Hey Kid, I will sink down

5.1K 380 137
                                    



***


Ava

Wyszedł, choć mogłam powiedzieć "zostań", zatrzymać go w jakikolwiek inny sposób. Nie zrobiłam tego. Dlaczego? Może przez to, że byłam oszołomiona nowym doznaniem, dzieleniem dotyku, moją pierwszą bardzo intymną sytuacją, której doświadczyłam z własnej, nieprzymuszonej woli, a może dlatego, że czułam się zaskoczona i zraniona. W jednej chwili zrozumiałam coś, co za mną chodziło od dłuższego czasu. Zmieniłam się, dojrzałam. Byłam doroślejsza od Luke'a, choć wiek na to nie wskazywał. Przez ostatnie lata wydarzyło się naprawdę dużo zarówno w moim, jak i jego życiu. Kiedy ja poukładałam siebie, Luke rozwalił to, co było w nim najpiękniejsze. Szczerość, bezinteresowność, łagodność. Wszystkie te cechy, które w nim pokochałam już jako mała dziewczynka. Być może tylko mi się zdawało, że taki jest. Może przez te wszystkie lata pielęgnowałam w swojej głowie wyimaginowany obraz chłopca z boiska od gry w koszykówkę, który był zupełnie fałszywy. Ten Luke, który potraktował mnie tak obcesowo i krzywdząco, był mi zupełnie obcy. Schowałam twarz w dłoniach i zaniosłam się głuchym szlochem. Ramiona drżały mi, kiedy próbowałam przywrócić regularny oddech. Nic złego nie zrobiłam - powtarzałam sobie w myślach. Byłam już dużą dziewczynką. Chyba dlatego, wciąż walcząc z płaczem, zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Tylko te najpotrzebniejsze, które mogłam spakować do jednej, małej torby. Nie mogłam tu zostać, ale nie chciałam wracać też do akademika. W końcu on mógł tam być. Na myśl o ciemnoskórej dziewczynie, która od dawna próbowała go usidlić, znów moim ciałem wstrząsnął szloch. Wiedziałam, że to był jego wybór, nie mój, ale i tak nie potrafiłam uporać się z emocjami, jakie mną targały. Nie wierzyłam w tamtym momencie, że można odczuwać aż taki ból. To uczucie rozlewało się po mnie, torturując niemal w fizycznym wymiarze. Jak mogłeś, Moja Miłości?

Nie miałam zbyt wielu koleżanek, które mogłabym prosić o przysługę, ale nie widziałam innego wyjścia. Zadzwoniłam do jednej z nich - sympatycznej i poukładanej Louise, która choć zdziwiona, nie odmówiła mi pomocy. Wyjaśniłam jej w skrócie sytuację, choć byłam jeszcze roztrzęsiona i zawstydzona całą tą historią. Zjawiłam się u niej godzinę później, tłukąc się z moim dobytkiem autobusem pod wskazany adres.

- To takie krępujące, przepraszam - wydusiłam na powitanie.

Pokręciła głową i machnęła ręką, jakby takie sytuacje były dla niej codziennością.

- Wchodź i niczym się nie przejmuj - poprosiła. Jej głos był łagodny i wyrozumiały.

Mieszkała w kawalerce. Naprawdę uroczej i przestronnej. Duży salon połączony z kuchnią, osobny pokój i łazienka. Czego chcieć więcej? Sama z chęcią wynajęłabym coś podobnego. Powiedziałam jej to od razu.

- Nie płacę wysokiego czynszu. To dobra lokalizacja - blisko do centrum i na uniwerek - wyliczała zalety - Poza tym to przede wszystkim prywatność.

Pokiwałam głową, bo ten ostatni punkt był dla mnie najważniejszy z wszystkich, które wymieniła. Czułam się dobrze. Nie miałam wrażenia, że czeka, aż wszystko opowiem. Zachowywała się jak wykwalifikowana terapeutka, która stara się uspokoić pacjenta. Zaczęła mówić o bzdurach, szczegółach najmu mieszkania, sąsiadach i roślinach, o których wciąż zapominała i usychały na parapecie po dwóch lub trzech tygodniach. Przez chwilę to działało, ale kiedy zapytała, czy napiję się herbaty, coś we mnie pękło i rozpłakałam się jak dziecko, którym już dawno nie byłam.

Hey KidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz