20 rozdział | Mogę ruszyć stopą!

1.4K 157 222
                                    

Kilka tygodni później, dwudziesty dziewiąty lipca.

Pov. Łukasz

Czuję się o niebo lepiej, nareszcie ból w okolicach brzucha ustał i nie jest już tak silny jak na samym początku. Lekarze dawali mi bardzo mocne leki przeciwbólowe, dzięki czemu mogłem się od niego oderwać i ustać szybko na nogach. Marek przez te kilka dni również się oszczędzał i mówi, że z jego kręgosłupem jest już lepiej.

Wypisałem się ze szpitala, spakowałem z Markiem wszystkie rzeczy jakie mieliśmy w sali i ruszyliśmy w stronę mojego samochodu, który stał przez te kilka tygodni pod szpitalem. Schowałem dwie torby do bagażnika, wraz z wózkiem inwalidzkim Marka. Zamknąłem go i wsiadłem do auta, odpalając samochód.

A jeśli chodzi o Natalię to wszystko co pokazał nam artykuł to prawda, lecz sąd dał jej surowszy wyrok, w takim układzie będzie gnić przez dziesięć lat w pierdlu.

- W końcu wracamy do domu - uśmiechnął się pod nosem Marek, tuląc do siebie maskotkę, którą dostał ode mnie niedawno.

- Też nie mogłem się doczekać - zaśmiałem się, przyciskając gaz.

Nasza podróż potrwała z około dwudziestu minut. Przez całą drogę rozmawialiśmy o wszystkim co nam ślina na język przyniosła.

Gdy już byliśmy pod domem to zaparkowałem samochód do garażu, wysiadając z niego i wyciągając wózek, aby mój malec mógł w niego wsiąść. Otworzyłem mu drzwi i posadziłem go na wózku. W podziękowaniu dostałem soczystego całusa w usta. Mógłbym dostawać codziennie takie pocałunki i przyznam, że nigdy by mi się nie znudziły.

Weszliśmy do domu i zauważyliśmy nie zmieniający się bałagan w salonie oraz przedpokoju. Marek oburzył się widząc go, lecz ta złość szybko z niego spłynęła. Cieszę się, że nie dostałem od niego w łeb...

Usiadłem na kanapie, odsuwając ciuchy na brzeg kanapy. Naprzeciwko mnie podjechał Marek, który patrzył prosto w moje oczy. Jego uśmiech nie schodził z twarzy. Podniósł ręce do góry, spoglądając na mnie błagalnie.

- Weźmiesz mnie na kolanka? - zapytał.

Przewróciłem oczami i spojrzałem na Marka maślanymi oczami, na co on zrobił zaskoczoną minę.

- A kiedy moja Panienka weźmie mnie na rączki? - spytałem, a Marek położył swoje ręce na biodrach i spojrzał na mnie agresywnym wzrokiem.

- Po pierwsze: jaka Panienka? A po drugie: jak mam Cię wziąć na ręce, jak nie mam władzy w nogach?! - krzyknął w moją stronę, a ja podniosłem ręce.

- Spokojnie księżniczko, ja tylko się z Tobą droczyłem - odparłem, po czym usłyszałem burknięcie ze strony młodszego. Gdy wziąłem mojego chłopaka na swoje kolana to zamruczał z zadowolenia.

Siedzieliśmy w salonie dłuższy czas, rozmawiając o różnych rzeczach. Miałem lekkie wrażenie, że Marek nabrał trochę ciała, gdyż stał się trochę cięższy. Kiedy on niby przytył? Na pewno nie przytył za pomocą posiłków ze szpitala, bo tam mało co jadł...

Posadziłem blondyna obok siebie i postanowiłem pójść do kuchni, aby zaparzyć nam obu herbatę. Wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę wyznaczonego miejsca, wyjmując potrzebne przedmioty. Gdy już miałem postawić czajnik elektryczny na spodek, usłyszałem krzyk.

- Ł-Łukasz! Musisz to zobaczyć! - wydarł się Marek, więc ja jak poparzony ruszyłem w stronę salonu.

Zobaczyłem siedzącego Marka na kanapie, a z jego oczu poleciało sporo łez. Nie zrozumiałem o co chodzi - to są łzy szczęścia, czy smutku?

Mój Anioł; KxK ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz