11

229 8 0
                                    

Leżąc na łóżku usłyszałam trzask drzwi, co oznaczało, że Brett już wrócił.

Pomimo dzielącej nas odległości, doskonale słyszałam jego przyśpieszone bicie serca i zapach zmęczenia pomieszanego z...bólem?

Mam nadzieje, że to moje zmysły się mylą...

Zerwałam się z posłania, wybiegłam z pokoju i spotkałam barata na samym dole.

Chłopak z trudem zdejmował kurtkę, przy tym uważając na  jedno z ramion.

- Brett? Co ci się stało? - pomogłam mu z rozebraniem się, po czym zagarniając jego plecak pobiegłam do swojego pokoju, w którym po chwili znalazł się także  chłopak.

-Taki jeden walnął mnie na treningu, to nic takiego - uśmiechnął się krzywo

-wysparczy jechać do lekaża i nastawić... - zaśmiał się sztucznie przy tym układając twarz w grymas bólu

-siadaj - powiedziałam stanowczo pokazując na łóżko

- dasz radę zdjąć bluzę? - zapytałam zmieniając ton na troskliwy na co chłopak pokiwał tylko przecząco głową.

- okej, poczekaj - podeszłam do biurka zagarniając z nich nożyczki, po czym wróciłam na swoje wcześniejsze miejsce.

Precyzyjnie rozcięłam materiał po całej długości, odchyliłam go, i moim oczom ukazała sie nienaturalnie wykrzywiona kość w okolicach  barku.

-Okej Brett, połuż się - pomimo widocznego niezrozumienia chłopak wykonał polecenie.

Położyłam dłonie na obrzęku

-Am, co ty robisz? - wyjąkał przestraszony.

- Brett, zaufaj mi,wiem co robię.
Gdybyś miał iść z tym do lekarza, bolało by cie o wiele bardziej.
Teraz bądź spokojny, nic nie poczujesz - wyjaśniłam

Skaoncentrowałam się tylko na zabraniu całego bólu chłopaka.
Wykonałam kilka impulsywnych, mocnych szarpnięć, po czym powoli zabrałam ręce.

- O cholera - mruknął pod nosem wstając z łóżka.
Zaczął krążyć niedawno bolącą kończyną, po czym spojrzał na mnie z nieodgadanionym wyrazem twarzy.

-dz... Dziękuję - jego kącik ust, tak jak mój, powędrował lekko ku górze.

-To nic takiego, jeśli mam możliwość, to pomagam

-Właśnie! Amy, przepraszam cię za Isaaca, czasami nie wie co robi - bronił go

- Brett, nie zaprzątaj sobie tym głowy.
On ewidentnie ma do mnie problem, ale załatwię to sama. - mruknęłam opadając na łóżko

-właściwie, to jak podoba Ci się niespodzianka? - zmianił temat

-też byłeś w to zamieszany? - zaśmiałam się

-na prawdę bardzo mi się podoba, to było moje marzenie - usiadłam patrząc w stronę lustra

- tańczysz?

- zadajesz zbyt wiele pytań kolego - wyminęłam się z odpowiedzią

- tak, tańczę - dokończyłam

-a pokarze... - zaczął mówić

-nie, niczego nie zatańczę - przerwałam mu wiedząc do czego dąży.

Chłopak już otwierał usta, żeby ciągnąć tą dyskusje, ale na moje szczęście ktoś z impetem otworzył drzwi.

Instynktownie wciągnęłam powietrze, skupiając się na zapachu nowoprzybyłych.

- Scott i Stiles do ciebie przyszli - spojrzałam w stronę zakłopotanego  Bretta.

-Nie do mnie - powiedział cicho, jakby bał się mojego wybuchu, i susznie.

Byłam zła.
Chyba dość dosadnie pokazałam tym niedowiarkom, że nie mam ochoty ich poznawać.

-Nie będę z nimi rozmawiać - zamknęłam oczy nie chcąc pokazywać chłopakowi moich krwistych tęczówek.

-ale Amy, oni chcą tylko...

- nie, widziałeś co stało się z Isaacem.
Widzisz moje oczy? - w tym momęcie podniosłam powieki

- są czerwone, czyli... - tym razem przerwał mi chłopak

-Amy, nic się nie stanie, będzie okej - posłał mi pocieszający uśmiech, po czym do pokoju wpadła dwójka nastolatków

-Puka się - syknęłam złośliwie w ich stronę

-przepraszamy, ale musimy pilnie porozmawiać - odezwał się Stiles

- domyślam się - mruknęłam zajmując miejsce w wygodnym fotelu.

- wiemy, że nam nie ufasz...-zaczął tym razem Scott

- jacy błyskotliwi - zaóważyłam złośliwie, ale zdawali się nie robić sobie z tego zbyt wiele.

- Nie ufasz nam, ale wygląda na to, że musimy trzymać się razem.
Ktoś nastawia całe miasto przeciwko wilkołakom, ludzie się buntują.
Jeśli przyłączysz się do stada, uada się nam ich pokonać , w innym wypadku, jesteśmy bezradni - zakończył Scott .

Ja wraz ze swoją maską obojętnośći rozwarzałam za i przeciw takim działaniom.

-nie - odpowiedziałam krótko

-to przeczy moim regułą.
Dam sobie rade, sama.
Brett będzie bezpieczny, więc nie mam po co wam pomagać - wzruszyłam ramionami.

Do głowy wpadła mi jednak myśl, co z Sally i Harrym?

- Scott, możemy pogadać w cztery oczy? - zapytałam patrząc wymownie na Stilesa.

- no jasne - odparł szybko z nutką nadzieji w głosie.
-idźcie, szybko - pogonił pozostałą dwójkę, która bez opierania się opóściła pokój

- co wiesz w tej sprawie? -
Od razu przeszłam do konkretów.

- Jakaś siła karze ludziom nas nienawidzić i tępić.
Podjerzewamy, że ma to związek ze zniknięciem zwłok człowieka, który nie miał dna, skóry a co za tym idzie,także twarzy.
Razem z resztą próbowaliśmy robić coś w tej sprawie, ale nie za dobrze nam idzie.
Dowiedzieliśmy sie tylko tyle, zamieszany jest Argent , a on zawsze kieruję sprawy w taki sposób, aby doszło do wojny.
My za to chcemy jej uniknąć, od zawsze chronimy miasteczko.
Dlatego mamy nadzieje, że nam pomożesz, bo nie ukrywam, nikt inny nie ma takich mocy.
Co prawda nie wiem jak to możliwe, że je masz, ale to nie jest teraz najważniejsze.
Czytanie w myślach, przesyłanie obrazów i emocji, zgaduje że potrafisz wiele więcej.
Mam nadzieję, że przekonasz się do nas, i pomożesz, bo taka pomoc przydała by się bardzo. - zakończył i spojrzał na mnie

Czy jest warto tak ryzykować?
To może się udać, ale nie musi.
Słyszałam legendy o rodzinie Argentów.
Łowcy od pokoleń, wyszkoleni i uzbrojeni jak nikt inny.
Te świeżaki nie dadzą sobie rady sami.

Z drugiej strony, przecież nigdy nie potrzebowałam pomocy, sama też nie byłam zbyt uczynna.
Daleczego to takie trudne?

- Scott, pogadamy jutro w szkole, teraz nie wiem co o tym myśleć - złapałam się za głowe przy tym mocno pocierając skronie, jakby to miało mi pomóc w podjęciu decyzji.

-Dobrze, tylko pamiętaj, że nie jesteśmy wrogami, walczymy po tej samej stronie. - wstał z łóżka, po czym wyszedł z pokoju.

Do końca dnia rozmyślałam nad tym co powiedział chłopak.

Obronić miasto, czy samą siebie?

Put U First ~ TeenWolf //zakończone//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz