Pov. Łukasz
Wyszliśmy na dwór, spacerując wokół stawu w parku. Zaczęło się ściemniać, a niektóre zwierzęta się zbudziły i dawały za sobą silne znaki. Między innymi komary, które gryzły mnie i Marka. Temperatura również się trochę obniżyła, więc oboje zaopatrzyliśmy się w spodnie i bluzę.
Na twarzy blondyna non stop gościł uśmiech, który ani na sekundę nie znikał. Gdy tylko widzę go w takim stanie, to moje serce potańcuje w szalonej muzyce. Do tej pory Marek rusza swoją prawą stopą, wzruszając się na jej widok oraz radując jak małe dziecko. Miałem podobne odczucia co Maruś.
Ustałem obok jednej z ławek w parku, gdzie z boku była latarnia, która dawała delikatne światło, dodając romantycznego nastroju. Z tego co mi wiadomo, to blondyn bardzo kocha takie klimaty i chętnie kiedy jest w pokoju to zapala sobie światełka wokół pomieszczenia. Usiadłem na ławce, a Marek podjechał swoim wózkiem naprzeciwko mnie, patrząc mi prosto w oczy. Blask światła wpadał idealnie w jego piękne, morskie oczy, na które teraz mogę patrzeć całe wieki.
- Jak się czujesz? - zapytał troskliwie, a ja do końca nie rozumiałem o jakie samopoczucie mu chodzi. Zapytałem go wzrokiem. - Jak brzuch?
Kiwnąłem głową i wziąłem bluzę trochę do góry, ukazując mój tors. Miał idealne pole do popisu. Podniósł swoją drobną rękę, kładąc ją delikatnie na mój brzuch. Nie odczuwałem już mocnego bólu. Na moim brzuchu były szwy i delikatne zaczerwienienie. Muszę poczekać aż rana zagoi się na dobre.
- Boli Cię jak tak Cię dotykam? - spytał, głaszcząc moją ranę. Wzdrygnąłem.
- Nie, ale łaskocze - uśmiechnąłem się pod nosem, czując drobną dłoń Marka na moim torsie.
- To mój Łuki ma łaskotki? - zrobił zdziwioną minę, kładąc ręce na głowie. - O matko przenajświętsza!
Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem ponownie w oczy blondyna.
- Mnie łaskotkami można zabić - powiedziałem bardzo poważnie, na co on wybuchnął śmiechem.
- Mogę to sprawdzić? - dopytał, ruszając dwuznacznie brwiami. Nie, stop.
- N-nie! Nie sprawdzaj! - krzyknąłem, broniąc się dłońmi, zamykając oczy. Nie chcę poczuć na razie takiego dotyku.
- Dobrze, zostawię Cię w spokoju - szepnął do mojego ucha, a po moim ciele przeszedł dreszcz.
Na dworze się bardziej ochłodziło, przez co Marek zaczął się trząść z zimna. Miałem wokół tułowia przywiązaną kurtkę, taką na wszelki wypadek. Odwiązałem ją i okryłem go, a maluch się w nią wtulił automatycznie. Spojrzał na mnie, uśmiechając się ciepło.
- Mogę dostać nagrodę? - zapytałem, spoglądając na niego kątem oka.
- A jaką sobie nagrodę Pan życzy? - spytał, zakładając kurtkę normalnie.
- Ciepłego całusa w usta, bo mi też jest zimno, a nie wziąłem ze sobą drugiej kurtki - odparłem, patrząc na niego maślanymi oczami.
Chłopak przewrócił oczami, kładąc na moje ramiona swoja ręce. Generalnie nie lubię dotyku, ale jego dotyk sprawia, że odpływam gdzieś w nieznane. Nigdy nikt tak na mnie nie działał, jak on.
- Jesteś tego pewien? - dopytał z uśmiechem dla pewności.
- Tak, ja zawsze - rzekłem, zbliżając trochę swoją twarz do jego.
Marek zarzucił swoje ręce na moją szyję, by móc być jak najbliżej mnie. Między nami była już mała granica, a nasze nosy stykały ze sobą, czoła również, ale usta wciąż nie. Na twarzy czułem gorące powietrze młodszego, co sprawiało na moim ciele niemałe dreszcze. Spojrzeliśmy na krótki czas w swoje oczy, po czym Marek zbliżył swoje usta do moich, złączając je ze sobą. Przez pierwsze sekundy oboje bawiliśmy się naszymi wargami, muskaliśmy je delikatnie a później trochę mocniej. Położyłem swoje ręce na jego talii i zbliżyłem się do niego. Po kilku minutach nasze pocałunki stawały się coraz głębsze i zachłanniejsze. Złapałem zębami dolną wargę blondyna i pociągnąłem ją ostrożnie w moją stronę, na co Marek zamruczał oraz uśmiechnął się zadowolony. Atmosfera stawała się coraz gorętsza. W pewnym momencie delikatnie ugryzłem dolną wargę jasnowłosego, przez co miałem większy dostęp do jego ust. Udzielił mi go, a ja cicho jęknąłem z zadowolenia. Nasze języki się spotkały i zatańczyły ze sobą na środku sali balowej. Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie, nabierając odpowiednią ilość tlenu. Marek miał całe czerwone policzki, które nabrały mocniejszej barwy, gdy tylko jego oczy spotkały się z moimi. Zaśmiałem się, nie odwracając wzroku od niego.
- Już Ci cieplej? - spytał, poprawiając kurtkę, która mu prawie zjechała z ramion.
- Jest w porządku - rzekłem, zapinając Marka, aby mi się nie zaziębił. - Kiedyś ocieplisz mnie w inny sposób - spojrzałem na niego dwuznacznym wzrokiem, puszczając w jego stronę oczko.
- Okej, ale to Ty jesteś na dole - zakpił, uśmiechając się zadziornie.
- Miałem na myśli bazę z koców, tam było najcieplej - odparłem, chichocząc cicho pod nosem.
- Ta jasne, niech no ja Ci tylko uwierzę - mruknął, odwracając wzrok w stronę księżyca, które dawało mocy blask. - Robi się coraz zimniej, wracamy do domu?
- Posiedźmy tu jeszcze chwilę. Nie podoba Ci się?
- Podoba jak najbardziej, lecz przeszkadza mi to zimno, które nas otacza - powiedział, chuchając w swoje dłonie, aby je rozgrzać.
Jestem ludzkim kaloryferem, złapałem jego dłonie i zamknąłem je szczelnie w moich, dając skarbowi tyle ciepła, ile potrzebuje.
- Gdzie Ty tak produkujesz to ciepło? - spytał, zamykając oczy.
- Nie wiem, wydaje mi się, że w żyłach - powiedziałem, wzruszając ramionami.
- Bardzo śmieszne, nie wiedziałem - mruknął, robiąc zdziwioną minę.
- To po co mi zadałeś to pytanie w takim razie?
- Lubię zadawać pytania, na które znam już odpowiedź.
Zaśmiałem się, biorąc Marka na swoje kolana, by ocieplić go jeszcze bardziej. Blondyn wtulił się we mnie rozkoszując się ciepłem jakie mu podarowałem.
Było już jakoś po północy, czy po pierwszej w nocy, a nam obu nie chciało się ruszyć w stronę domu. Po kilku minutach usłyszałem ciche pochrapywanie na ramieniu i mogłem się domyślić, że Maruś usnął. Delikatnie posadziłem go na wózek i na moje szczęście się nie obudził. Chwyciłem za rączki od wózka i powolnym ruchem ruszyłem w stronę domu.
Sam już po drodze zaczynałem zasypiać, ludzi wokół nie było, a niektóre latarnie już zaczynały gasnąć. Na dworze panowała głucha ciemność i cisza. Po wałęsaniu się w jedną stronę, w końcu dotarliśmy w odpowiednie miejsce. Otworzyłem mieszkanie i wszedłem do niego wraz z Markiem. Zdjąłem mu buty i wziąłem go na ręce, wchodząc powoli po schodach do naszej sypialni. Zapaliłem na chwilę lampkę i ostrożnie położyłem blondyna na łóżko. Marek uroczo ziewnął i przekręcił swoje ciało na drugą stronę, przez co był skierowany do mnie plecami. Zdjąłem z niego kurtkę i bluzę, aby się malec nie zagotował. Pozbyłem się u niego również skarpetek i spodni. Teraz leżał przy mnie w samych bokserkach. Zgasiłem lampkę, rozbierając się do bokserek, kładąc się obok i wtulając się w jego ciało, aby było mu ciepło. Podarowałem mu całusa w czółko, wygodnie się układając. Mogę teraz usnąć.
- Dziękuję... - szepnął senny Marek. - Że tak o mnie dbasz...
- Muszę się troszczyć mojego Aniołka, muszę Cię pielęgnować, abyś był silny i wytrwały - szepnąłem, a blondyn się zaśmiał. Po chwili oboje zasnęliśmy.
Teraz patrzę na przyszłość kolorowo, mój świat nabiera nowych kolorów, których wcześniej nie potrafiłem dostrzec.
Teraz dopilnuję na pewno, żeby jemu się nic nie stało. Jak coś się jemu stanie, jak mu włos z głowy spadnie, to dam sobie rękę uciąć.
CZYTASZ
Mój Anioł; KxK ✔
Fiksi Penggemar• Zakończone ✔ • Gatunek: Fanfiction/Dramat ✔ • Uwagi: Wątek boy x boy, wulgaryzmy, przemoc, alkohol oraz sceny seksu. • PS: W tej książce Łukasz ma dwadzieścia siedem lat, a Marek dwadzieścia sześć. Piszę tak tutaj, ponieważ mnóstwo osób się myli i...