18

160 6 0
                                    

- ej, wstawaj - poczułam mocne szarpnięcie za ramiona, które w niedługim czasie powtórzyło się kilkukrotnie.

Lekko uchyliłam powieki dając tym samym znak chłopakowi, że jeszcze żyje.

Spojrzałam na jego przestraszoną twarz
- tojad- szepnęłam przypominając sobie o trującym chwaście w pomieszczeniu, przez które byłam tak słaba

-cholera - syknął podrywając się do góry.
Rozejrzał się i po chwili wziął w ręce małą doniczkę, wyrzucił ja za jedne z drzwi i wrócił do mnie.

- pomogę ci - próbował mnie uspokoić przy tym pomagając wstać.

Dość szybko nabierałam sił i  regenerowałam się.
W połowie podnoszenia  poczułam opór spowodowany kajdankami, które dalej znajdowały się na mojej dłoni.
Mocno szarpnęłam, a przedmiot upadł na podłogę w dwóch częściach.
Chłopak podprowadził mnie do drzwi, ale czując się pełna sił stanęłam o własnych nogach.

- stój - zatrzymałam nieznajomego słysząc bliskie kroki.
Wysunęłam pazury i ustawiając się przed moim wybawcą w pozycji obronnej czekałam na rozwój wydarzeń.
Nie wiedziałam, czy na pewno był po mojej stronie, czy to zasadzka, ale nie mam nic do stracenia.

Wracając, na nasze szczęście, osoba ta przeszła obok drzwi a ja odetchnęłam z ulgą.
Nie uśmiechało mi się walczyć teraz, kiedy mam możliwość ucieczki z tego miejsca.

Bez słowa wyszliśmy na  korytarz, a chłopak od razu pobiegł w nieznaną mi stronę.

Podążyłam za nim, ale nie długo po tym momentalnie zatrzymałam się obok pewnego przejścia

- chodź, szybciej - pośpieszał mnie , jednak nic sobie z tego nie robiąc skręciłam podążając za zapachem.

Wilkołak, stado Scotta.

- uciekaj! - krzyknęłam jedynie nie zatrzymując się.

W końcu dotarłam do jednego z ciemnych  pokoi, cuchnących krwią i stęchlizną.

Zmieniłam kolor oczu, co pozwoliło mi dostrzec więcej.

W kącie leżał chłopak, chyba starszy ode mnie, był nieprzytomny i wyczerpany, ale oddychał.

Szybko znalazłam się obok niego obmyślając przy tym szybki plan.
Nie panikowałam, to by nic nie dał a poza tym nawet go nie znam.

Złapałam jego dłoń i mocno ją ścisnęłam zabierając ból chłopaka. Nie był on duży, ale wystarczyło by ten oprzytomniał.

- musimy uciekać - szepnęłam do zdezoriętowanego , który po chwili odzyskał świadomość jakby przypominając sobie o tym co się dzieje.

- Jackson - zerwał się na równe nogi rozglądając dookoła

- kim jest Jackson?

- musimy go naleźć - denerwowała się Omega.

On bardziej odczuwał poziom zagrożenia, ja byłam jakby wyłączona i w pełni skupiona na szybkim wydostaniu się z tego więzienia.

- chodź - pociągnęłam go w pewną stronę , a kiedy znaleźliśmy się na korytarzu mocno zaciągnęłam się powietrzem, co uczynił także chłopak.

- nie jest ze stada Scotta - stwierdziłam mając nie lada trudności ze zlokalizowaniem osoby której szukamy.

- jest kanimą... To znaczy był!
Teraz to chimera. - powiedział płaczliwie spuszczając głowę

- spokojnie... tam - pobiegłam w stronę zapachu a słysząc kroki za sobą przyśpieszyłam.

Nie jestem pewna czy to dobry trop, ale trzeba spróbować...
Mogę przecież uciekać, głupia co ty robisz?

- czujesz go? -nie zwalniałam tempa

- nie - odparł krótko smutny.

Zagryzłam zęby próbując skoncentrować się jeszcze bardziej.

- jad kanimy - szepnęłam stają obok zejścia do niższej strefy piwnicy.
Po chwili jednak straciłam trop znów zatrzymując się w kropce.

- Ethan - odwróciłam się w stronę zdyszanego chłopaka
- gdyby coś się działo, uciekaj.

-nie ma mowy - syknął niby pewnie, a jednak bał się.
Nie zwrócił uwagi nawet na to, że nam jego imię które wcześniej wyczytałam z myśli.

-nie będziesz miał wyboru - przełknęłam ślinę i znów zmieniłam kolor oczu na czerwień.

Rozstawiłam nogi stabilniej, nabrałam dużo powietrza, po czym z mojego gardła wydostał się długi i głośny ryk.

Zdaje sobie sprawę, że to na prawdę ryzykowne, ale jeśli chłopak ma chodź trochę oleju w głowie to odpowie mi i znajdę go szybciej niż łowcy nas.

Wsłuchałam się i już po chwili do mich uszu dotarło zmęczone, stłumione wycie.

Zamieniając się w pół wilkołaka pobiegłam w tamtą stronę a czując coraz silniejszą woń domniemanego jacksona, przyśpieszyłam.

W końcu po ominięciu kolejnego zakrętu na końcu korytarza ujrzałam chłopaka.

Na jego nadgarstkach spoczywał sznur, który z kolei przyczepiony był do sufitu.
Jego głowa bezwładnie zwisała w dół, co oznacza, że trzeba się śpieszyć.

Niedługo znalazłam się obok chłopaka, z rozbiegu podskakując i ścinając sznur, na co ciało nieprzytomnego opadło na podłogę.

Uwolniłam jego ręce z potrzasku i próbowałam odebrać ból Jacksona.
Moje starania jednak poszły na nic a chłopak ani drgnął.

Westchnęłam czując, że znów muszę zrobić to samo.

Położyłam dłonie na klatce piersiowej rannego i że skupieniem przekazałam mu swoją siłę.
Kiedy czułam, że już dość, przerwałam po chwili lądując na podłodze z towarzyszącym temu bólem głowy.

- uciekaj - zdążyłam wyszeptać i straciłam kontakt z rzeczywistością.

Put U First ~ TeenWolf //zakończone//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz