Pov. Łukasz
Rozpoczęliśmy kolejny dzień, który zaczął się jak każdy inny. Zjedliśmy z Markiem śniadanie, porozmawialiśmy, okazaliśmy sobie czułość, a później odwiozłem chłopaka do lekarza na kolejną rehabilitację. Jego lekarz mi powiedział, że jest bardzo mile zaskoczony, iż Marek potrafi poruszać dwiema stopami. Rzekł również, że najgorsze jest już tak naprawdę za nami, potrafi już ustać, lecz wciąż odczuwa taki lekki dyskomfort, bo nie czuje w całych dolnych kończynach. Możliwe, że będzie jeszcze kilka tych wizyt u rehabilitanta i blondyn będzie mógł stanąć normalnie i przejść kilka kroków. Od tak dawna na to czekałem, cieszę się z tego, iż nie uziemiłem mojego chłopaka na zawsze na wózku.
Wstałem z łóżka i rozpocząłem porządek w całym mieszkaniu, jak Markowi obiecałem. Można powiedzieć, że teraz w domu panuje chlew, nic nie leży na swoim miejscu, przez co Marek ma trudność z przemieszczaniem się po pokojach. Chyba zacząłem go rozumieć. Zabrałem się pierw za przedpokój, w którym ten bałagan był największy. Buty walały się dosłownie wszędzie, kurtki leżały na ziemi, nawet tutaj w tym bałaganie odnalazłem mój krem do twarzy. Szczerze przyznam, że nie mam pojęcia skąd się on tu wziął. Powiesiłem ubrania na wieszaki, buty odłożyłem do szafki, a niepotrzebne rzeczy wziąłem do innych szafek, bądź powyrzucałem.
Skierowałem się do salonu, gdzie na stole leżało mnóstwo nieumytych naczyń. Dziwię się jednak, że Marek mimo wszystko chciał mieszkać w takim bałaganie. Że ja głupi nie zauważył w jakich on warunkach mieszkał, że nie mógł się nigdzie swobodnie przemieszczać. Jednak mój Aniołek nie mylił się co do mojego przezwiska - idiota gupi. Podszedłem szybkim tempie do stołu i zabrałem wszystkie szklanki, kubki i talerze do zmywarki, by móc zabrać się za kolejne porządki. Starłem wszystkie kurze we wszystkich pokojach i poukładałem poduszki na kanapie. Ułożyłem ubrania z suszarki i pochowałem je na odpowiednie miejsce, natomiast odzież, która panowała w tym czasie na podłodze wziąłem do pralki, ustawiając na mycie. Po dłuższej chwili uznałem, że sprzątanie w ciszy jest nudne, więc uruchomiłem z telefonu moją ulubioną playlistę i zacząłem ponownie sprzątać, lecz w tanecznym ruchu. Pościeliłem nasze łóżko, ułożyłem kilka maskotek Marka, odkurzyłem oraz umyłem wszędzie podłogę. Mieszkanie było czyste, całe aż lśniło. Kiedy podłoga zdążyła wyschnąć usłyszałem jak mój telefon zaczął dzwonić. To był Marek.
- Halo, co tam? - zapytałem, odbierając komórkę. Usłyszałem cichy śmiech.
- Dobrze, jestem wykończony tą rehabilitacją - powiedział, nabierając gwałtownie powietrza do płuc. - Jak po mnie przyjedziesz to mam dla Ciebie niespodziankę. Ucieszysz się.
- Buziak w usta, w czoło czy w nos? - spytałem. - Romantyczna kolacja przy świecach, czy może gorące zabawy w łóżku? - uśmiechnąłem się zadziornie.
- Nie, żadna z tych rzeczy - rzekł, śmiejąc się, a ja posmutniałem. - Obiecuję Ci, że to co wymieniłeś nastąpi, ale nie teraz, bo nie jestem gotów.
- Dobra - odpowiedziałem krótko. - Maruuuś no, ale ile ja mam na Ciebie czekać? - zapytałem, siadając na kanapę. - Ja już nie wytrzymuję tego napięcia...
Zastanawia mnie teraz to jaki wyraz twarzy ma blondyn.
- To idź do łazienki, zwal se i przyjedź po mnie - oznajmił, wciąż się śmiejąc.
- Wolałbym, żebyś Ty to zrobił - powiedziałem kuszącym głosem.
- Wszystko w swoim czasie, może się kiedyś doczekasz - powiedział, a ja się zakrztusiłem powietrzem. - Guptas z Ciebie. Przyjedziesz w końcu po mnie?
Uśmiechnąłem się pod nosem, biegnąc w stronę sypialni, aby nałożyć na siebie przypadkową koszulkę oraz spodenki.
- Pewnie księżniczko moja, tylko pozwól, żeby Twój królewicz się ubrał - rzekłem.
- Nago po domu chodzisz? Aż tak Ci jest gorąco?
- Na myśl o Tobie to jeszcze bardziej mi gorąco...
- Oj weź przestań - zaczął. - Przyjedź po mnie w końcu...
- Już jadę, kochanie.
Rozłączyliśmy się i ubrałem na siebie ubrania, które sobie na szybkiego przygotowałem. Wyszedłem z mieszkania i zamknąłem je na klucz. Wsiadłem do auta i odpaliłem je, wyruszając w stronę szpitala Marka, który był niedaleko.
Byłem już na miejscu, zaparkowałem i wysiadłem z samochodu, idąc do Marka, który był schowany pod dachem i trzymał coś w rękach. Gdy byłem już blisko niego, mogłem dostrzec, że trzymał małego kotka.
- To jest ta niespodzianka? - spytałem grzecznie, a Marek podniósł głowę, spoglądając na mnie. Miło się uśmiechnął w moją stronę.
- Tak, znalazłem go na parkingu - powiedział, głaszcząc kota na uchem. - Na początku się mnie przestraszył, ale teraz wydaje mi się, że jest w porządku.
- Może ten kot jest czyiś, Marku? Nie można tak zabierać zwierząt do domu.
- Gdyby był czyiś to nie łaziłby tak daleko od domu - rzekł. - Przy okazji wspominałeś mi, że ostatnio po naszym mieście łaził obłąkany kotek, więc może to właśnie on? - spytał.
- W sumie jest podobny do tego z wiadomości - kucnąłem i spojrzałem na zwierzątko. - Jest przesłodki. Cześć maluchu - pogłaskałem go.
- Przygarniemy go? Proszę! - Marek zrobił oczy słodkiego kotka. Nie potrafiłem się im oprzeć.
- Jasne, ale wiesz o tym, że zwierzę to ogromna odpowiedzialność?
- Wiem, ale nasz kot będzie miał najlepszą opiekę na świecie - rzekł, przytulając się do zwierzęcia. Szczerze powiem, że nigdy nie widziałem go aż tak szczęśliwego.
Złapałem za rączki od wózka i ruszyliśmy w stronę mojego samochodu. Otworzyłem drzwi i posadziłem Marka wraz z naszym nowym dzieckiem na fotel. Usiadłem za kółkiem i zanim odpaliłem samochód to Marek rzucił się na moją szyję, przytulając ją i darując moją twarz całusami.
- Dziękuję Łukiś, że się zgodziłeś na to maleństwo - powiedział uradowany.
- Ale pamiętasz misiek co później będę chciał w zamian? - spytałem, przegryzając dolną wargę.
- Pff, no wiem - rzekł, puszczając mi oczko. - Ale pamiętaj, żebyś wtedy był dla mnie delikatny - zaśmiał się.
- Nie mógłbym być dla Ciebie niedelikatny - zaśmiałem się, odpalając samochód.
Będę odliczał do tego dnia...
CZYTASZ
Mój Anioł; KxK ✔
Fanfic• Zakończone ✔ • Gatunek: Fanfiction/Dramat ✔ • Uwagi: Wątek boy x boy, wulgaryzmy, przemoc, alkohol oraz sceny seksu. • PS: W tej książce Łukasz ma dwadzieścia siedem lat, a Marek dwadzieścia sześć. Piszę tak tutaj, ponieważ mnóstwo osób się myli i...