Pov. Łukasz
Nadszedł sylwester, łaziłem po sklepach, aby kupić fajerwerki na tę uroczystość. Marek w tym czasie ogarniał w domu, bo w sumie sam tego chciał, sam się oto prosił. Znalazłem kilka dobrych fajerwerków i za nie zapłaciłem. Spakowałem je do dużej torby, którą wziąłem ze sobą i powolnym ruchem ruszyłem w stronę mieszkania. Na szczęście nie miałem aż tak dużego dystansu, więc nie zdążyłem zmarznąć na tym mrozie. Nie wiem jak to działa.
Wszędzie wokół mnie znajdowali się ludzi, którzy kupowali ostatnie rzeczy na dzisiejsze święto. My z Markiem postanowiliśmy spędzić je sami. Kiedy już byłem blisko mieszkania, zauważyłem siedzącego Marka na parapecie w kuchni. Ten widok tak mnie zainteresował, że jak najszybciej chciałem wiedzieć co on tam wyprawia.
Szybko wszedłem do domu i położyłem torbę z petardami na ziemię. Następnie zacząłem zdejmować buty.
— Wróciłem! — krzyknąłem i po chwili przyszedł do mnie Marek, trzymający w ręku kubek gorącej czekolady.
— Bardzo się cieszę — rzekł cicho. — Teraz szybciutko zdejmuj kurtkę i inne i siadaj na kanapę.
Zmarszczyłem brwi, odkładając rzeczy na swoje miejsce.
— Po co? Coś się stało?
— Nic się nie stało, co miałoby się wydarzyć? — zapytał zdziwiony. — Po prostu chcę, abyś usiadł na kanapie i się rozgrzał, bo musiałeś zmarznąć — powiedział z kuchni.
— Tak się składa, że nie jest mi jakoś strasznie zimno, nie musisz się o mnie bać — rzekłem, a Marek wystawił głowę zza ściany, spoglądając na mnie zaskoczonym wzrokiem.
— Na dworze jest strasznie zimno, a Ty mówisz, że Tobie nie jest? Błagam Cię — oznajmił, przychodząc do mnie ponownie. — Ja tu w swetrze i grubych skarpetach zmarznięty, a Ty będąc do godziny na dworze nie zmarzłeś w ogóle? Czy Ty stosujesz jakąś czarną magię na to? — zapytał, a ja wzruszyłem ramionami, uśmiechając się pod nosem.
— Raczej nie, po prostu do mnie jeszcze nie zdążyło to zimno dojść — odpowiedziałem, kładąc dłoń na moją klatkę piersiową. — Ty jesteś takim moim małym chodzącym zimnem, więc wiesz — zaśmiałem się.
— No cóż, nic na to nie poradzę, że jest mi wiecznie zimno — rzekł, krzyżując ręce na piersi. — Gorącą czekoladę masz na stole, wypij ją prędko, bo wystygnie!
Przewróciłem oczami i poszedłem w stronę salonu i zasiadłem przy stole. Mój chłopak odkąd ustał na nogach to ma satysfakcję z tego, że może normalnie sprzątać. Kątem oka zauważyłem, że w rogu salonu leży wór na śmieci.
— Marek, co to za wór tutaj? — zapytałem podnosząc głos.
— Posprzątałem trochę w Twojej szafce na ubrania, masz nareszcie wszystko posegregowane — powiedział dumnie. — W ty worze znajdziesz jakieś Twoje podarte, wyblaknięte i dziecinne ubrania, których już raczej nie założysz.
Gorącą czekoladę, którą miałem w buzi wyplułem na stół, brudząc się przy tym. Podbiegłem w stronę wora i rozwiązałem go, patrząc na jego zawartość. Znalazłem moją ulubioną koszulkę z pomarańczowym króliczkiem.
— Maruś no! — krzyknąłem zdenerwowany. — Niepotrzebnie zrobiłeś ten porządek, te ciuchy stąd są mi bardzo potrzebne, nie są do wyrzucenia!
Blondyn przyszedł do mnie, wycierając ścierką szklankę. Aktualnie wyglądał i zachowywał się jak Pani domu.
— Gdyby nie ja to byś nie miał porządku w szafce! — krzyknął, marszcząc brwi. — Możesz zajrzeć do tego wora i wziąć te ubrania, które Twoim zdaniem są Ci jeszcze potrzebne, resztę proszę wyrzuć.
CZYTASZ
Mój Anioł; KxK ✔
Fanfic• Zakończone ✔ • Gatunek: Fanfiction/Dramat ✔ • Uwagi: Wątek boy x boy, wulgaryzmy, przemoc, alkohol oraz sceny seksu. • PS: W tej książce Łukasz ma dwadzieścia siedem lat, a Marek dwadzieścia sześć. Piszę tak tutaj, ponieważ mnóstwo osób się myli i...