6

331 14 2
                                    

Brett nie kłamał mówiąc, że zna wszystkie kąty w tym mieście.
Zaprowadził mnie do zwykłego, dość dużego lasu z wysokimi iglastymi drzwiami.

Dotaliśmy w sam środek, gdzie  stał ogromny, zcięty pień.
Te drzewo musiało mieć tysiące lat...
Otaczało je niezwykła aura, na pewno jeszcze kiedyś tu wrócę, ale sama.

Brett bez krempacji na nim usiadł i czekał na ten sam ruch z mojej strony.
Najpierw przejechałam opuszkami palców po niektórych z jego słoi , ale czując prąd przepływający przez moje ciało, szybko oderwałam dłoń i stwierdziłam, że postoje.

- Zacznę od tego, że zaufałam Ci Brett, mam nadzieję, że nie popełniłam błędu.
Pewnie wiesz już, że moi rodzice zmarli z nieznanych przyczyn, w sierocińcu powiedzieli wam, że miałam tylko ich...
To nie jest prawda, doskonale wiem co stało się mamie i tacie- przerwałam i spojrzałam na chłopaka, który uważnie się mi przysłuchiwał.

-Tamtego dnia nie odeszli tylko oni, a także mój brat.
Był odemnie dwa lata starszy, tak jak ty.
Zawsze miał dla mnie czas, pomagał, pocieszał i bronił, zawsze.
Masz taki sam charakter, identyczny.
Boje się, że przezemnie skończysz tak samo, jak oni wszyscy...
Czuje, że stanie się coś bardzo, ale to bardzo złego. Nie chcę widzieć twojego cierpienia, tak jak tamtego dnia. - oparłam się plecami o drzewo odchylając głowę do tyłu.
Wiedziałam, że wiele ryzykuje mówiąc mu prawdę, ale to była jedyna możliwość ochrony.

-Musisz wiedzieć, że na świecie żyje wiele istot, o których istnienia nie masz pojęcia. - znów spojrzałam na mojego kompana, który już otwierał usta by coś powiedzieć.

- Brett, obiecaj, że mnie nie zawiedziesz. - zażądałam patrząc głęboko w jego niebieskie oczy które pokazywały jedynie zdziwienie.

- Zrobię wszytko, żeby cię nie zawieść - odparł zdezoriętowany a jego puls przyśpieszył.

-Spokojnie, nie denerwuje się, słyszę, że Twoje tętno wzrasta - próbowałam go uspokoić, co chyba nie podziałało a jeszcze bardziej go przeraziło.

- cokolwiek teraz zobaczysz, nie bój się, to dalej jestem ja - dodałam zwracając wzrok ku ziemi.

Zmieniałam kolor oczu na czerwony, wysunęłam kły i pazury, wzięłam głęboki oddech po czym znów zwróciłam spojrzenie na chłopaka.

- Brett, ja nie jestem tylko człowiekiem- zaczęłam ostrożnie podchodząc do niego.

Chłopak zerwał się z miejsca oddalając się przy tym kilka kroków.
Starał się nie pokazywać emocji, ale nie dziwie się, że tak zareagował, w końcu zobaczył dziewczynę która wygląda jak potwór.

-jestem silniejsza, szybsza, groźniejsza.
Lepiej znoszę ból, widzę i słyszę więcej.
Od niedawna czytam w myślach, przekazuje i odczytuje obrazy i emocje.
Jestem wilkołakiem Brett, potworem.
Nie mówię ci tego, żebyś się bał, chce tylko byś był świadomy kim, lub czym jestem - ciągnęłam spokojnie dalej mierząc wzrokiem chłopaka.

- odejdź odemnie - wyjąkał cicho i lekko skulił swoją postawę w strachu przed atakiem.

Oczywiście oddaliłam się, wiedząc, że w innym wypadku bał by się jeszcze bardziej.
Westchnęłam znów zmieniając się w człowieka po czym zwróciłam się do chłopaka

- jestem nim od urodzenia, tak, jak moi rodzice...
Tony, to znaczy mój  brat był jednak człowiekiem, jego organizm opierał się przemianie. Gdyby był taki jak ja, dalej mógł by żyć.- mój głos zaczął drżeć, tak jak reszta ciała.

- Dlatego nie mogę pozwolić, żeby tobie też stała się krzywda.
Zrobię wszystko, by móc zawsze i wszędzie cię ochronić, tak jak jego. - zakończyłam i starłam łzę, która jakimś cudem znalazła się na moim policzku.

Obróciłam się i w szybkim tempie odeszłam z miejsca.
Nie chciałam by ktokolwiek widział mnie w takim stanie.
Płacz pokazuje nasze słabości, pokazuje jak niewiele trzeba, by nas złamać.

- A.. Amy - usłyszałam i jak na komendę stanęłam w miejscu

-Przepraszam cię, proszę, nie płacz już - podszedł i lekko, jakby ze strachem opatulił mnie swoimi ramionami.

Ten gest wyjątkowo mnie zdziwił, ale nie miałam zamiaru protestować, wręcz przeciwnie.
Jeszcze mocniej wtuliłam się w jego tors myśląc o tym, jak wielkie szczęście mnie spotkało.

Bicie serca chłopaka powoli normowało się, co znaczyło, że był już spokojny.

Trwaliśmy tak dość długo czując, że tak trzeba.
On musiał przyswoić sobie to, co usłyszał, a ja uspokoić się i chwilę pomyśleć.

-Brett, proszę cię, bądź zawsze ostrożny, niezależnie od tego czy ja jestem obok, czy nie.
Wilkołaki to zwierzęta, które czasami prowadzi instynkt, a wtedy mogę być niebezpieczna.
Zapamiętaj, że ból uczłowiecznia. Jeśli kiedykolwiek będę choćby próbowała cię skrzywić, zrób coś co mnie zaboli - zażądałam

- Nigdy w życiu cię nie uderzę - zaprzeczył lekko drżącym głosem kręcąc głową.

- Brett, obiecaj, że jeśli będzie trzeba, zrobisz to - odsunęłam sie trochę od chłopaka patrząc w jego oczy
-Obiecaj - powtórzyłam bardziej dosadnym głosem.

- Nie Amy, nigdy nie zrobię ci krzywdy - dalej trwał przy swoim.

Wiedziałam, że słowami go nie przekonam, ale pomyślałam jednak, że może pokaże mu coś, dzięki czemu zmieni zdanie.
Nie chciałam, ale byłam zmuszona.

Złapałam za dłoń Bretta, zamknęłam oczy, po czym zaczęłam przypominać sobie coś, o co winie się do tego czasu.
Wiedziałam, że w głowie chłopaka pojawi się obraz jaki chce mu przekazać, więc starałam się przytoczyć to jak najdokładniej.

Młoda twarz mojego brata, jego wycieńczone oczy przepełnione strachem i bólem.

Zapach świeżej krwi i cierpienia unoszący się w całym pokoju.

Wszystkie rany pokrywające leżące na podłodze ciało chłopca.

Moja satysfakcja narastającą z każdym krzykiem.

Pamiętam jak dziś tą nieopanowaną furię, to jak bardzo skrzywdziłam Tonego.

Wrzeszczałam, żeby coś zrobił, ale on pomimo noża którego trzymał w prawej dłoni, dzielnie przyjmował każdy cios.

Denerwowało mnie to jeszcze bardziej, przez co mocniej i mocniej wbijałam pazury w jego brzuch.

Zawsze powtarzał, że nikt nigdy mnie nie skrzywdzi, obiecał.

Trafił do szpitala w ostatniej chwili i leżał w śpiączce przez cztery miesiące.

Wszytko przez to, że nie chciał mnie skrzywdzić...

Puściłam rękę Bretta przerywając tym samym wspomnienie.
Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, po czym zamknął w szczelnym uścisku.

Byłam pewna, że po tym będzie się bał, i mnie zostawi.
Na szczęście, Brett tylko udowodnił, że na prawdę mi ufa.

- Brett obiecaj - przerwałam panującą ciszę, czując, jak wszystkie emocje opuszczają moje ciało wraz z kolejnymi łzami.

Chłopak odsunął się ode mnie na niewielką odległość, ujął moją twarz w dłonie, po czym lekko starł słoną ciecz kciukiem.

- Nigdy Cię nie skrzywdzę...

Put U First ~ TeenWolf //zakończone//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz