Hey Kid, I'm in a bad mood.

34.9K 2.8K 826
                                    


Lipiec, 2020

Wracałem właśnie do domu z drugiej zmiany i zastanawiałem się, czy Clifford zgodnie ze swoją poranną obietnicą, posprzątał w domu. W tym tygodniu była jego kolej i żywiłem nadzieję, że chłopak wywiąże się ze swoich obowiązków. Ostatnim razem ogarnął mieszkanie bardzo pobieżnie, czego nie zamierzałem tolerować. Umowa była umową. Raz w tygodniu sprzątanie generalne. Tylko w ten sposób mogliśmy się uchronić od pleśni i innych ustrojstw, które lgnęły do Michaela jak pszczoły do miodu. Przekroczyłem próg budynku i skierowałem się w stronę właściwego korytarza. Zanim dotarłem pod swoje drzwi, odnalazłem klucze w kieszeni mojej starej, jeansowej kurtki, choć jak się okazało – nie były potrzebne, bo ten idiota Clifford znowu zapomniał się zamknąć. Westchnąłem zirytowany i wszedłem do środka. Panował półmrok. Jedynym światłem było to, które tliło się nad okapem w kuchni. Zapaliłem dodatkowe światło w korytarzu, żeby nie zabić się przy ściąganiu kurtki i butów. Gdy odłożyłem wszystko na swoje miejsce, usłyszałem dziwny odgłos szamotaniny dochodzący z łazienki.

-Jesteś taka mokra – to zdecydowanie był głos Clifforda. Czy on właśnie posuwał jakąś laskę w mojej łazience?

Zmarszczyłem brwi i postanowiłem zaszyć się w swoim pokoju, nie przeszkadzając kumplowi. Oczywiście zanotowałem w myślach, że muszę jeszcze raz przypomnieć mu o zasadach panujących w mieszkaniu. Nie chciałem być świadkiem tego typu zbliżeń, a łazienka była miejscem ogólnodostępnym, więc...

-Luke nas zabije – westchnienie dziewczyny zmroziło mi krew w żyłach i sprawiło, że zatrzymałem się w pół kroku. Znałem ten głos doskonale.

Czułem, jak złość ogarnia każdą komórkę mojego organizmu, sprawiając, że dłonie automatycznie zaciskają się w pięści. To musi być jakiś kiepski żart – pomyślałem.

Bez chwili zwłoki, zwróciłem się w stronę drzwi łazienkowych i otworzyłem je mocnym szarpnięciem. Co prawda, nie byłem gotowy na widok, który ujrzałem, ale wolałem to, niż wcześniejsze obrazy, jakie wytworzyły się w mojej głowie.

Clifford siedział na buczącej pralce, z której nieustannie wylewała się spieniona woda, a Ava klęczała w kałuży, próbując zatamować miniwodospad ręcznikami.

-Co tu się, kurwa, dzieje? - obydwoje jak na komendę spojrzeli na mnie ze strachem.

-Chciałem zrobić pranie i to badziewie po prostu oszalało! – wyjaśnił Clifford, niezdarnie próbując zsunąć się z maszyny, ale wtedy bulgotanie narastało i z klapy zaczęło wylewać się jeszcze więcej piany – Kurwa.

-Siedź tam – warknęła Ava, mając najwidoczniej dość sytuacji, w której się znalazła.

Jej spodnie były całkiem przemoczone, podobnie jak bluzka, która przykleiła się do ciała. Wyglądała gorąco i to był jedyny plus, jaki znalazłem w tamtym momencie. Oblizałem spierzchnięte wargi i wsunąłem się do środka, żeby znaleźć kontakt i wyłączyć pralkę z prądu. Gdy bulgotanie ustało, mój współlokator odetchnął z ulgą.

-Trzeba wykręcić te ręczniki i zebrać resztę wody – zarządziłem i zamiast pomóc dziewczynie, która przytaknęła, odwróciłem się na pięcie i poszedłem położyć.

Czułem się trochę oszołomiony. Wprawdzie byłem zły, że narobili tyle syfu, ale cieszyłem się, że nie zastałem ich migdalących się na umywalce. To prawdopodobnie złamałoby mi serce... i szczękę Cliffordowi.

Wkurzało mnie, że spędzają razem czas. Zdarzyło się już kilka razy, że Michael prosił dzieciaka o pomoc w sprzątaniu, a ona ze swoim wrodzonym altruizmem nie potrafiła odmówić. Przy każdej możliwej okazji próbowała mi wytłumaczyć, że tylko się kumplują, ale głupie komentarze Michaela ciągle budziły we mnie pewnego rodzaju niepokój. Otwarcie nabijał się z mojej zazdrości o dziewczynę i jeszcze bardziej mnie prowokował. To była dla niego forma rozrywki. Nie chciałem dawać mu satysfakcji, więc udawałem, że nic mnie nie obchodzą jego zakusy wobec Avy. Mimo to, coraz trudniej było mi ukrywać swoje uczucia. Nie, żebym miał wobec niej jakieś szczególne plany, po prostu... uważałem, że Clifford nie jest jej godzien. Nie miał prawa się do niej zbliżać. To mnie ufała i ja byłem tym, z którym chciała spędzać czas. Byłem przekonany o tym, że gdybym kazał jej wybierać, wybrałaby właśnie mnie, ale nie byłem dupkiem. Nie potrzebowałem jej na wyłączność. Chciałem, żeby miała własne życie. Co prawda, odpowiadało mi, że nie ma w nim innych facetów – prócz Michaela – ale nawet gdyby było inaczej... No, dobra. Pewnie prześwietliłbym każdego palanta, który chciałby się do niej zbliżyć choć na krok, ale przecież byłem jej przyjacielem i moim obowiązkiem było zadbać, by nikt nie miał szans położyć na niej choćby palca.

Pukanie do drzwi wyrwało mnie z zamyślenia, więc odchrząknąłem i mruknąłem ciche:

-Właź – byłem przekonany, że to Clifford, jednak uniosłem brwi, gdy zauważyłem filigranową postać brunetki – O co chodzi, dzieciaku?

-Dasz mi jakąś suchą koszulkę? - nadal była w swoich przemoczonych ciuchach i coś we mnie strzelało, gdy widziałem jak mokry materiał oblepia jej świetne krągłości.

Zaczynało mnie irytować to, jak bardzo na nią reaguję.

-Clifford nie może dać ci czegoś swojego? - mruknąłem, brzmiąc trochę szorstko, przez co zmieszała się i cofnęła lekko.

-Nie pytałam go.

-To zapytaj i powiedz mu, żeby dał mi znać, kiedy będę mógł skorzystać z łazienki – nie miałem pojęcia, dlaczego byłem dla niej taki niemiły. W końcu złościłem się na Michaela – nie na nią, ale w tamtym momencie naprawdę miałem to gdzieś. Przyszła tu do niego, nie do mnie, więc nie powinna zawracać mi głowy.

Wziąłem głęboki oddech, gdy wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi. Musiałem trochę ochłonąć. Dalej leżałem w tej samej pozycji i nie wiem, ile czasu upłynęło gdy ponownie usłyszałem jak ktoś wchodzi do mojego pokoju.

-Dlaczego z nią nie poszedłeś? - zaczął Clifford, stając w lekkim rozkroku i krzyżując ręce w ostentacyjnym geście – Jest już późno, nie powinna chodzić nigdzie sama.

-Gdzie miałem z nią iść? - oczywiście chodziło o dzieciaka.

-No... Odprowadzić ją na autobus, cokolwiek... - uniósł brew i spojrzał na mnie niemal oskarżycielsko.

-A ty? - warknąłem, tracąc cierpliwość – Dlaczego ty z nią nie poszedłeś?

-Bo powiedziała, że poprosi ciebie – mruknął, wzruszając ramionami.

-Nic mi nie powiedziała – może dlatego, że byłem wobec niej chamski i pomyślała, że skoro odmówiłem jej głupiej koszulki to prośba o odprowadzenie będzie już lekką przesadą.

Kurwa.

Zerwałem się z łóżka i wyszedłem na korytarz, mijając zdezorientowanego kumpla. W ekspresowym tempie założyłem czarne trampki i sięgnąłem do wieszaka po kurtkę. Ubrałem ją dopiero po wyjściu z mieszkania, nie chcąc tracić czasu. Rozejrzałem się po ulicy, ale nie zauważyłem jej. Musiała być już na przystanku. Ruszyłem w tamtą stronę, błagając w myślach, aby nie zdążyła wsiąść do tego przeklętego autobusu, zanim nie przyjdę. Przystanek był oddalony od naszej kamienicy spory kawałek i gdy dotarłem do celu, zmarszczyłem brwi. Pusto. Podszedłem bliżej wiaty, żeby sprawdzić, o której odjechał ostatni transport. Spóźniłem się jakieś dwie minuty. Natężenie złości buzowało we mnie. W emocjach kopnąłem kosz na śmieci i od razu tego pożałowałem, czując jak promieniujący ból rozchodzi się od palców po piętę. Jebane trampki. Odczekałem moment, wziąłem głęboki oddech i zawróciłem do mieszkania. Clifford czekał w kuchni i oczywiście patrzył na mnie oceniająco.

-O co ci chodzi?

-Mnie? - zdziwił się – O nic. To tobie zaczęło odpierdalać.

-Powiedz mi, jak miałem się nie wkurzyć, gdy przychodzę styrany po robocie i zastaję taki syf! - warknąłem, siadając przy stole.

-Nie bądź śmieszny – parsknął w odpowiedzi – Oboje dobrze wiemy, że nie o to chodzi.

-Więc mi wyjaśnij, proszę bardzo.

-Jesteś o nią zazdrosny, Luke – zaczął Michael, zajmując miejsce naprzeciwko mnie – A ona jest wpatrzona w ciebie jak w obrazek... Ty tego nie widzisz, prawda?

-Tylko się kumplujemy.

-Pieprzenie.

-Wcale nie – warknąłem, odchylając się na krzesełku – Sama mi powiedziała, że jej dziecinne miłostki już dawno odeszły w niepamięć. Ja nic do niej nie czuję i sprawa jest jasna.

-Więc nie będzie ci przeszkadzać, żebym to ja na tym wszystkim skorzystał? - wiedziałem, że znowu próbuje mnie sprowokować, ale nie chciałem dać mu satysfakcji.

-Rób co chcesz. Jest twoja – to powiedziawszy, zerwałem się z miejsca i wyparowałem z kuchni, przeklinając w myślach najlepszego kumpla.

Hey KidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz