15

190 5 0
                                    

Biegłam pomiędzy drzwiami czując, jak z każdą chwilą mój oddech robi się coraz cięższy i płytszy, a strzała wbita w brzuch ani trochę nie ułatwiała ucieczki.

Ale od początku, dlaczego tu jestem i co się dzieje.
Więc w skrócie.

Kiedy Scott dowiedział się o tym, że mogą już szukać winnych tego całego poruszenia, na własną rękę wyruszył na ulicę miasta.

Spotkał tam szkolną pedagog, okazało się, że jest zamieszana.
Na całe szczęście, nie zrobił nic, co mogło by zaszkodzić misji, po prostu odszedł, a w późniejszym czasie przekazał tą informację nam.

Nauczycielka jest niedoświadczona i kieruje się strachem , więc spokojnie dał by radę ją zbić , powiedział jednak, że nie skrzywdzi człowieka, że to niezgodne z jego postanowieniami i przekonaniami.

Wymyśliliśmy więc plan, który miał pomóc w szybkim schwytaniu jej.
Dwa dni później wcieliliśmy go w życie.
Wszystko szło dobrze, do czasu...

Kiedy otoczyliśmy ją dalej trzymając się w cieniu kobieta zaóważyła, że coś się dzieje i szybko wezwała posiłki.
Na pomoc przybył starszy mężczyzna, od którego śmierdziało Agentami.
To był Gerard, czyli  zło wcielone.

Pomimo, że byłam tam razem z Liamem, Malią, Scottem i tym dupkiem Isaacem, łowcy skupiłem się na mnie.

Najpierw wystrzelili strzałę oślepiającą, lecz ja zdążyłam zamknąć oczy, czego niestety nie uczyniła reszta.

Nie chcieli zabić stada Scotta, tylko mnie.
Zaczęli  atakować, nie miałam możliwości obrony.

Uciekłam więc w stronę lasu, drzewa mogą stanowić niezłą tarcze i schronienie, jeśli wiesz gdzie szukać.

Oczywistym jest to, że jestem szybsza i zwinniejsza, ale kiedy zaóważyłam, że pedagog stoi sama na środku otwartej przestrzeni, wiedziałam, że dam radę ją pokonać.
Kierowana złością nie panowałam nad sobą.

Niezaóważona podbiegłam i kiedy chciałam ją zranić, coś z przestrzeni strzeliło prosto w mój brzuch.

I takim oto sposobem właśnie uciekam przed ludźmi, którzy mają znaczącą przewagę, co szczerze mnie przeraża.

Czuje zapach spalenizny, który z sekundy na sekundę robi się coraz mocniejszy i gorszy, czyli strzała musiała być zatruta tojadem, albo innym gównem.
Cokoliwek to jest, działa bardzo szybko, jak zwykle na moją niekorzyść.

W końcu dotarłam do kryjówki, dokładniej to starej nory kojota lub lisa.
Byłam pewna, że tu mnie nie znajdą, w końcu jest ciemno, a nawet w dzień trudno zaóważyć małe wejście schowane pomiędzy pniami.

Cicho usiadłam na samym końcu małego tunelu, i trzęsącymi się dłońmi złapałam za metal wbity w moją skórę.
Trzeba go wyciągnąć, inaczej rana nie ma prawa się zagoić.

Stawałam się coraz słabsza, a ból towarzyszący przy jakimkolwiek ruchu strzały był straszny.
Nie dawałam rady, a moje samozaparcie przemijało wraz z kolejnymi szybkimi oddechami.

W końcu po kilku nieudanych próbach odpóściałam.
Podniosłam jedynie rękę na wysokość twarzy czując ciecz wypływającą z mojego nosa i opuszkiem palca przejechałam po niej.
Ostatnimi siłami spojrzałam na dłoń.

Czarna krew - przemknęło przez moje myśli , po czym bezsilnie opadłam na ziemię, ostatni raz czując pulsujący ból przy poruszeniu ostrza...

Put U First ~ TeenWolf //zakończone//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz