Hey Kid, are you hungry?

32.4K 2.8K 200
                                    

Czerwiec, 2020

Nigdy nie przypuszczałem, że Michael Clifford postanowi w końcu dorosnąć. Do niedawna żył jeszcze na garnuszku rodziców, łapał się jedynie dorywczych prac, a zarobione pieniądze wydawał na papierosy i alkohol. Co prawda, jego ojciec ciągle psioczył na niego, odgrażając, że jeżeli nie znajdzie normalnej pracy, wyrzuci go na zbity pysk, ale pani Cliffordowa zawsze stawała w obronie swojej ukochanej – bo jedynej – latorośli. Michael był definitywnie rozpieszczony i miał dwie lewe ręce do roboty, ale jak to zwykle w życiu bywa, głupi ma szczęście i tym o to sposobem Clifford dostał propozycje pracy tu, w Sydney. Rozsyłał swoje CV dla świętego spokoju i ktoś się w końcu nad nim ulitował. Płaca była naprawdę w porządku, biorąc pod uwagę wykształcenie i doświadczenie tego głąba, więc nie wahał się zbyt długo. Myślę, że bardziej traktował to jako przygodę niż nowy, poważny etap w swoim życiu, ale przynajmniej Clifford Senior spojrzał na swoje niezbyt udane dziecko przychylniejszym okiem. Mama Cliffordowa tonęła w tym czasie w swoich własnych łzach i wydzwaniała do mnie przynajmniej dwa razy dziennie, prosząc, abym miał Mike'a na oku. Nie mogłem uwierzyć w to, że zgodziłem się go przygarnąć pod swój dach. Co dziwne, zaproponowałem mu to na trzeźwo i założę się, że miałem wtedy kompletne zaćmienie mózgu. Początkowo wydawało mi się, że to będzie świetna zabawa – wspólne granie w playstation, piwko przed snem, w wolnym czasie wypady do klubów – tak, to wszystko było jak najbardziej w porządku. Jednakże mieszkanie z Michaelem wiązało się także z wieloma mniej korzystnymi aspektami. Wiem, że sam nie byłem osobą, która przesadnie dba o porządek – raczej na odwrót. Trzymałem w domu sporo niepotrzebnych rzeczy, rzadko odkładałem coś na swoje miejsce, ale na Boga... Clifford zabierał się za zmywanie dopiero wtedy, gdy już naprawdę nie miał w czym zjeść zupki w proszku, albo innego gówna, a i wtedy mył jedynie tę rzecz, która była mu potrzebna. Na domiar złego zostawiał na korytarzu swoje brudne skarpetki i gacie z nadzieją, że same pewnego dnia wskoczą do pralki, stojącej zaraz za drzwiami w łazience. Ava nie mogąc znieść moich narzekań, zadeklarowała się pomóc w ogarnianiu tego całego syfu, ale przecież nie mogłem pozwolić na to, żeby wyręczała Clifforda.

Ten z kolei nie miał nic przeciwko i oczywiście czarował ją swoim parszywym uśmiechem, powtarzając, że jest jej cholernie wdzięczny za to, co dla niego robi. Szlag mnie trafiał na samą myśl o tym, że Ava wpadała do nas od czasu do czasu, a mnie akurat nie było w domu. I to wcale nie było tak, że czułem się zazdrosny, czy coś. Po prostu... Dobra, chrzanić to. Byłem cholernie zazdrosny – o każde słowo, które wypowiadała w jego kierunku, każde spojrzenie, które mu posyłała i nawet o to, że Clifford mógł poczuć jak pachnie jej pieprzony szampon do włosów, a był to zajebiście intensywny zapach i wystarczyło, że przeszła obok, a już można było go wyczuć. Zaczynałem świrować. Serio.

Pierwszy raz w tym miesiącu miałem wolny weekend. Zwlokłem się z łóżka dopiero koło południa i ruszyłem do kuchni, aby przygotować jakieś dobre, pełnowartościowe śniadanie. Odechciało mi się jednak, gdy zobaczyłem stos naczyń w zlewie i niedojedzone kanapki na blacie, których Michael nie raczył skonsumować do końca. Westchnąłem z irytacją i policzyłem w myślach do dziesięciu. Nie miałem zamiaru się denerwować i psuć sobie dnia. Szybko podjąłem decyzję i zadzwoniłem do Avy. Zaproponowałem wspólny śniadanioobiad, na który zgodziła się od razu, przyznając, że umiera z głodu, a w ich akademickiej kuchni panuje istne oblężenie.

Zjawiłem się pod jej akademikiem jakieś dwadzieścia minut później.

-Cześć, Luke – przywitała się, wsiadając do samochodu – Długo czekasz?

-Cześć, dzieciaku – z uśmiechem obserwowałem, jak zapina pas i odwraca się w moją stronę z roztargnieniem – Dopiero podjechałem.

-To dobrze – odetchnęła – Mam dzisiaj kiepski dzień. Ciągle o coś się potykam, czegoś zapominam... Nie wiem, czy powinnam w ogóle wychodzić dzisiaj z pokoju.

-Nie przesadzaj, na pewno nie będzie tak źle – pocieszyłem ją i zacisnąłem usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

-Co cię tak bawi? - zmarszczyła brwi – Jestem gdzieś brudna?

-Założyłaś bluzkę na lewą stronę – wydusiłem z siebie w końcu i otarłem łzy rozbawienia, które pojawiły się w kącikach moich oczu.

Rumieńce zawstydzenia dodawały jej uroku.

-Odwróć się – rozkazała, ale ani drgnąłem – No, odwracaj się, Luke! - złapała mnie za ramię i wręcz siłą nakłoniła moje ciało do posłuszeństwa.

-Może lepiej będzie jednak, gdy trochę cię zasłonię? - zapytałem, wskazując na ludzi, którzy kręcili się po parkingu.

Posłała mi mordercze spojrzenie, ale chwilę później skinęła głową na znak zgody, więc nachyliłem się nad nią i oparłem prawą rękę o drzwi po jej stronie. Z daleka mogło się wydawać, że po prostu ją obejmuję. Posłałem jej figlarne spojrzenie, ale zmroziła mnie swoim.

-Patrz w górę, albo zamknij oczy – poleciła, więc z westchnieniem przymknąłem powieki i mogłem tylko poczuć jak wierci się, zdejmując koszulkę i zakładając ją z powrotem dobrą stroną – Już.

Uchyliłem najpierw jedno oko, później drugie i oblizałem spierzchnięte wargi.

-W tym samochodzie zawsze dzieją się jakieś fajne akcje – stwierdziłem, poruszając zabawnie brwiami.

-Zamknij się – mruknęła, kładąc dłoń na moim torsie i odpychając mnie lekko, ale zauważyłem, że ledwo powstrzymuje uśmiech.


Hey KidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz