30

136 6 1
                                    

Pov. Brett

Kiedy Amy nie budziła się każdy był zdenerwowany.
Rany nie goiły się i z biegiem czasu rozumiem, że to nie był dobry znak.
Staliśmy w ciszy przerywanej pociągnięciami nosem i cichymi przekleństwami, ale ja nie wykonywałem żadnej z tych czynności.
W tamtej chwili nie dochodziło do mnie co się dzieje, nie zdawałem sobie sprawy że moja siostra po prostu umiera, na moich oczach z jej ciała ucieka życie...
Jedyne co w tamtej chwili uczyniłem, to patrzenie w jeden punkt na jej twarzy nieobecnym wzrokiem...

-miałeś zginąć Scott - szepnęła banshee
- kiedy walczyliście, widziałam jak ty giniesz...

-tak, Gerard celował w ciebie...- dodał łamliwie Stiles.
Zrozumiałem, że ją stracę , przez durny  przypadek ona odejdzie już na zawsze.

-cholera, też musiała akurat tam stać! - walnąłem pięścią w drzewo obok

-Brett, ona nie stała tam... Podłożyła się za Scotta - odezwała się znów rudowłosa.

Zabrakło mi słów, nie wiem czy to prawda, ale jeśli tak to... Nie rozumiem już nic.
Spojrzałem na okrytą kilkoma bluzami dziewczynę starając się zrozumieć jak tak mała osoba daje rade z tym wszystkim...

- zabieram ją stąd - wytarłem policzki wkładając ręce pod kolana i plecy dziewczyny.
Obawiałem się o jej zdrowie i życie, ale najważniejsze jest to że oddycha... Cholera, co ja robię ?
Nie słysząc słów protestu oddaliłem się nieco od grupki znajomych.
Wystarczy nam dzisiejszych przeżyć...

-Brett! Zaczekaj! - krzyknął za mną alfa po chwili stojąc obok.

-trzeba zawieść ją do kliniki... Cholera, to nie jest zwykłe draśnięcie, tojad mógł już dostać się do organizmu...ona może nie przeżyć nocy. - zmartwiony spoglądał na bladą twarz dziewczyny.
Scott miał racje, już teraz jej oddech był bardzo płytki i pomimo usunięcia ciał obcych wydawało mi się że jej żył stają się ciemniejsze... Kiedyś Amy mówiła, że to nigdy nie jest dobry znak.

Budynek weterynarii nie był wcale tak daleko, a poza tym samochód Stilesa został pod biblioteką, więc musieliśmy jak najszybciej przenieść dziewczynę w odpowiednie miejsce.
Alfa zwołał szybko Liama i Isaaca którzy w razie potrzeby mieli bronić Amy przed dzikimi zwierzętami czy łowcami.
Drogę przebyliśmy więc w ciszy co jakiś czas spoglądając na nieprzytomną  dziewczynę.

***
Deaton zwinnie zajął się moją siostrą, każdą ranę wyczyścił by później móc obłożyć je jakimiś ziołami które miały niby przyśpieszyć gojenie.
Powiedział też, że ona jak i Scott mieli wiele szczęścia.
Gdyby kule poleciały nieco wyżej, Amy nie było by już z nami ale na szczęście wszytko jest już dobrze.
Scott za to prawie umarł, podobno jego organizm nie wytrzymał by tyle i pomimo starań nie miałby szans przeżycia...

Teraz moja siostra śpi, nie wiadomo ile to potrwa, no bo nie ukrywajmy, ona otarła się przecież o śmierć.

***

Głuchy dźwięk rozmów wyrwał mnie ze snu, jednak nie udało mi się podnieść powiek.
Starałam się ruszyć, wydać jakikolwiek dźwięk, na marne.
Pomimo mojej niemocy nie spanikowałam, niedaleko znajdował się Brett, czułam go i tym samym wiedziałam że jest dobrze.

Nie udało mi się wyłapać dokładnych słów, więc chcąc dowiedzieć się czegoś na temat mojego stanu postanowiłam wejść w głowę kogoś w pomieszczeniu.
Starałam się, ale coś jakby mnie blokowało... Nie potrafiłam, po prostu ten dar zniknął... Może to przez słaby organizm, a może to coś o wiele gorszego... Nie chce tego stracić.
Poczekam, może wszystko wróci do normy, będzie już dobrze kiedy wrócą mi siły...

Put U First ~ TeenWolf //zakończone//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz