19. Atak zbuntowanych

18.4K 870 60
                                    

Siedzieliśmy na swoich miejscach i nic nie zapowiadało tego.

Usłyszałam huk, najpierw jeden, później drugi aż nie byłam pewna skąd dochodzi bo było go słychać wszędzie. Ludzie zaczęli panikować i uciekać do wyjścia ale tam pojawili się zbuntowani i nawet nie starali się przemienić nim zaczęli mordować. Strażnicy i niektórzy mężczyźni rzucili się na nich, walczyli zaciekle choć siły były wyrównane.

- Weź kogo się da i spróbuj znaleźć inne wyjście. - Oli patrzył na mnie przerażony jak nigdy. - Ja postaram się ich zatrzymać jak długo będę w stanie.

Pocałował mnie szybko i krzyknął bym uciekała, nie musiał powtarzać. Sala miała drzwi wejściowe i drzwi dla służby więc ruszyłam w stronę tych drugich. Po drodze pomogłam jakiejś kobiecie w ciąży i kazałam jej się za mnie schować kiedy tuż przed moją twarzą przeleciał nóż, odwróciłam się w stronę napastnika i zobaczyłam ogromnego faceta który szyderczo się uśmiechał. Szukałam czegoś czym mogłabym się bronić, bałam się, że to już mój koniec, szukałam jakiejś broni której mogłabym użyć - czegokolwiek. Widziałam jak dwóch zbuntowanych się zbliża a kobieta w ciąży zaczęła strasznie szlochać i wrzeszczeć na nich by nas zostawili - nie pomogło. 

Już miałam się poddać kiedy zobaczyłam łuk który wisiał na ścianie jako ozdoba, bez zastanowienia sięgnęłam bo niego i po jedyne dwie strzały jakie tam były. Nie mogłam spudłować bo inaczej będzie po nas. Dwóch ogromnych zbuntowanych ruszyło biegiem w naszą stronę kiedy zobaczyli łuk w moich dłoniach, nie było czasu na myślenie.

Wycelowałam i wystrzeliłam.

Wycelowałam i wystrzeliłam. 

Oboje padli na ziemie, zostałam mordercą, zabiłam ich - trafiłam prosto w oczy. Jednak nie miałam czasu do namysłu, pociągałam kobietę za rękę i ruszyłyśmy biegiem do drzwi dla służby.

Serce waliło mi jak dzwoń a poziom adrenaliny znacznie przekroczył normę. Czułam strach i gniew, nie potrafiłam się uspokoić i myśleć trzeźwo. Wiedziałam, że Oliver żyje, nasza więź była nie zawodna dzięki temu miałam jeszcze siłę uciekać i ochronić tą biedną kobietę. Weszłyśmy wprost do ogromniej kuchni lecz sytuacja tam nie była lepsza, wszędzie leżały ciała służących i kucharzy. Kiedy usłyszałam jakieś kroki ukryłam kobietę gdzieś miedzy przewróconym stołem a blatem, sama sięgnęłam po nóż i schowałam się za drzwiami żeby zaatakować napastnika. 

Byłam gotowa do ataku ale kiedy zobaczyłam małą ośmioletnią dziewczynkę odetchnęłam głęboko. Mała widząc mnie z nożem zaczęła przeraźliwe płakać ja nie miałam czasu na to, zatkałam jej usta ręką. 

- Nic ci nie zrobię ale nie krzycz bo nas ktoś usłyszy, rozumiesz? 

Mała kiwnęła głową a ja zabrałam rękę z jej ust. 

- Znasz drogę do wyjścia? Taką tajemną? - Prawie nie poznałam mojego szorstkiego głosu. 

Musiały tu być jakieś korytarze znane tylko domownikom i służbie, w zamkach zawsze takie były a ta mała byłą jedyną nadzieją. 

- Tak, pokaże wam. 

Dziewczynka o twarzy anioła z wielkimi zielonymi oczami zaczęła prowadzić nas do tajemnego wyjścia i kiedy stanęła przed wielka półka z książkami wiedziałam, że za nią znajduje się wyjście, sama by tego nie przesunęła ale ja już mogłam. Niedaleko mnie zauważyłam dwóch strażników z łukami, mieli sporo strzał co oznacza, że nie spodziewali się ataku, prawdopodobnie wracali ze swojej warty bo strażnicy w pałacu łuków nie noszą. 

Wzięłam łuk i strzały obu strażników i odsunęłam ciężką półkę i kazałam im uciekać i szukać pomocy i posiłków.

- A co z tobą? - Zapytała kobieta w ciąży.

ZakazanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz