
CZYTASZ
Zakazana
FantasyKsiążę Wilków i zwykła córka rolników... On wybiera ją ze wszystkich kobiet w Królestwie na swoją żonę. Ona dowiaduję się, że przebywanie w miejscu najbardziej chronionym jest dla niej największym zagrożeniem, bo nie jest wilkiem - jest zmiennym kot...