37

92 5 0
                                    

-Amy, zawiozę cię - zaproponował derek widząc jak zakładam buty
- jesteś słaba, straciłaś dużo krwi... - westchnął zmartwiony.
Wtedy stwierdziłam, że może odpuszczę sobie spacer... Jestem zmęczona i przyznaje, trochę słaba, więc może.

-dobrze... Ale jedźmy już

- jasne zabiorę tylko kluczyki...

Właściwe to droga minęła naprawdę szybko.
Derek nie odezwał się ani słowem co chwile jednak spoglądając w moją stronę.
Byłam mu wdzięczna za to wszystko co dzisiaj zrobił, nie wiem jak poradziła bym sobie z tym sama.
Nie chciałam tego przyznawać, ale wszystkie te emocje trafiły do mnie dopiero teraz.
Miałam ochotę płakać, krzyczeć a jednocześnie zamknąć oczy i wierzyć, że to wszystko to jeden wielki koszmar.

-wracaj do domu Hale - mruknęłam chwytając za klamkę

-Ale Amy, jeśli coś by się działo to...

-tak będę dzwonić... - wysiadłam z pojazdu, i kiedy miałam już zamykać drzwi dodałam
-dziękuje. - po czym lekko chwiejnym krokiem podążyłam ku wejściu.

Zmęczenie i obrażenia coraz bardziej dawały o sobie znać, ale jak to było możliwe starałam się nie ukazywać tego.

W budynku podeszłam do recepcji, gdzie czekała już zdenerwowana pani MaCall.

- co z nimi? - pominęłam grzeczne przywitanie się.

- Martin nic nie jest, parę otarć i lekkie wstrząśnienie mózgu, ale Stiles...-tu przerwała spoglądając na mnie niepewnie.

- co Stiles?!-czułam jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy. Traciłam panowanie nad sobą.

-Stiles ma złamane żebra, przed chwilą był na bloku,złamanie otwarte, zmiażdżone płuco...-nie mogłam już tego słuchać

- która sala?

-212... Ale poczekaj! - mama Scotta złapała mnie jeszcze za rękaw bluzy

- z nimi wszystko okej? - spojrzała na mnie w taki sposób , że moje tętno trochę uspokoiło się

- tak, Wszystko dobrze... Przepraszam - wyrwałam się i pobiegłam do wcześniej wskazanej sali.

Śledziłam wszystkie numerki ma mijanych drzwiach, dopuki nie stanęłam przed tymi odpowiednimi

212

Wzięłam głęboki wdech, który trochę przywrócił trzeźwość mojemu umysłowi, i weszłam do pomieszczenia.
W rogu pokoju, na małym łóżku leżał brunet.
Był przytomny, jednak zmęczony co zdradzały jego przymykające się oczy.

-Stiles - szepnęłam łamliwym głosem podbiegając do chłopaka
Ostrożnie przytuliłam go co ze słabym uśmiechem odwzajemnił.
Po chwili zapominając o bólu usiadłam na krzesełku.

- jak się czujesz? - dalej nieświadomie szeptałam.
Moja dłoń powędrowała na włosy chłopaka, których kosmyki odgarnęłam z czoła.

- jest... Okej - powiedział to niemal tak słabo na jakiego wyglądał.
Wytarłam pojedyńcze łzy dalej gładząc włosy Stilinskiego
Na moich ramionach zaczęły pojawiać się ciemne żyły, jednak brunet nie zaóważył tego i to było najważniejsze.
Bolało, ale widząc ulgę na twarzy przyjaciela nie potrafiłam przerwać.

- oberwałeś najgorzej z nas wszystkich - kontynuowałam widząc że mowa sprawia mu trudność.

- wiesz... Scott Isaac i Liam czują się już dobrze... Tylko Brett... - przymknełam oczy czując kolejną napływająca fale łez.
-ugryzłam go - spojrzałam wystraszona na przyjaciela, jednak ten jedynie lekko uśmiechnął się

- musi się zregenerować, ale Derek go pilnuje...

- więc po co tutaj przyjeżdżałaś ? Teraz Brett cie potrzebuje  - chłopak zakaszlał pare razy.
Miał trochę racji, teraz powinnam być obok brata.

- to chyba oczywiste że cholernie się martwiłam... Brett da sobie radę, ale ty potrzebujesz chyba towarzystwa...

-Amy? - po paru chwilach chłopak znów zapytał

- tak?

- dlaczego masz tyle bandarzy na brzuchu? - jednak miałam nadzieje że ich nie poczuł przy przytulaniu.... Zanim przyjechałam zawinęłam sie nimi, bo powstrzymują krwawienie i na tym mi zależało.

- to nic takiego

-nie kłam... Przecież możesz mi zaufać- no tak, zaufanie... Komu jak nie Stilesowi?

Westchnęłam, ale posłusznie podwinęłam bluze wyciągniętą gdzieś z szafy alfy.
Słyszałam jak Stiles gwałtownie wciąga powietrze, dlatego opuściłam tkanine.

-kto cię tak załatwił? Nie goi się ? - próbował wstać jednak ja uspokoiłam go

-wiesz, nie mogłam walczyć więc chociaż osłaniałam resztę i nie, nie goi się ... A nawet jeśli to bardzo wolno. Ale nie ważne, teraz najważniejszy jesteś ty - ostatnie słowa niemal wymamrotałam ze zmęczenia, które z sekundy na sekunde piętrzyło sie.

-ciesze się , że nie stało ci się nic poważniejszego... - ułożyłam głowę na torsie chłopaka wsłuchując się w jego równomierne bicie serca

- nie wiem co bym zrobiła gdyby cię zabrakło... - przymknęłam oczy nie walcząc już ze snem.
Poczułam dłoń chłopaka, która zaczęła powoli gładzić mój policzek.

-to takie cholernie głupie...- Szeptał, bo najwyraźniej tylko na to mógł sobie pozwolić.
- mamy po kilkanaście lat, możemy wszystko.
Więc dlaczego akurat my jesteśmy na to wszystko skazani?

- tak musiało być Stilesie, ja nie wierze w przypadki... - mruknęłam, po czym niemal odpłynęłam.
-cholera, musze iść leszcze do Lydi- podnosiłam już głowe, jednak brązowooki szybko zatrzymał mnie.

-spokojnie, leż... Później do niej pójdziesz, a teraz... - w tym momencie przesunął sie aż do samej ściany klepiąc miejsce które przed chwilą zwolnił

-nie, to ty leżysz w szpitalu staruszku - zaśmiałam sie lekko na jego gest

-oj no chodź - dosyć mocno, jak na swój stan pociągnął mnie do siebie, za co dziękowałam mu w duchu, bo nie wiem czy dotarłabym do sali rudowłosej.

Położyłam sie obok, starając sie zajmować jak najmniej miejsca.
Głowe oparłam o ramie chłopaka, natomist ręke położyłam na jego brzuchu lekko go oplatając.
Ten również mocniej wtulił sie we mnie.

- dziękuje...

- odpocznij Amy... To dobrze ci zrobi - poraz kolejny przymknęłam oczy , zacieśniłam nieco uścisk ręki i zasnęłam...

Put U First ~ TeenWolf //zakończone//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz