26 rozdział | Niespodziewani goście.

1.3K 154 249
                                    

Pov. Łukasz

Zbudziłem się dość późno. Obudził mnie gorący oddech Marka na moim karku. Wciąż leżał w moich ramionach wtulony i gdy teraz tak na niego spoglądam, to według mnie wygląda on jak niemowlę. On ma taką delikatną, uroczą urodę, jego wygląd może bardzo zmylić, gdyż nie wygląda na dwudziestosześcioletniego mężczyznę.

Uroczy mały jednorożec jeszcze spał co mnie cieszy niezmiernie. Bardzo mi się rozchorował, kilka razy w nocy mnie budził, bo go strasznie bolał brzuch i wymiotował. Boję się, że przez to cholerstwo znów schudnie. Przez całą noc obok kanapy leżała miska, na wypadek, gdyby już nie wytrzymał, bądź mnie nie dobudził. Strasznie się martwię o mojego Aniołka. A zaplanowaliśmy taki super wieczór...

Wziąłem Marka ze swojego ciała i ułożyłem go obok przy ścianie. Przykryłem go szczelnie kołdrą i podniosłem się z łóżka. Pewnie będę musiał na ten czas odwołać ćwiczenia blondyna, gdyż jest za bardzo osłabiony, aby mógł cokolwiek robić podczas tych rehabilitacji. Mam wielką nadzieję, że szybko wyzdrowieje.

Spojrzałem na zegar, który wskazywał godzinę dwunastą trzydzieści pięć. Odkąd Marek jest obok mnie to potrafię spać dłużej i lepiej, bo wcześniej miałem ogromne problemy ze snem i potrafiłem nie spać do kilku dób. Nie jest to zdrowe, ale teraz nadrabiam te nieprzespane noce.

Poszedłem do łazienki i spojrzałem prosto w lustro. Zauważyłem, że po kremie jaki używam na twarz znikają mi krostki. Miałem dość poważny trądzik, który się złagodził i tych krostek jest niewiele. Uśmiechnąłem się w mój kierunek. Zdjąłem z siebie ubrania i szybko wskoczyłem pod prysznic. Moja kąpiel nie trwała jakoś długo. Obmyłem się i wyszedłem spod prysznica i wytarłem się, zakładając pierwsze lepsze bokserki, które wisiały na suszarce.

- Łuuukasz! - krzyknął z dołu Marek. Serce mi zabiło mocniej, gdy go tylko usłyszałem.

Przybiegłem szybko do niego i zobaczyłem go siedzącego na kanapie z wiadrem przy twarzy. Chyba znów mu się zbiera.

- Jak się czujesz? - spytałem troskliwie, siadając obok, kładąc dłoń na jego głowę.

- Zajebiście - powiedział z sarkazmem. - Czuję jakbym powoli umierał - rzekł cicho, wycierając łzy, które spływały po jego policzkach. - Nie chcę się tak czuć, niech to wszystko się już zakończy...

Posmutniałem. Co mu tak zaszkodziło? Ostatnimi czasy zjada normalne posiłki regularnie. Boję się tego, że mógł złapać jakiegoś wirusa, który mu bardzo zaszkodzi.

- Zaraz do Ciebie wrócę - powiedziałem, a chłopak spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Udałem się do kuchni, aby wziąć potrzebne lekarstwa na to paskudztwo. Trzeba zadziałać szybko, bo później będzie tylko gorzej. Wróciłem się z powrotem i podałem mu dwie tabletki oraz podałem mu szklankę z wodą. - Proszę, przyjmij to.

Blondyn spojrzał na to niechętnie, a później skierował na mnie wzrok, który również był nieprzyjemny. Co jest?

- Nie cierpię wody, a Ty mi ją akurat dajesz... - mruknął, biorąc tabletki do buzi i popijając je wodą. Skrzywił się. - Jak ja kocham jej smak...

Zaśmiałem się pod nosem, zabierając mu naczynie z rąk. Odłożył wiadro obok i położył się ponownie, zakładając kaptur na głowę. Zimno mu?

- Tabletki najlepiej się popija wodą - oznajmiłem, a blondyn poprawił włosy.

- Aj tam, ja kiedyś brałem tabletki na sucho bez żadnej wody, czy napoju - powiedział, a mnie aż zabolało gardło. Kurczę, ja bym tak nie umiał.

- Ale Ty jesteś głupi - mruknąłem, przewracając oczami.

- Jestem gupi skarbie, nie głupi - zaśmiał się, zwijając się w kulkę. - Ale Ty jesteś gupim, totalnym idiotą!

Położyłem się obok niego, patrząc mu prosto w oczy. Nie zwracałem kompletnie uwagi na to, że mogę się od niego zarazić.

- Nie zbliżaj się tak do mnie - szepnął, zakrywając usta kołdrą. - Nie chcę Cię zarazić, nie chcę, byś się męczył jak ja.

- Mam to w dupie co się ze mną stanie - oznajmiłem, patrząc wciąż w jego oczy.

- Łukasz... - rzekł troskliwie. Usłyszałem pukanie do drzwi. - K-Kto to?

Wzruszyłem ramionami, wstając z kanapy i idąc w stronę drzwi wejściowych. Otworzyłem je i ujrzałem małą, jasną blondyneczkę z małym pluszakiem w dłoniach. Pomyłka?

- Malek? - szepnęła dziewczynka, spoglądając na mnie przerażonym wzrokiem. Spojrzałem na nią i kucnąłem, aby być równy wzrostu małej.

- Co się stało, maluszku? - zapytałem, a w oddali zauważyłem zbliżających się dwóch ludzi. To chyba byli jej rodzice.

- Gdze jest Malek? - spytała, po czym jej tata wziął ją na ręce. Podniosłem się, spoglądając na nich.

- Kim jesteście? - zapytałem.

- Słyszałam, że w tym mieszkaniu znajduje się Marek.

- Kim jesteście? - powtórzyłem, będąc zmęczony już tą sytuacją.

- Chcieliśmy pójść do Marka i go przeprosić w imieniu naszej córki... - rzekła kobieta. Zmarszczyłem brwi.

- Co? Jakiej córki?

- Natalii...

Jeszcze jej rodziców mi tutaj brakowało... Złapałem się za głowę, rozmyślając nad tą sytuacją. Postanowiłem zaprosić ich do środka. Marek, gdy ich tylko ujrzał, od razu się podniósł, spoglądając na nich oszołomiony.

- Marku... - rzekła kobieta. - Wszystko z Tobą w porządku? Natalia nie zrobiła Ci dużej krzywdy?

Starszy mężczyzna wziął małą dziewczynkę na ziemię, a ta szybkim ruchem podbiegła do blondyna, przytulając go mocno. Marek wciąż był zaskoczony ich niespodziewanym najściem.

- Nic mi nie jest - powiedział cicho. - Ale dziękuję, że Pani pyta.

- Martwiłam się - oznajmiła. - Zdaje sobie sprawę z tego jaka moja córka jest nieprzewidywalna, ale nie sądziłam nigdy, że mogłaby wyrządzić Tobie taką krzywdę...

Spoglądając na dwójkę niespodziewanych gości, uważam, że są oni w miarę w porządku, w porównaniu do ich przecudownej córusi Natalki. Ta mała to chyba jej siostra i przyznam, że szybko skradła mi serce.

- Nie ja ucierpiałem mocno - rzekł. - Ucierpiał bardzo mój... przyjaciel - skomentował, wskazując na mnie palcem. Kobieta spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.

- Bardzo mi przykro... - podeszła. - Jak mogłabym Ci to wynagrodzić?

Serce mi mocniej zabiło. Stresowałem się nie wiadomo czym.

- Nie musi mi Pani nic dawać, naprawdę, to nie jest Pani wina - rzekłem, a kobieta i tak nalegała. Nie potrzebowałem jej pomocy.

- Na pewno? - spytała, upewniając się.

- Tak, niech się Pani nie martwi.

Starsza kobieta skierowała wzrok na swojego męża, który następnie wziął małą i wyszedł z nią z mieszkania. Zaskoczyła mnie ta sytuacja.

- Marku... - westchnęła. - Muszę Ci powiedzieć coś okropnego...

Serce mi zabiło.

Nie wiadomo kiedy poczułem jak spadam na ziemię.

Zemdlałem.

Co się ze mną dzieje?

Mój Anioł; KxK ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz