43. Wątpliwości

11K 606 10
                                    

 W celi zrobiło się nie miłosiernie gorąco, na tyle, że ciężko było oddychać. Ściągnęłam co mogłam i próbowałam się trochę ochłodzić machając w twarz i dekolt, kawałkiem materiału. Dodatkowo nie pomagał fakt, że wszędzie dosłownie wszędzie były duchy - niektóre zbłąkane, zagubione które nie wiedziały, że umarły. Inne bardzo gadatliwe, proszące co chwilę o coś - argument, że jestem więźniem do nich nie przemawiał. 

Nie byłam pewna ile jestem w tej celi ale zaczynałam się martwić, Oliver z wojskiem na pewno ruszyli za mną chwilę później, więc dlaczego tak długo nie mogą mnie/nas znaleźć? 

Usłyszałam kroki i wzdrygnęłam się nie chciałam kolejnych tortur ale czy mogłam skazać na nie matkę i Elanore? To byłoby okrutne i samolubne, byłam najmłodsza, w sile wieku one mogły nie przeżyć - tym bardziej, że mama była wykończona a Elanore nigdy nawet nie doświadczyła ciężkiej pracy. 

- Oh... Piękna Elanore do nas dołączyła. - Powiedział głos za krat a ja automatycznie odwróciłam się w tym kierunku.

Ciarki przeszły moje ciało kiedy dojrzałam Emery - potwora który stał za tym wszystkim. I choć kobieta miała delikatne rysy twarzy, była dość niska - wiedziałam, że charakter nijak nie współgra z wyglądem. 

- Jednak nie tak piękna... - Dodała i uśmiechnęła się szeroko. - Jak się czujesz będąc ostatnią deską ratunku? 

Zastanawiałam się nad jej słowami kiedy stała za kratami, co chciała osiągnąć? Bo od tortur miała innych ludzi. 

- Najpierw była oczywiście Andromeda, księżniczka ze snów... - Westchnęła. - Później ja a kiedy mną się znudził wziął ciebie... jak najgorsze ścierwo. - Dodała z wesoło. 

Analizowałam jej słowa i wiedziałam już, że teraz zaczną się tortury psychiczne. Nie mogła odpuścić, chciała nas złamać. 

- Nie słuchaj jej, chce żebyś się od nas odwróciła... - Zaczęłam ostro. - Samotny wilk, to martwy wilk. - Dodałam cytując powiedzenie. 

Emery się zaśmiała i westchnęła. 

- Ale ty nie jesteś wilkiem Laylo... - Zaczęła. - Jesteś wynaturzeniem... takim jakim było moje dziecko. - Dodała a ja spojrzałam w jej oczy, zobaczyłam tylko otchłań. 

Postanawiałam się nie wdawać z nią w dyskusje, to powadziło tylko do jednego na czym jej zależało. Chciała nas złamać psychicznie, chciała nas zniszczyć w każdy możliwy sposób. 

- Jak myślisz? Dlaczego twojego ukochanego jeszcze nie ma? - Zapytała kpiąco. - Bo jest taki sam jak jego ojciec... - Przejechała paznokciami po ścianie. - Pewnie teraz zabawia się z jakąś kurwą. 

Wiedziałam, że to co mówiła było kłamstwem, wiedziałam, że to wszystko by mnie złamać, bym zaczęła wątpić ale mimo to poddałam się czarnym myślą. A co jeśli nie ma zamiaru mnie odzyskać, co jeśli stwierdził, że ryzyko nie jest warte ceny? Widziałam co potrafił po tym jak stracił pamieć, szybko mnie wtedy zastąpił. I choć starałam się nie okzywać jak bardzo jej słowa mnie zabolały to w głowie wciąż miałam pytania. 

Dość! Nie mogę dać jej wygrać!

- Elanore powiedz jej jaki jest twój mąż i jak do niedawna zachowywał się Oliver. - Emery namawiała Królową lecz ta zakryła uszy i skuliła się w kącie. - Jesteś pewna, że dla tej pół krwi zmienił się... - Zaśmiała się głośno. - A ty Laylo, nie sprawdzałaś czy przypadkiem nie odwiedzał karczmy gdzie czekała na niego piękną blondynka? - Spojrzała na mnie i przeszył mnie dreszcz.

To nie prawda...To nie prawda! 

Zaprzeczałam w myślach jej słowom ale nie mogłam pozbyć się uczucia niepewności. 

- W końcu dopiero co urodziłaś dziecko, nie miałaś ochoty na to by ciebie brał... - Jej głos był bardzo spokojny ale pewny. - Myślisz, że ile wytrzymał bez skoro wcześniej na pewno byliście ''aktywni''? 

Cholera! Mimo, że nie chciałam jej słowa zaczeły krążyć po mojej głowie. Faktycznie znikał, nie było go... co wtedy robił? Zaufałam mu a co jeśli mnie zdradził? 

Przestań to kłamstwa! Robi to by namieszać ci w głowie!

- Andromedo a ty jak myślisz co zrobi twój mąż jak zobaczy cię w tym stanie, chuda, poobijana i przestraszona... - Emery teraz uderzała w mamę. - Już nie przypominasz księżniczki czarownic a zwykłe ścierwo. 

Po minię Emery widziałam, że sprawia jej to przyjemność. Odrzuciła kasztanowe loki na plecy i uśmiechnęła się. 

- Jesteś teraz nikim, jestem pewna, że nawet nie chciał cię odnaleźć... - Zaczeła ta suka ale jej przerwałam. 

- Nie słuchajcie jej, to kolejna część, chce byśmy zwątpiły. - Mój głos był bardziej stanowczy niż ja. - Mamo, on cię szukał cały czas i jestem pewna, że dla niego zawsze będziesz jedyna. Nie miał nikogo innego przez tyle lat. 

Uśmiechnęłam się w stronę Emery - tą mała bitwę wygrałam. 

- Elanore... Jej słowa są dlatego, że nigdy do pięt ci nie dorosła... Król wygonił ją szybciej niż wpuścił do zamku. - Zobaczyłam w spojrzeniu Emery błysk gniewu.

Poczułam się pewniej i podeszłam do krat i spojrzałam jej w oczy.

- Mówisz tak o Oliverze bo ciebie nigdy nikt tak nie kochał... Nigdy nikt nie był w stanie tyle poświecić dla takiej suki. - Teraz ja drwiłam z niej. - Jesteś odpadkiem którego się pozbyto. - jej brew zadrżała a usta ścisnęły się mocno. 

Kobieta rozluźniła się na chwilę i oblizała wargi. 

- Cóż, jego dalej nie ma ale wiesz co jest? - Zapytała ale nie zareagowałam. - Gryzonie... głodne gryzonie. - Po tych słowach wyszła a z pomiędzy krat zaczęły pojawiać się szczury, wielkie i okropne. 

Mama z Elanore wstały i zaczęły ciężko dyszeć, ja wcale nie byłam inna. Kiedy pierwszy ugryzł mnie w nogę pisnęłam głośno. Zebrało się ich kilkadziesiąt, głodnych i agresywnych, czułam jak serce bije mi mocniej. Zaczęłam kopać je i odpychać ale było to po prostu nie do opanowania. Elanore zaczęła warczeć a moja rodzicielka krzyczeć ale na nic się to zdało. 

- Przestańcie! - Wydarłam się na całe gardło a one przestały. Stanęły jak zaczarowane wpatrujące we mnie swoje ślepia. 

Wzięłam głęboki oddech - moc szeptającej widocznie działa na gryzonie jak na inne zwierzęta. Na chwilę zamarłam, co miałam z nimi zrobić i wtedy przyszło mi coś do głowy. Czemu wcześniej o tym nie pomyślałam. Wzięłam na dłonie jedno ze stworzeń i choć na całym ciele przeszył mnie dreszcz wiedziałam, że to nasza szansa. 

- Przynieś mi klucz! - Powiedziałam z cała mocą w głosie jaką miałam. 

Odstawiłam białego szczura na ziemie a on znikł miedzy kratami. Straciłam nadzieje kiedy reszta równie szybko się ulotniła, nie byłam pewna czy moje słowa cokolwiek znaczyły. Czy szczur mógł zrozumieć moją prośbę? 

- Jesteś szepczącą? - Zapytała matka na co przytaknęłam. - Tak mi się wydaję. - Dodałam niepewnie. 

Po kilkunastu minutach kiedy nic sie nie wydarzyło upadłam na ziemie, moja suknia była podarta, brudna od krwi i Bóg wie czego jeszcze a gdzieniegdzie porwana. Czułam, że śmierdzę i czułam, że jestem brudna jak nigdy dotąd. 

Po chwili usłyszałam piski i drapanie po podłodze. Szczur pojawił się ciągnąc duży srebrny klucz na co moje serce automatycznie przyspieszyło. Wyszarpałam klucz z usta gryzonia i dotknęłam jego głowy, chyba mu się podobało bo okrążył mnie i wyszedł z pomieszczenia. 

- Chwila prawdy...- Wyszeptałam i wsadziłam klucz do zamka.

Przekręciłam na co on zazgrzytał, poczułam jak serce mi staje na widok otwartych drzwi i pisnęłam z zaskoczenia. 

- Dobra... uciekamy. - Powiedziała pewna siebie, nie miałam zamiaru zostać tu ani minuty dłużej. 



ZakazanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz