27

123 5 0
                                    

Od ostatniego meczu lacross minął około tydzień.
Moje relacje z bratem poprawiły się.
Derek nachodził mnie w domu, ale kiedy za każdym razem dostawał po mordzie nawet Brett zwątpił w to, że zejdę ze ścieżki wojennej.
Czy oni na prawdę nie zdają sobie sprawy, jak ja go bardzo nienawidzę ?
Czy mój płacz tuż po jego wizytach nie dał im nic do zrozumienia?
A może udawali że nie słyszą siedząc w pokoju obok?
Zamknięte umysły, nie da się przemówić im do rozsądku...ale tak jak wspomniałam całe szczęście tak jak wspominałam, od kilku dni mam spokój.
Powinnam się gniewać na resztę, przez to, że każą wracać mi do tego czego tak bardzo nie chce bo jest bolesne...ale nie potrafię. To w końcu nie ich wina, że ten wilkołak był, jest i będzie dupkiem, chcą po prostu pojednać stado, w którym mnie i tak nigdy nie będzie. No bo bez przesady, dwójka alf w jednej watasze to nie jest dobre połączenie, ale Scott nie potrafi tego zrozumieć.

Dodam też, że wróciłam do swojego starego trybu życia, bez znajomych, jedynie szkoła, dom i las.
Szerokim łukiem omijam przyjaciół mojego brata, nie chce mieć z nimi nic wspólnego.
Szkoda mi tylko Liama, który nie był winien niczemu, stado często podejmowało decyzje bez jego zgody, przynajmniej tak to sobie tłumaczę.

Ale dość tych smentów.

Wstałam z krzesła przy biurku przeciągając się wysoko ku górze.
Na reszcie koniec lekcji, spokój na resztę dnia... Przynajmniej tak mi się wydawało.

Nie zdążyłam nawet wymyślić ambitnego pomysłu na odpoczynek, a usłyszałam wołanie

-Amy! Zejdź na dół!

- idę! - skierowałam się na dół, gdzie jak się okazało, czekała cała moja... Rodzina.

- coś się stało? - zdziwiłam się widząc ich nieodgadnione wyrazy twarzy

-musimy się przeprowadzić, podobno w tej okolicy grasują wilkołaki.
Nie wiemy, czy w to wierzyć, ale nie mamy też zamiaru was narażać...

- nie możemy się przeprowadzić - spojrzałam błagalnie na brata, który rzucił mi przepraszające spojrzenie.

- Sally, nie możemy - zaszkliły mi się oczy

-ej, co się stało Amy? - podeszła do mnie pocierając po chwili oba ramiona.

-j... Ja mam tutaj chłopaka.
Nie chce go zostawiać - wymusiłam płacz, który w tej sytuacji był jednak koniczny.

Nie powiem im przecież, że jestem jednym z tych potworów, nie że coś, bardzo szanuje ich za to że mnie adoptowali, ale nie jestem pewna czy nie sprzedali by mnie łowcą chcą chronić Bretta.

-skarbie - przytulał mnie, co po chwili uczynił także Harry.

Zza ramienia opiekunki spojrzałam zapłakana na Bretta, który stał tam zdezoriętowany.
-już nie żyjesz - poruszyłam bezgłośnie ustami i po chwili odlepiłam się od dorosłych.

-dobrze Amy, przemyślimy to jeszcze - westchął Harry patrząc na swoją żonę.

-dziękuje, ja nie chce by coś mu się stało, nie chce go stracić - pociągnęłam nosem patrząc w podłogę .

-kocham go - szepnęła czując, jak te kłamstwo powoli sięga za wysoko.

-pójdę się przewietrzyć, wrzucę za pół godziny

Nie słysząc słów sprzeciwu wyszłam z domu kierując się w stronę lasu.
Baz problemu opanowałam fałszywe łzy, które były chyba jedynym wyjściem z tamtej sytuacji.

-ty cholerny...ugh!- przetarłam twarz rękoma słysząc, że brat stoi za mną.

- nie mogłem nic zrobić! Nie słuchali mnie!

-dobra spokojnie, chyba to kupili - odwróciłam się w kierunku chłopaka z lekkim uśmiechem

- tak właściwie, to dlaczego nie chcesz wyjeżdżać? - ruszyliśmy spacerem po dróżce

- jestem jedną z nich Brett, nie uczestniczę w całym planie, ale dopuki to się nie skończy zostanę w tym mieście.

-honor? - zaśmiał się jednak ja pozostałam niewzruszona

-raczej empatia...

Put U First ~ TeenWolf //zakończone//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz