39. Armia

12.3K 602 26
                                    

Hayden: 

- Co się tu kurwa dzieje? - Powiedziała ze strachem.

- Właśnie zostałaś moją narzeczoną. - Powiedziałem z uśmiechem. - Wszyscy będą cię chronić a po za tym będę czekał na noc poślubną. - Mój wzrok ją pochłaniał, chciałem zobaczyć każdy skrawek jej skóry. 

Odsunąłem się niechętnie i zacząłem ubierać odpowiednie ubranie, musiało być lekkie i zwiewne, starałem się skupić na tej czynności ale wzrok Anny mnie przeszywał.  

- Dlaczego? - Usłyszałem jej zagubiony głos i odwróciłem się.

- Przecież ci mówiłem, czekam na noc poślubną. - Powiedziałem entuzjastycznie choć w środku cały drżałem na to co może się wydarzyć.

- Nie lubisz rudzielców. - Powiedziałam z mocą w głosie.

Westchnąłem i przyciągnąłem ją bliżej siebie - zachowywała się jak dziecko.

- Kocham rudzielce. - Odpowiedziałem.

Trzymałem ją w ramionach najmocniej jak potrafiłem i zmusiłem by mnie pocałowała, jej ciepłe usta sprawiły, że nie mogłem przestać. Chciałem z niej zerwać suknie i rzucić na łoże ale nie mogłem, nie teraz. 

Co ta kobieta ze mną robiła! - Pomyślałem.

Nie odzywała się więcej, a kiedy ją puściłem z objęć - stała i patrzyła co robię. Czyżby złośnica straciła mowę? Słyszałem jej serce które mocno bije i nieregularny oddech, nie wierzyła mi, nie wierzyła, że jej pragnę. Sam na początku wyciągnąłem pierścionek tylko po to by ją ochronić jednak kiedy zdałem sobie sprawę, że mogę już więcej nie mieć okazji nie miałem wątpliwości - musiałem ją mieć. I nie chodziło o to, że była niedostępna, chodziło o nią, nie potrafiłem powiedzieć co ale ciągnęło mnie do niej jak ćmę do światła. Miałem już wyjść z komnaty jak zawsze, zawsze nawet w czasie największego zagrożenia opuszczałem ją z lekkim sercem - nic mnie nie trzymało, tym razem jej głos zmroził mi krew w żyłach.

- Masz wrócić! - Krzyknęła a jej serce niebezpiecznie przyspieszyło. 

Przełknąłem głośno ślinę i na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech kiedy odwróciłem się w jej stronę. 

- Oczywiście, że wrócę wisisz mi noc poślubną. - Dodałem a jej policzki zalały się szkarłatem. 

Zacząłem głośno się śmiać i opuściłem rudzielca który był na pewno zdezorientowany. Ta kobieta sprawiała, że każda część mojego ciała płonęła. Miałem dużo kobiet w swoim życiu, niektóre piękne jak sen ale nigdy żadna nie zawładnęła moim sercem i ciałem - żadna oprócz rudej niezdary którą znałem od kilku dni. 

- Hayden synu czas najwyższy na znalezienie sobie małżonki... Ród Martins'ów musi przetrwać. - Powiedział mój siwy ojciec.

Zaśmiałem się - ja i ślub? Nie byłem gotowy na stabilizacje, na wierność też nie a nie chciałem ranić niewinnej niewiasty - ja kochałem wszystkie kobiety. 

- Ojcze, jeszcze mam czas... - Powiedziałem wesoło na co on zmarszczył brwi a jego oczy pociemniały.

- Jeszcze znajdzie się kobieta która skradnie twoje serce. - Jego głos brzmiał jakby mi groził.

- Obawiam się, że taka jeszcze się nie urodziła. 

Gdybym tylko wiedział wtedy ile prawdy w swoich słowach zawarł mój ojciec. Anna nią była, była tą kobietą - niesforną, niezdarną, nie pasującą do mojego otoczenia ale to była ona i wszystko w niej mnie przyciągało - choć nad językiem trzeba będzie popracować. 

Spotkałem Olivera na korytarzu, za nim podążał Sony w postaci wilka i niech mnie coś pierdolnie jeśli to nie był największy kundel udający wilka. Był rudawy ale miał najbardziej puszysty ogon jaki widziałem. 

- Wojsko? - Zapytał Oliver.

- Idę zebrać, trzeba sie dowiedzieć też wszystko o tym skąd przyszli zbuntowani i w którym kierunku się udali. - Odpowiedziałem śmiertelnie poważnie. - Po tym trzeba zawiadomić twojego ojca i Zeusa który zbiera już wojsko. 

Oliver przytaknął i ruszył w stronę sali balowej a chowaniec Laylii ruszył za nim. Odkąd ta kobieta pojawiła się w zamku dzieję się tu strasznie dużo, czasami za dużo ale nie mogę powiedzieć, że mam jej za złe. Oliver ją kochał, widziałem jak się zmienił dzięki niej, widziałem jak się uśmiechał i za każdym razem mu zazdrościłem a teraz zacząłem myśleć, że może ja i Anna mamy jakąś przyszłość. 

W korytarzu spotkałem kilku podwładnych i kazałem im znaleźć kogo się da i kazać wyjść na plac. Potrzebowaliśmy armii a ja doskonale sobie zdawałem sprawę w jakiej sytuacji jesteśmy, połowa armii została porozrzucana bo okolicznych miastach i wsiach, do lasów i skalistych miejsc w poszukiwaniu zauważonych grup zbuntowanych - tak, to było z pewnością zaplanowane, miało odwrócić naszą uwagę. 

- Nie mamy czasu do stracenia!- Mój głos był donośny i pewny. - Porwano księżniczkę Laylę i trzeba natychmiast ruszyć tropem napastników. - Wziąłem głęboki wdech. - Będziemy współpracować z innymi zmiennymi i liczę na efekty. - Moi podwładni stali dumnie i byli gotowi do walki. - Nie wiem co nas czeka, nie wiem ilu osobom będziemy musieli stawić czoła ale jedno jest pewne nie poddamy się! - Ostatnie słowa wykrzyczałem a armia zawtórowała. 

Czekałem tylko na Olivera on miał ostateczny głos i władzę na wszystkimi. Kiedy wyszedł na plac wiedziałem, że nie musze nic mówić bo był gotowy. Zmieniliśmy postacie i ruszyliśmy pędem za nim. 

~Pojechali na zachód~ Jego głos wkradł się do naszych głów.

Nikt nie czekał na prośby, był naszym księciem następcą tronu, jeśli coś mówił to tak było. Armia ruszyła i słyszałem tylko stado łap odbijających się od ziemi, w tym momencie z nieba zaczął spadać deszcz - deszcz rozpaczy i deszcz smutku. Byliśmy gotowi na wszystko, nawet na śmierć. Wzdrygnąłem się na myśl o Annie, obiecałem jej ożenek, obiecałem, że będzie moja i nie miałem wyjścia - musiałem wrócić do niej żywy. 

Szybko złapaliśmy silny zapach zbuntowanych ale coś mnie zmusiło bym się zatrzymał a za mną cała armia staneła.

~Hayden co ty robisz?!~ -Niemalże wykrzyczał Oliver, nie potrafiłem mu dopowiedzieć ale coś było nie tak. 

~Nie czułeś Laylii wcześniej w zamku, myślisz, że teraz idziemy dobrym tropem?~ Zapytałem i wskazałem ślady które ktoś zostawił po sobie - połamane gałęzie, rozdeptana ziemia. Podążanie za zapachem nas zgubiło, nie tam udali się z Laylą to było za proste. Oliver obwąchał miejsce i skinął w moim kierunku nakazując mi zmienić cel podróży. Jednak nie do końca oszalał, wiedział, że mam racje. 

- Co mam robić?! - Zapytałem zdezorientowany.

- Prowadzić moje wojska, masz ''nosa'' i jesteś moim przyjacielem. - Powiedział rozbawiony Oliver widząc moją reakcje. 

- Nie byłem do tego przeszkolony. - Powiedziałem zgodnie z prawdą.

- Może i nie ale jesteś najlepszym łowcą jakiego znam, byłoby to nie rozsądne by wrzucić cię w szeregi. - Poklepał mnie po ramieniu. - Nie wyobrażam sobie nikogo innego na tym stanowisku. - Dodał poważnie. 

Nie wiedział wtedy czy ma racje ale teraz byłem pewien, miał skurczybyk racje, widziałem i czułem o wiele więcej niż przeciętny wilk. 

Przedzieraliśmy się przez gęsty las, cisza z nami nie współgrała w końcu ogromne stado pędziło jak jeden mąż przez gęstwiny, chrupanie gałęzi i szelest liści był nieznośnie głośny. 

Nie wiem czemu ale cały czas wyobrażałem sobie Anne, w postaci wilka i jak dzielna była kiedy ją znalazłem. Dwa razy mniejsza od mnie, niedoświadczona w walce a powaliła wężowatego i walczyła z niedźwiedziem - szalona kobieta. Moje serce zabiło szybciej, chciałem zobaczyć na co więcej ja stać bo z pewnością strach jej nie towarzyszył.

W co ja się wpakowałem?!




ZakazanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz