Dzień zapowiadał się bardzo pogodnie. Od samego poranka na niebie nie było znaku ani jednej chmurki, co oznaczało brak deszczu, a dużo słońca. Przyjemnie było wracać misji właśnie w takich warunkach, szczególnie, że powierzone mu zadanie nie należało do trudnych, więc uwinął się z nim w miarę prędko. Wracał z jednej z niewielkich wioseczek, położonych nieopodal Konohy, to też wyruszył wczesnym rankiem, aby jak najszybciej znaleźć się z powrotem w domu.Zapowiadało się perfekcyjnie – tak myślał, przechodząc przez główną bramę z rękami wsadzonymi w kieszenie i uśmiechem wymalowanym na twarzy. Zastanawiał się, czy uda mi się załapać na poranny posiłek, czy też będzie mu dane zaskoczyć swoją żonę i przywitać ją śniadaniem do łóżka. Niestety jego dobry nastrój zniknął w momencie, kiedy zobaczył roztworzone na oścież drzwi do jego własnego domu i upuścił plecak, który właśnie zdjął z pleców. Nim jednak rzucił się w pęd, ubiegł go brat, wybiegając z rezydencji. Wystarczyło mu tylko jedno spojrzenie na jego zaniepokojoną twarz, a za chwilę po długowłosym został jedynie kłąb dymu.
Itachi Uchiha nigdy wcześniej tak prędko nie biegł, a przecież jako shinobi często mu się zdarzało pędzić na łeb na szyję, więc co sprawiło, że dostał takiego kopa?
Przez uliczki Konohy przedzierało się istne tornado, zostawiając za sobą tabuny kurzu i niezadowolonych mieszkańców. Wpadł jak burza do szpitala, aż wszystkie recepcjonistki pobladły, widząc znaną personę w niewyobrażalnym dla nich stanie. Nim jednak zdążył kogokolwiek spytać się o swoją żonę, zza korytarza wyłoniła się Ino.
- Itachi, tędy chodź! Akira już czeka i bez ciebie chyba nie da sobie rady! – zawołała do niego, więc czym prędzej zjawił się u jej boku i kazał zaprowadzić na salę porodową.
- Dlaczego? – spytał jedynie, nie mając siły na formowanie dłuższych wypowiedzi. Zdziwił się, kiedy na korytarzu ujrzał wszystkich przyjaciół. Stanął jak wryty, wpatrując się w dziewczyny, trzymające się za ręce i chłopaków, pochylonych głową ku ziemi. Niektórzy siedzieli, niektórzy stali, ale każdy przejmował się porodem przyjaciółki. W końcu... byli rodziną, każde, bez wyjątku, a jego członek miał niedługo przyjść na świat. Dlatego tu przyszli, czekali i wspierali jego ukochaną.
- Stary, to nie moje dziecko, a stresuję się jak nigdy, dattebayo! – Naruto podszedł do długowłosego, ciągnąc się nerwowo za kołnierz bluzy. Położył ręce na jego ramionach. – Zemdleję, jak Hinatka będzie rodzić nasze! – Nie mógł zareagować na to inaczej, niż śmiechem.
- Jak tak będziesz gadał, to ci biedna zemdleje w trakcie. – Pałeczkę po Sakurze w tamtej chwili przejęła Tenten i palnęła Uzumakiego w łeb. – Albo za sekundę – powiedziała, spoglądając z niepokojem na Hyugę. Czym prędzej dosiadła się do niej i zaczęła wachlować jedną z gazet, które wzięła ze stolika obok.
- No idź już do niej! – Ino w końcu wepchnęła go na salę i zamknęła za nim drzwi. Kiedy się odwróciła, napotkała niezrozumiałe spojrzenie blondyna. – Czego? – warknęła na niego.
- Anoo – podrapał się po głowie – Sakura-chan powiedziała, że nikomu nie wolno tam wchodzić, to dlaczego Itachi-san poszedł?
- Ty jednak jesteś idiotą – szepnął do siebie Sasuke, opierając się o ścianę. Yamanaka zmarszczyła czoło i rozmasowała sobie jednocześnie skronie.
– Nigdy nie słyszałeś o tym, że mężowie towarzyszom żonom w takiej chwili? To najpiękniejszy i najważniejszy moment w życiu rodziny! Scala ją, umacnia więzi – tłumaczyła, ale Naruto nadal zdawał się nic nie kumać. - Chyba nie muszę ci mówić, że ból porodowy jest najgorszym, jaki kobieta przeżywa w całym swoim życiu. Wtedy potrzebny nam jest ktoś, kto nas wesprze, byśmy mogły to przeżyć.
CZYTASZ
Sharingan dream { Itachi Uchiha x OC } ZAKOŃCZONE
FanfictionDziesięć lat temu opuściła Wioskę Ukrytą w Liściach. Załamana i osamotniona nie potrafiła poradzić sobie ze stratą osób jej najbliższych. Teraz wróciła, a jej droga ponownie skrzyżowała się z tą, należącą do jej dawnego przyjaciela.