Epilog

161 4 2
                                    

- Wstawaj Stiles! Zaraz spóźnisz się do szkoły! - usłyszałem kobiecy głos z dołu, na który od razu zerwałem się do pionu.

Na początku zakręciło mi się w głowie, nie wiedziałem co się dzieje.
Jestem w swoim pokoju, w piżamie.
Wszystko wygląda tak jak wcześniej... Nic się nie zmieniło.

Zbiegłem po schodach, o mało nie zabijając się o własne nogi i dopiero wtedy wyczułem, jak po całym parterze mojego domu rozchodzi się słodki zapach... Naleśników?

Szybko ruszyłem w stronę kuchni, a gdy zjawiłem w progu, poczułem jak chwilowo robię się blady.

Przy blacie kuchennym stała moja mama, uśmiechnięta...

Nie wiedziałem już co jest prawdą, ale nie obchodziło mnie to.
Poczułem łzy spływające po moich policzkach, stałem tam, i patrzyłem tylko na jej twarz.

-Stiles, czemu płaczesz? - widziałem niezrozumienie w jej oczach, jednak po chwili uśmiechnęła się ciepło, podeszła, i starła kciukiem przeźroczystą ciecz.
Momentalnie ją objąłem.

- mamo, ty żyjesz - pociągnąłem nosem mocniej wtulając twarz w jej rozpuszczone włosy.

- czemu miałabym nie żyć skarbie? - ze zdziwieniem popatrzyła na mnie

- nie, nie ważne - uśmiechnąłem się szeroko

- siadaj, zrobiłam śniadanie - pokazała talerz pełen naleśników

- mamo- przerwałem wycierając oczy
- ja...muszę coś załatwić, niedługo wrócę - dodałem będąc już w holu.
Założyłem kurtkę i buty, po czym wybiegłem na dwór.
Wsiadłem do jeepa, i łamiąc wszystkie możliwe zasady ruchu drogowego ruszyłem w stronę domu Talbotów.

Oby tam była...oby tylko była

Z piskiem opon wjechałem na podjazd, zgasiłem samochód, i bez pukania wbiegłem do willi.
Zdjąłem buty, ruszyłem schodami na górę prosto od pokoju Amy.
Otworzyłem drzwi, za którymi nie było praktycznie nic.

Co prawda, było tam pomieszczenie, ale puste, bez kolorów, mebli, czy tego wielkiego lustra.
Pod ścianą siedział Brett, zakrywał twarz dłońmi.

Na początku nie rozumiałem co się dzieje, czy to wszystko to był tylko wymysł mojej wyobraźni, czy nie, ale w ten chwili odezwał się Brett

- wymazała ją, jakby nigdy jej nie było - spojrzał na mnie, i pierwsze co zobaczyłem to oczy, były przekrwione, jakby płakał przez długi czas.

- ale... Ale jak to - nie potrafiłem zrozumieć co się dzieje, pomimo że było to naprawdę oczywiste.

- moi rodzice, nie pamiętają jej... Kiedy zapytałem, gdzie Amy... Nawet jej nie kojarzyli...

Zadzwonił mój telefon.
Na wyświetlaczu widniało imię
Scott, szybko więc odebrałem.

- mnie pojebało, czy wy też to pamiętacie? - dokładnie wiedziałem o co mu chodzi

- Scott, przyjedź do Bretta, powiedz Liamowi, Isaacowi i Theo, wszyscy przyjedźcie - pod sam koniec mój głos zadrżał, rozłączyłem się.

Kręciło mi się w głowie, zapewne od stresu.
Usiadłem przy przeciwległej ścianie, i próbowałem to wszystko poukładać.

Moja mama żyje, ale Amy nie ma, to ja ją zabiłem... Dotrzymała obietnicy, wszystko było jak dawniej, ale zniknęła Am...

- jasna cholera - złapał się za głowę Scott wbiegając do pomieszczenia.
Rozejrzał się dookoła, i chyba zrozumiał.

Put U First ~ TeenWolf //zakończone//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz