- Itachi, zdajesz sobie sprawę, że nie musisz za mną wszędzie chodzić? – mówiła po raz kolejny, ale nadal nic do niego nie docierało.
Zaczęło się od zwyczajnego odprowadzenia jej pod budynek Akademii, potem dojrzała, jak ciągle kręcił się w okolicy, a kiedy wyszła z dzieciakami na zajęcia praktyczne i te od razu dojrzały go za ogrodzeniem, błagały sensei, aby wpuściła Uchihę, żeby z nimi poćwiczył. Takim oto sposobem dotrwał z nią aż do końca lekcji, odprowadził do domu i nawet nie dał samej wyjść na spacer, pod pretekstem zakupów.
- Ja tylko chcę spędzić trochę czasu z przyszłą żoną – odparł, jakby to nie było nic wielkiego. Wzruszył ramionami i ciągle się uśmiechał, ale nie patrzył na Akirę.
- Nacieszysz się mną przez następne lata. Nigdzie się nie wybieram, matole...
- Ładnie to tak wyzywać narzeczonego? – W końcu zerknął na białowłosą.
- Zastanówmy się, hm... tak! Bo zachowuje się jak jakiś kretyn! Jutro będziesz mnie miał na wieczność, a już dzisiaj dajesz mi spokoju. Co będzie, jak dostaniesz misję? Każesz bratu za mną łazić krok w krok?
Itachi zwiesił głowę, zasłaniając twarz kosmykami, których nie miał w zwyczaju spinać z resztą włosów. Namikaze prychnęła i skrzyżowała ręce na piersi. Przystanęła w miejscu, nie dowierzając w to wszystko.
- Jesteś niemożliwy, wiesz? Obiecałeś mi – zaczęła, odwracając spojrzenie w bok. – Obiecałeś, że we mnie uwierzysz i że nie ześwirujesz, a tymczasem co dostaję? Dokładnie to, czego miało nie być! I to tuż przed ślubem! Chcesz się kłócić? Proszę bardzo. Ale wiedz, że sam zacząłeś.
- Akira, proszę, stój – powiedział, ale białowłosa już ruszyła przed siebie, machając przy tym zamaszyście koszykiem, aby czarnowłosy nie odważył się jej choćby tknąć.
Miała już tego serdecznie dość i jedyne, czego chciała, to chwila spokoju. Wyjście na zakupy bez niczyjej opieki – to tak wiele? Jak widać jej przyszły mąż nie potrafił tego pojąć. Była już kilka metrów przed nim, kiedy poczuła ostry ból w okolicach brzucha. Syknęła głośno i złapała się za niego, opadając na jedno kolano. Szlag by to!
– Akira! – Uchiha w sekundzie znalazł się przy niej. Kucnął i objął narzeczoną w pasie. – Co się dzieje? Czy to dziecko?
- Raczej ciągle jest rozmiarów ziarenka, więc nie powinno kopać, geniuszu – odparowała, będąc ciągle wściekłą na niego, po czym dodała już łagodniejszym głosem – ale może nie powinnam się tak denerwować.
- Przepraszam, nie powinienem się tak zachowywać...
- No, nareszcie poszedłeś po rozum do głowy – warknęłam, podnosząc się na równe nogi. – Teraz tym bardziej mnie nie zostawisz, prawda? – spytałam, przymykając na chwilę powieki.
- Nie chciałbym.
- Okej, a pozwolisz mi wrócić do domu i sam zrobisz zakupy? Może tak być?
Itachi dłuższą chwilę się zastanawiał. Wiedział, że nie powinien jej denerwować, bo nie chciał zaszkodzić ciąży. Wprawdzie nie znał się na tym, ale myśl o tym, że mogłaby poronić maleństwo, przeraziła go nie na żarty. Skinął głową i wziął od kobiety koszyk oraz listę zakupów.
- No, i to mi się podoba – powiedziała, delikatnie się uśmiechając. – Nie zapomnij niczego, bo inaczej pożałujesz! – Pogroziła mu jeszcze, zanim się oddaliła.
Mężczyzna stał jeszcze dłuższą chwilę, wpatrując się w oddalającą się od niego kobietę, nie mogąc pojąć, skąd wzięła się u niej nagle taka radość? Gdyby ktoś na niego spojrzał w tamtym momencie, umarły ze śmiechu, widząc jego minę. Zmrużone oko, zmarszczone czoło, otwarte usta, wykrzywione w bardzo dziwny sposób. U Uchihów nie spotkacie takiego wyrazu twarzy – no chyba że bylibyście Akirą Namikaze, albo Sakurą Haruno. Tylko te kobiety zmieniały cokolwiek w mężczyznach z tego rodu.
CZYTASZ
Sharingan dream { Itachi Uchiha x OC } ZAKOŃCZONE
FanfictionDziesięć lat temu opuściła Wioskę Ukrytą w Liściach. Załamana i osamotniona nie potrafiła poradzić sobie ze stratą osób jej najbliższych. Teraz wróciła, a jej droga ponownie skrzyżowała się z tą, należącą do jej dawnego przyjaciela.