-mieli broń, tak? - notwał po kolei na kartce dopytując się o wszytkie szczegóły.
-powtarzam to trzeci raz - westchnęłam
-no tak... Ja po prostu chce jak najszybciej to rozwiązać - podrapał się po karku
-tak, żeby nikt nie zginął - dokończył-Scott ja rozumiem, ale to nic nie da.
Oni nie mają planu, nie działają szablonowo.
Chcą po prostu jak najszybciej przekierować wszystkich przeciwko nam i zaatakować.
Może zamiast zbierać informacje o rzeczach, które się nie przydadzą, po prostu pomyślimy nad strategią? - zasługerowałam- dobrze, masz rację - zamknął mały zeszyt
-mam kilku znajomych, którzy też się włączą - spojrzał na mnie
-kogo?
-nieistotne, przedstawię Ci ich przy najbliższej okazji...
-wszyscy nam pomogą? - chciałam się upewnić
- tak, nikt w końcu nie chce zginąć - uśmiechnęłam się lekko na te słowa
-Amy... Dziękuję Ci
- Scott, ty powinieneś widzieć że nie oczekuje wdzięczności
-rozumiem, ale uratowałaś dwie osoby które są dla nas jak rodzina
-ehh... Nie ma sprawy - wysiliłam się na uprzejmość
-zaraz jadę spotkać się z resztą obgadać tą sytuację, bo nie unikam że pojawienie się ciebie wiele zmienia. - zaśmiał się
-uwież, śmierć to nic przyjemnego - zawtórowałam chłopakowi.
-To ja już lecę - wstał z fotela i wyszedł uprzednio rzegnając się ze mną i z bratem.
Teraz ze spokojem powrócić mogłam do mojego wcześniejszego zajęcia - rysowania.
Nie mam jakiegoś talentu, ale staram się na tyle, na ile pozwalają mi wilkołacze siły.
W sumie jakby nie patrzeć to dość odprężjaące, masz w głowie obraz i przenosisz go na papier...Po kilkunastu minutach z transu wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości.
Odblokowałam telefon i od razu wyskoczyła mi wesoła mordka Scotta, który podczas treningu lacross strzelił kolejną celną brmke.Bez ceregieli włączyłam daną ikonę i zobaczyłam adres wysłany przez alfę.
Żadnego tekstu, tylko ten cholerny adres którego i tak nie znam.- Brett! Brett! - wybiegłam z pośpiechem z pokoju, ale odpowiedziała mi głucha cisza.
Ah no tak, brett poszedł pobiegać, przecież mi mówił, że musi ochłonąć.Bez zastanowienia osuściłam dom w pośpiechu wpisując nazwę ulicy w wyszukiwarce, która pokazała mi rzekomą drogę do tego miejsca.
Wbiegłam do lasu i kierując się instynktem zamieniłam się w pół wilka.
Miałam wrażenie, że stado potrzebuje pomocy, i pomimo mojego ciągłego osłabienia muszę im pomóc.Po niecałuch czterech minutach stałam pod ogromnym changarem, który wydawał się być niezniszczalny.
Gotowa i zdeterminowana do walki z rozbiegu wanęłam w grube stalowe drzwi, które z chukiem wypadły z zawiasów.Pierwszą osobą którą wyczółam był starszy wilk, zdawało mi się, że go kojarzyłam.
Mężczyzna stał do mnie odwrócony tyłem, co ułatwiało mi atak.W sekundę skoczyłam na jego plecy, tym samym powalając zdezoriętowanego na podłoge.
Wplotłam palce w jego czarne włosy i kilka razy dobitnie walnęłam głową chłopaka o podłoge na co stracił chwilową świadomość.Wstałam z jego ciała i rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym jak się okazało, stali wszyscy cali i zdrowi.
-cholera! Dlaczego wysyłasz tylko jebany adres! Byłam pewna, że ktoś was zajebał! - wkurzyłam się zaciskając przy tym pięści.
- Amy spokojnie to...
- kurwa - syknął ten, którego niechcący zmasakrowałam.
Chociaż... Ten głos i zapach.
Ja znam tego człowieka!Odwróciłam się nagle w jego stronę spotykając się tym samym z Zdezoriętowana wzrokiem tego dupka.
- derek... dawno cię nie widziałam - zaczęłam łagodnie
-Amuś? - zapytał jakby nie dowierzając, że to akurat ja weszłam do pomieszczenia
-nie mów tak do mnie ty cholerny egoisto! - powoli podchodziłam do wilka wysuwając po drodze pazury i zmianiając kolor oczu na ten bardziej bojowy i niebezpieczny.
-spokojnie mała, porozmawiajmy...- próbował Udawać niewzruszonego ale jego tęczówki także, pod wpływ strachu, zmieniły barwę.
- gdzie się podział ten władczy alfa?
Spierdolił tak jak ty z mojego życia?! - przyśpieszyłam a chłopak oddalał się-porozmawiajmy...
-za późno na rozmowy! - skoczyłam prosto na jego osobę, na wskótek czego znów znaleźliśmy się na podłodze.
Chłopak nie chciał mnie bić, był zdziwiony i przestraszony, ale ja nie czułam oporu.
Reszta toważystwa też zbytnio nie miała w planach rozdzielenia nas, stali patrząc na całe zajście.Zaczęłam od mocnego udeżenia w twarz, potem poszło samo.
Próbował mnie zepchnąć, ale to nic nie dawało, byłam zbyt zdeterminowana.
W końcu kiedy zobaczyłam, że jego stan jest na prawdę ciężki przestałam, lecz dalej przytrzymywałam Dereka.- dobrze Ci teraz? Chcesz zobaczyć, co działo się ze mną? - mówiłam rozdygotanym głosem i przystawiłam trzęsącą się dłoń od ramiona chłopaka.
Zamknęłam oczy i rozświetliłam mu cały obraz, moje życie po odejśćciu jedynej osoby, która była dla mnie ważna.
Moment w którym powiedziałam i swoich uczuciach, mój ból kiedy odżucił mnie bez większego problemu.
Dni, kiedy nie pojawił się w parku tam gdzie zawsze.
Nieprzespane noce spędzone na płaczu i obwinianiu się, stara znajomych i chęci do życia.
Wszytko, do czego sam doprowadził.
Doszczętne zniszczenie mojego życia.Cały akt w oczach stada mógł trwać kilka sekund, ale wydażenia pokazywane przezemnie to były godziny...
To takie typowe, kiedy coś się dzieje nagle całe stado zamiera w bezruchu czekając na rozwój wydarzeń.W końcu wiedząc, że to koniec wspomnień otworzyłam oczy wstając z ciała dereka.
Starłam łzy które niepochamowanie płynęły po mojej twarzy od momentu bliskiego spotkania z chłopakiem.- jesteś nikim derek, nikim!
Cholerna Omega!- krzyknęłam po czym spojrzałam w lewą stronę po której stała reszta.-nie pomogę wam Scott, przepraszam, ale nie pomogę...- wybiegłam z pomieszczenia nie dbając o to, czy ktoś będzie się martwił, czy nie.
Nie mogę być blisko nich, bo wtedy tracę kontrolę i nawet Brett nie pomaga, to przeraża mnie najbardziej.
Ta moc, i jednocześnie brak skrupułów przed przemocą...
CZYTASZ
Put U First ~ TeenWolf //zakończone//
Short StoryJeszcze nigdy w życiu nie słyszałem tak histerycznego i duszącego płaczu... Chciałabym zaznaczyć, że jest to MOJA historia, niektóre fakty mogą nie łączyć się z tymi z serialu!!