43

70 5 0
                                    

Pov. Isaac

-rozdzielamy się ! Nie mogła
przecież rozpłynąć się w powietrzu! - krzyknął Scott po czym pobiegł przed siebie.

W jego głosie dopiero teraz było słychać coś w rodzaju... Sam nie wiem, strachu?
Nie był już zły, bo zrozumiał że coś złego dzieje się z siostrą Bretta.
Bał się, ale na tą chwilę nie byłem w stanie powiedzieć, czy o siebie, czy mieszkańców Beacon Hills, czy może o samą Amy.

Właściwie to od samego początku mówiłem, że będą przez nią problemy, tyle że nie spodziewałem się takiej powagi sytuacji... Jeśli to przeżyjemy, to mam nadzieję, że pozbędą się jej raz na zawsze.

Wracając do pogoni za dziewczyną...
Wszyscy ruszyli w różne strony, jednak trop urwał się już obok domu Talbotów.
Pozostawało wierzyć, że któryś z nas cudem natknie się na nią i zakończymy tą porąbaną sytuację.

Gdyby nie to że jest wiele ofiar, nie ruszył bym palcem by choć przyjrzeć się tej sprawie. Cholera! Jak zawsze nikt mnie nie słucha.

Po którymś z kolei zakręcie zwolniłem, to nie miało sensu. Jeśli będzie chciała kogoś zabić, zrobi to, i jeden wilkołak raczej jej nie powstrzyma... Jej popis w salonie dał trochę do myślenia.

Już chciałem zawracać, gdy z jednego z domów wybiegła przerażona kobieta.
-pomocy! Coś dzieje się z moim dzieckiem! - zapłakana patrzyła na mnie z nadzieją, więc bez chwili zastanowienia pobiegłem za szatynką.

W jednym z pokoi, na podłodze, leżała mała dziewczynka, miała może 6 lat.
Wiła się trzymając za szyje... Nie mogła oddychać.
Nie potrafiłem jej pomóc, a przelotny zapach poszukiwanej dziewczyny upewnił mnie w przekonaniu, że nie da się z tym nic zrobić.
Nie zdążyłem nawet wyciągnąć dłoń w jej stronę, kiedy młoda blondynka znieruchomiała, a pomieszczenie wypełnił jeszcze głośniejszy szloch kobiety.
Upadła na kolana obok dziecka, starała się przywrócić jej serce do pracy... Ja siedziałem patrząc na to w niemocy i z wyrzutami sumienia... Bo może gdybym od samego początku starał się jak Scott i reszta... Może udało by się uratować tą bogu ducha winną istotkę.

Niedługo po tym przyjechało zawiadomione przeze mnie pogotowie.
Stwierdzili zgon, czego mogłem się domyślić.
Nie chciałem, nie potrafiłem patrzyć na cierpienie kobiety, która właśnie straciła córkę.
Uciekłem z tego miejsca nie obierając sobie za cel żadnego konkretnego kierunku.
Moje oko opuściła jedna samotna łza, jednak szybkim ruchem ręki zabrałem jej możliwość kreślenia długiej drogi na policzku.

Najchętniej wyrzuciłbym to zdarzenie z głowy, zapomniał że widziałem to co widziałem i po prostu biegł dalej w nadzieji, że może teraz uda mi się kogoś uratować.
Niestety, to chyba nigdy nie będzie możliwe, moje sumienie lubi mnie dręczyć...

Put U First ~ TeenWolf //zakończone//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz