40

78 6 0
                                    

-jak mogłaś! - poczułam nagle jak czyjaś ręka z wielką siłą zciąga mnie z łóżka, przez co z hukiem uderzyłam w podłogę.
Upadek zadziałał na mnie jak kubeł zimnej wody, przez co szybko poderwałam się do góry.

Przedemną stał zapłakany, ale jednocześnie zdenerwowany Scott. Jego tęczówki osiągnęły niesamowicie głęboki czerwony kolor, co ozaczało że nie jest dobrze...

-Scott, o czym to gadasz? - moje tętno przyśpieszyło, a żołądek zacisnął się.

-co jej zrobiłaś?! - chłopak popchnął mnie na ścianę tak mocno, że na dotąd płaskiej powierzchni powstało lekkie wgniecenie.

- no co?! - docisnął swoją ręko do mojej szyji tak, że nie mogłam złapać tchu.
Z moich oczu także zaczęły wydostawać się łzy, spowodowane bólem przez uderzenie, emocjami jak i szokiem.

Wtedy do pokoju wpadł Brett, a kiedy zobaczył całą scenkę, przemienił sie rzucając na Alfe.

Ja nie czując już uścisku upadłam na podłogę próbując złapać powietrze, co jednak nie szło mi najlepiej.
Przed moimi oczami na zmianę widziałam rozmytą podłogę i całkowicie czarne pole.

Pomimo bólu w plecach udało mi się stabilnie oprzeć o ścianę i przetrzeć oczy, dzięki czemu mogłam zobaczyć co właściwie dzieje się w pokoju.
Brett, jako beta, chyba jedynie dzięki niedawnej przemianie, i wielkiej wściekłości jakoś dawał rade trzymać Scotta by ten nie ruszył w moją stronę.
Nie poznawałam mojego przyjaciela... Gdzie ten opanowany uśmiechnięty alfa?
Co się stało?

Dalej szlochając podkuliłam kolana i oplotłam je swoimi ramionami.
Bałam się, cholernie się bałam.

-zabiłaś ją! Jesteś potworem! - wykrztusił z siebie alfa po czym również opadł na kolana.

-o-o czym ty mówisz - nie zwracałam uwagi na palenie w płucach

- Scott o czym ty mówisz - znalazłam się obok chłopaka, i ignorując spojrzenie Bretta podniosłam głowę alfy do góry

- o co ci chodzi - nie wiedziałam już co czuć.
Złościć?
Smutek?
Zdziwienie?

-byłaś tam, to ty ją zabiłaś - warknął wyrywając się

-kto nie żyje?! - nie panowałam już nad sobą

- zabiłaś Kire!

Kira nie żyje? Ale jak to, kiedy?
Pomimo tego że nigdy nie byłam z nią jakoś blisko, to słowa Scotta sprawiły u mnie jeszcze większą fale łez

- to nie ja, ja nic nie zrobiłam

-byłaś tam, czułem twój zapach... - zabrało mi mowy. Nigdy nie byłam u Kiry, nawet nie wiem gdzie mieszka... To nie możliwe żeby był tam mój zapach.
Próbowałam, ale nie udało mi się wydać ani jednego dźwięku.
Wstałam i uciekłam z pomieszczenia.
Pomimo bólu, i dziwnego uczucia które cały czas mnie prześladowało biegłam, chciałam odejść jak najdalej od tego domu.

Kira nie żyje, myślą że to ja ją zabiłam....

Wbiegłam w głąb lasu nie panując już nad nogami, pozwoliłam im się ponieść.

Dlaczego oni wierzą że to ja? Aż tak bardzo mi nie ufają? A może tak na prawdę nigdy nie ufali, a nasze relacje to fikcja?
Normalnie w tej chwili pobiegła bym do Stilesa, ale on pewnie też uważa że to ja...

Nieświadomie zatrzymałam się przed wielkim, ściętym konarem drzewa.

-znowu się spotykamy - na mojej twarzy pojawił się smutny uśmiech.
Ignorując nieprzyjemne prądy usiadłam na nim chowając twarz w dłoniach.

Potrzebowałam chwili na przemyślenie tego wszystkiego... Dlaczego to coś, co od paru nocy niewinnie zabija ludzi zabrało się też za istoty nadprzyrodzone?
Jest aż tak silne?

Dlaczego był tam mój zapach?
Nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że to mogłam być ja... To przeczy wszelkim prawom, jest niemal niemożliwe... Scott o tym wie, więc dlaczego obwinia mnie?
Jak mógł mnie zaatakować?

- czemu to wszystko jest takie trudne? - szepnęłam przymykając oczy

- czy nie łatwiej było by umrzeć? - sunęłam dłonią po chropowatej powierzchni drzewa.

Chciałam, ale jakoś nie potrafiłam przejmować się faktem, iż kira nie żyje... Czułam, że jest mi to wręcz obojętne. Bardziej bolało mnie to że scott tak po prostu mnie oskarżył...

To nie byłam ja, nigdy bym sie tak nie zachowała, przecież nie jestem taką egoistką.
Zdecydowanie działo się coś złego...

***

Zapadł mrok, a ja dalej krążyłam po lesie.
Nie zgubiłam się, doskonale znałam każdy kąt tego miejsca.
Po prostu nie chciałam wracać i znosić tych wszystkich oskarżających spojrzeń.

Prawdą jest to, że byłam coraz słabsza i normalnie o tej porze już spałam, ale nie miałam się u kogo zatrzymać.
Usiadłam pod jednym z drzew nie mając już siły na dalszy marsz, i czułam jak odpływam...

Put U First ~ TeenWolf //zakończone//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz