13 rozdział | Bukiet białych róż.

1.9K 180 129
                                    

Pov. Łukasz

Byłem oszołomiony tym co Marek teraz powiedział. Czy on sobie kpi z mojego uczucia, czy może jednak czuje do mnie to samo? Nie jestem do końca pewien, chociaż ostatnio daje mi dość silne znaki, że może do mnie czuć głębszą sympatię. Blondyn po swoim wyznaniu patrzył mi non stop w oczy, nie odwracając go ani na chwilę. Albo jego uczucie jest w stu procentach prawdziwe, bądź jest genialnym aktorem i potrafi nieźle udawać.

- Że co? - tylko na tyle mogło mnie stać. Nie wiedziałem co i jak, gubiłem się we własnych myślach.

Młodszy odjechał wózkiem trochę do tyłu i złapał za szklankę, w której znajdował się sok pomarańczowy. Podał mi ją, dalej mnie obserwując. Nie jestem przyzwyczajony do kontaktu wzrokowego, więc jego wzrok powodował tylko, że czułem się bardzo speszony i zdezorientowany.

- To co usłyszałeś - powiedział szeptem, kierując wzrok na swoje stopy.

Dalej nie dowierzałem, chyba jestem na to za głupi.

- Nie spodziewałem się tego z Twojej strony - rzekłem, patrząc wprost na szafkę, w której trzymałem wszelkie pamiątki. - Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że Ty też możesz do mnie coś czuć...

Marek opuścił głowę, biorąc głęboki wdech. Emocje wzięły nade mną górę, nigdy się tak nie czułem. Jednakże poczułem lekkość w sercu, bo moje serce usłyszało w końcu to, co chciało usłyszeć. Jakie to miłe uczucie...

- Zbierałem się dość długo, aby Ci to powiedzieć - rzekł, podając mi napój do ręki. - Masz, napij się.

Złapałem za szklankę i wziąłem kilka łyków, kładąc ją potem na szafkę. Odsunąłem się trochę od Marka i usiadłem na kanapie. Blondyn przejechał kilka metrów w moją stronę, kierując wzrok na drzwi wejściowe.

- Przepraszam - powiedział cicho, ledwo dosłyszałem się tego słowa. - To ja już sobie pójdę.

Spojrzałem na Marka i szybkim ruchem złapałem rączki od jego wózka.

Ja nie chcę, aby on odszedł.

- Nie idź - odparłem, rozbijając szklankę biodrami.

- Ty to wszystko potrafisz rozbić - zaśmiał się młodszy.

Uśmiechnąłem się w jego kierunku. Mój uśmiech został odwzajemniony.

- Coś w tym jest - również się zaśmiałem, puszczając wózek i Marek odwrócił się w moją stronę. Kucnąłem, aby być równy jego wzrostu.

Nasze wzroki się spotkały, ale mi to tym razem nie przeszkadzało. Marek był jedyną osobą, w której kochałem wszystko. Nie zwracałem uwagi na jego niepełnosprawność, ona nie grała dużej roli. Moje serce kocha go po prostu takim jakim jest.

Nie można skreślać człowieka tylko dlatego, że nie jest w stanie chodzić.

Trzeba takiej osobie pomóc, a nie ją odrzucać.

- Pierwszy raz od kilku dni patrzysz mi tak w oczy - rzekł, uśmiechając się uroczo. Zaraz zaleje mnie fala słodkości.

- Nie często patrzę komuś w oczy, nie jestem przyzwyczajony - powiedziałem, łapiąc jego rękę. - Ale Ty jesteś wyjątkiem.

Blondyn odwrócił wzrok na prawą stronę, rumieniąc się. Splótł nasze dłonie ze sobą, a jego uśmiech nie schodził z twarzy. To właśnie takiego go pamiętam - uśmiechniętego, zarażającego pozytywną energią.

- Chcesz wyjść ze mną na dwór? - zaproponował, robiąc uroczą minę.

- Jasne, tylko się ciepło ubierz.

Mój Anioł; KxK ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz