36 rozdział | Grzymisława, coś Ty narobiła?

1K 137 202
                                    

Pov. Łukasz

Byliśmy już pod domem. Marek wciąż był załamany, ale wydaje mi się, że dzięki moim słowom podniosłem go trochę na duchu. Nie rozumiem jednak dlaczego się smuci z jej powodu, przecież ona na to nie zasługuje oraz nikt na tym świecie jej nie chciał, włącznie z jej matką. 

Teraz współczuję diabłom, którzy będą ją mieli na co dzień. 

Podszedłem do Marka i położyłem swoją dłoń na jego ramieniu, spoglądając mu w oczy. Gwałtownie odwrócił wzrok, a ja nie wiedziałem co się dzieje.

— Niepotrzebnie się tym tak zamartwiasz, Aniołku — rzekłem, patrząc na niego. Blondyn podniósł głowę i spojrzał mi prosto w moje oczęta.

— Nie martwię się o nią — powiedział, a ja zrobiłem zaskoczoną minę. — Martwię się oto, że mogą mnie zamknąć w kiciu, bo ja byłem przy tym wydarzeniu — rzekł cicho. Ledwo te słowa wypadły z jego ust, mówił je bardzo ciężko. O tym nawet nie pomyślałem.

— Raczej wątpię w to, że w więzieniu wylądujesz, słońce — oznajmiłem, przytulając go delikatnie do siebie. — Nie miałeś na to wpływu, ona zrobiła to z własnej woli. 

— Nie wiem, zacząłem się gubić we własnych myślach i nie mam sił — szepnął. — Mam nadzieję, że będzie wszystko dobrze...

Uśmiechnąłem się i weszliśmy do domu, gdzie zastaliśmy miauczącą Grzymisławę do telewizora. Telewizor został przewrócony na podłogę, ale nic jemu się nie stało. Mimo wszystko mój humor od razu się zepsuł, bardzo zdenerwowałem się na Grzymi.

Podszedłem do kota i złapałem ją w swoje ręce, patrząc na jej ślepia. Kotka była wyraźnie przerażona, ale wzrokiem ciągle spoglądała na coś innego. Mimo wszystko i tak byłem wkurzony na nią przez to co właśnie odwaliła.

— Grzymisławo, proszę powiedz mi coś Ty narobiła? — gadałem do kota, głupio czekając na jej odpowiedź. Zdaje sobie sprawę z tego, że się jej raczej nie doczekam. Marek zbliżył się w moją stronę, chichocząc cicho. 

Kot polizał swoją prawą łapkę i spojrzał na mojego chłopaka i do niego zamiauczała. Chyba woli go bardziej ode mnie.

— Daj mi ją — oznajmił Marek, a ja burknąłem, dając mu Grzymisławę w jego ręce. Blondyn podrapał ją za uszkiem. — Nie krzycz na nią, ona z pewnością nie zrobiła tego specjalnie.

Przyłożyłem rękę do czoła i próbowałem się uspokoić. Może ma rację? Może jednak zbyt surowo zareagowałem na naszą córcię? Nie mam bladego pojęcia. 

Poprawiłem koszulkę i podniosłem telewizor, kładąc go na szafkę. Dalej mnie zastanawia to jak taki mały kotek mógł przewrócić rzecz, która jest tysiąc razy większa od niej. Ona nie przestanie mnie zadziwiać. 

— Dlaczego Grzymi woli Ciebie ode mnie? — spytałem lekko załamany, siadając na krześle.

Marek spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem.

— Dlaczego miałaby kochać mnie bardziej od Ciebie, Łuki? — zapytał, głęboko patrząc w moje niebieskie oczy.

— Bo jesteś milszy i bardziej troskliwy ode mnie — rzekłem wzdychając. — Co jak co, ale ja nie umiem być taki jak Ty. Niezłe ze mnie ziółko.

Blondyn się uśmiechnął.

— Uzupełniamy się, to jest ważne — powiedział. — A mama często mi mówiła, że przeciwieństwa się przyciągają, więc dobrze na siebie wpadliśmy — zaśmiał się. — Kocham Cię takiego jakim jesteś, nie zmieniaj się, bo jesteś cudowny, mój książę — stwierdził, odjeżdżając do mnie i podarował mi lekkiego całusa w lewy policzek. Poczułem się lepiej.

— Przestań mi słodzić, okej? — powiedziałem, śmiejąc się. — Bo niedługo będę miał przez Ciebie cukrzycę!

— A tam, gadasz niepotrzebnie i gupio — zachichotał, poprawiając grzywkę.

Przytuliłem go do siebie i zajmowaliśmy się oboje Grzymisławą. Daliśmy jej coś do jedzenia i prędko usnęła, przez co ja z Markiem mieliśmy wieczór dla siebie.

Mój Anioł; KxK ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz