Rozdział 6

540 39 37
                                    


Obudziłaś się w swoim pokoju. Starym, szeregowym pokoju. Obudziłaś się dość wcześnie, bo o 7:20 czasu ziemskiego.

- No. Dziś musi być piękny dzień. Może poszukam czegoś interesującego o ludziach. A potem muszę rozgrzać siłowniki. - pomyślałaś rozciągając się w pokoju.

Najpierw, zaczęłaś przeglądać data-pada na temat ludzi. Dziś, przeglądałaś strony internetowe z ludzką muzyką. To było coś fantastycznego! Jak mogłaś tego wcześniej nie widzieć? Przesłuchałaś tyle genialnych śpiewanych przez ludzkie femme i mechy "piosenki". Nawet zobaczyłaś taniec, kilku ludzi w rytm muzyki. Coraz bardziej zaczęłaś lubić, tych małych węglowców. Przesiedziałaś pół godziny, aby załapać o co chodzi w ich ruszaniu się w takt muzyki. Niestety, nie udawało się tobie odwzorować wszystkiego dokładnie, ale polubiłaś to. Przynajmniej, jak byłaś sama.

- No, czas w końcu poćwiczyć. pewnie któryś z Vechiconów pilnuje korytarza. - powiedziałaś na głos do siebie.

Wyszłaś z pomieszczenia i znalazłaś pierwszego lepszego. Zaproponowałaś trening. Po kilku minutach, już byliście na miejscu i ćwiczyliście posługiwanie się bronią na krótki dystans. Biedy Vechicon, nie był tak zręczny i szybki, aby nad tobą nadarzyć. Nie na męczyłaś się zbytnio przy nim, ale trening to trening. Nawet gdy jest tak niewyczerpujący.

- A ty znowu tutaj? Myślałem, że wpadniesz zjeść z nami trochę energonu. Breakdown już czeka. - Usłyszałaś znajomy głos pochodzący od wejścia.

W końcu miałaś godnego siebie rywala.

- Hej, jak świetnie się składa, że jesteś. - tu obróciłaś się w kierunku drzwi - Chodź. Poćwiczysz trochę ze mną.

Zdezorientowany medyk spojrzał w prawo, potem w lewo, a na końcu za siebie. Nikogo nie widząc, wskazał na siebie i zapytał.

- Ja?? Przecież ja jestem dopiero co po polerowaniu! Jeszcze mnie gdzieś zadrapiesz, tymi swoimi ostrzami. E-e. - pokiwal gołową - Ja tam nie idę.

- Ooooch. Knokuś, proszę. Tak, to ja się niczego nie nauczę. I po co mam sobie ten (K/L) lakierek zdzierać? Na darmo?

Oczy twojego przyjaciela, niebezpiecznie zwróciły się ku tobie.

- Nikt nie będzie sobie niczego zadrapywał. Tym bardziej lakieru. Chodź (T/I), Breakdown serio na nas czeka.

- No, ale tylko chwilkę. Proszę. Nie zadrapię cię nawet. Okej? - zapytałaś pełną nadzieji smutnymi (K/O) optykami.

Con, przewrócił swoimi przyciągający mi uwagę, czerwonymi optykami i przyszedł do ciebie powoli.

- A-a ja.. Mog-ge już iść? - zapytał Vechicon, który nadal stał za tobą, sapiąc od wcześniejszych ćwiczeń.

- Tak. Tak. Wracaj do pracy. - odpowiedziałaś szybko do niego. Cieszyłaś się, że pierwszy raz będziesz ćwiczyć ze swoim najlepszym przyjacielem. W końcu masz godnego przeciwnika. Schowałaś ostrza. Przygotowałaś się do ataku. Knockout wyminął cię zgrabnie i zaczął kontratakować. Oczywiście, nie miał zamiaru cię uderzyć, ale jedynie trącał cię, kiedy atakowałaś.

- Nie odsłaniaj nigdy przedniej zbroi. Ktoś łatwo mógłby przebić ci iskrę. Musisz być szybka. Ale jednocześnie bezpiecznie korzystać z broni. - mówił medyk obrabiając się przed kolejnym natarciem. Po długim 30-minutowym treningu, zakończyliście ćwiczenia. Byłaś szczęśliwa, że twój przyjaciel zgodził się tobie pomóc. Gdy przechodziliście przez korytarze Knockout zaczął oglądać siebie wszędzie, czy na pewno jest cały.

- Knockout. Mówiłam już, że nie masz żadnej rysy. Przestań o to pytać. - odpowiedziałaś mu któryś raz z kolei.

- Ale nie masz pewności, czy wyglądam dość dobrze... A tak zmieniając temat, to dlaczego wczoraj w nocy, powiedziałaś mi " dobranoc". Przecież to ludzkie słownictwo. Nie powinno ciebie to interesować.

- Ale mnie to interesuje. Przecież jesteśmy obcymi na tej planecie. Powinniśmy ich poznać i zaprzyjaźnić z nimi. - odpowiedziałaś zdziwiona zdaniem Knockouta.

- To oni, powinni się przed nami płaszczyć. Nie na odwrót. Powinni błagać, aby ich nie zdeptać. To nie są dobre istoty.

- Ale skąd taka pewność? Może są mili.

- Nie. Większość to zadufani w sobie ludzie.

Przewróciłaś na to oczami. W końcu byliście pod drzwiami labolatorium. Nie słyszeliście nikogo w środku. Kiedy weszliście do środka, spostrzegliście śpiącego Breakdowna w trybie alt-mode. Podeszłaś do śpiącego powoli i zapukałaś delikatnie w maskę.

- Haloooo. Śpiochu. Wstawaj. Już jesteśmy. - powiedziałaś patrząc na szybę przednią.

- M. Mm..e co? Co się dzieje? O. (T/I). Już jesteście? Czekałem tu chyba wieki. - powiedział zaspany Con, przełączając alt-mode na swój pierwotny stan.

- Sory, nie miało nam tyle zejść. Ale najważniejsze, że jesteśmy. Możemy spokojnie delektować się energonem. - odpowiedział K.O. wyciągając zza szafek trzy, średniej wielkości kostki świecącego energonu.

- Dziś jest dzień uzupełniania paliwa? - zapytałaś, myśląc nad datą tego wydarzenia.

- Tak. Dzisiaj możemy się napełnić zbiorniki. - ucieszył się Breakdown, zacierając ręce na myśl o swojej kostce.

Knockout położył przed wami wasze działki i zaczęliście konsumować, owe życiodajne paliwo. W międzyczasie zaczęliście rozmawiać. W końcu rozmowa potoczyła się o jakimś wspólnym wypadzie.

- Może pojechalibyśmy na jakieś wyścigi? Znudziło mi się ciągle samotne wygrywanie. - powiedział medyk przeżuwając ostatni kawałek.

- Eeh. No nie wiem. Myślę, że (T/I) wolałaby pójść gdzieś indziej. Na przykład na jakieś stare, opuszczone złomowisko, żeby coś porozwalać. - powiedział podekscytowany B.D.

- Lepiej iść na wyścigi.

- Złomowisko.

- Wyścigi.

- Złomowisko.

Zaczęłaś się martwić tą kłótnią. Mechy powoli podwyższali głos, a ty nie miałaś ochoty robić za sędziego w bójce.

- Breakdown! Knockout! (T/I)! Natychmiast na mostek. Macie sprawdzić rozbity statek. Już chcę was tu widzieć! - usłyszeliście w swoich komunikatorach.
Kolejny rozkaz Megatrona.
Na szczęście, przerwał tę bezsensowną kłótnie. Natychmiast chapnęliście ostatnie kawałki swojego energonu i przemieniliście się na swoje alt-mode. Pojechaliście z piskiem opon na mostek. Wasz most ziemny już czekał. Natychmiast wjechaliście kolejno do środka portalu.
Znaleźliście się w dużym, ciemnym lesie. Obok was, był duży statek, gdzieniegdzie wyciekiwał ze szczelin energon. Był to statek deceptikoński. Widząc po wielkiej dziurze w ziemi, statek przed chwilą tu zarył w ziemię.

- Na Primusa.. - szepnął zestresowany Breakdown. - Ona tu jest. Trzymajcie gardę! I oczy dookoła głowy. - dodał głośniej wyciągając swoje działo i młot.

Ty i Knockout również się przygotowaliście na atak.

- Breakdown o co tu chodzi? Znasz ten statek? Do kogo należy? - zapytałaś.

Breakdown nie odpowiedział. Poszedł w stronę statku. Wasza dwójka oczywiście tuż za nim. Ostrożnie sprawdziliście wnętrze pojazdu. Klapa wejściowa na mostek, była otwarta na oścież. Po dłuższym rozglądaniu się, po całym statku, uznaliście, że nie ma tu żywej duszy, a przynajmniej już, nie ma. Wyszliście na zewnątrz.
Wasz niebieski partner, nadal był niespokojny. Rozglądał się po lesie. W końcu K.O. Przerwał tę ciszę.

- To.. Powiesz nam do kogo należy ten statek? Wiesz, nie żebym był dociekliwy, ale nie obraziłbym się jakbyśmy w końcu wiedzieli o co chodzi.

-... Ona tu gdzieś jest, Knockout. Uważajcie na siebie i patrzycie nad głowami.. Zaraz poznacie moją starą znajomą. Niemiłą, znajomą. - podkreślił nie spuszczając z oka koron drzew.

- (T/I)!! Uważaj!!

- (T/I)!!!
- :im] €s/e&*++c;(u...!!!..
.
.
.
.
.

Niezgodna    II Transformers  IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz