26

2.9K 217 113
                                    

Jeongguk

Obudziło mnie dość mocne uderzenie w ramie, ale czułem jakbym dopiero co zasnął. Spojrzałem na zegarek, który stał na szafce nocnej i faktycznie mogłem spać maksymalnie dwie godziny. Na początku pomyślałem, że może chłopak przez przypadek mnie uderzył, ale kiedy usłyszałem jęk bólu, poderwałem się do góry. I właśnie wtedy zacząłem też wyczuwać jego zapach. Ból, strach, ale też krew.

- Jimin co jest? - zapytałem, odkrywając go. Był cały blady, a spodenki miał zakrwawione. Ja byłem przerażony, a co dopiero on.

- Boli - wyjąkał i wyciągnął do mnie ręce, chcąc się przytulić.

Wiedziałem, że ważny jest jego komfort psychiczny, ale postanowiłem, że zanim to, to wziął szybko koc i opatuliłem go w niego. Ubrałem szybko dresy i pierwszą lepszą bluzę i z chłopakiem na rękach ruszyłem w kierunku auta. Młodszy o nic nie pytał, tylko wtulił się we mnie, zagłębiając nos w moją szyje, szukając ukojenia w zapachu.

Chciałem do położyć na tylnym siedzeniu, ale on mi na to nie pozwolił, chcąc usiąść z przodu. I mimo, że uważałem, że wygodniej byłoby mu z tyłu, postanowiłem się nie kłócić, bo to w ogóle nie był czas na takie rzeczy.

Jechałem do najbliższego szpitala, w ogóle nie zwracając uwagi na ograniczenia, światła czy znaki stop. Chciałem po prostu jak najszybciej znaleźć się na miejscu, zwłaszcza, że Jimin czuł się coraz gorzej, a przynajmniej to mogłem wywnioskować z jego zapachu.

Na izbie przyjęć na szczęście lekarze wykazali się wyrozumieniem i od razu go przyjęli, a mi kazali iść i go zarejestrować. Tyle dobrze, że kiedy ja wypełniałem dokumenty, on w tym momencie był już pod opieką specjalisty.

Jak tylko wykonałem papierkową robotę, chciałem wejść do chłopaka, ale pielęgniarka powiedziała, że w tej chwili to niemożliwe. Odchodziłem od zmysłów. Tak strasznie się martwiłem, że nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Chodziłem od ściany do ściany, czekając na jakąkolwiek informacje o jego stanie zdrowia albo czy mogę chociaż do niego wejść.

I w końcu po ponad godzinie, lekarka wyszła na korytarz informując mnie, żebym poszedł do chłopaka, bo kiepsko się trzyma. Serce prawie mi zamarło. Myślałem, że umiera, ale ona sprecyzowała tłumacząc, że fizycznie jest w porządku, gorzej psychicznie.

Wszedłem do sali, gdzie poza Jiminem leżała jeszcze jedna kobieta, ale na tyle daleko, że mogliśmy spokojnie porozmawiać. Zresztą ona i tak spała. Blondyn miał czerwoną od płaczu twarz, tak samo jak oczy, na policzkach zaschły mu łzy, a dodatkowo był bardzo blady. Podłączony był do monitora sprawdzającego jego funkcje życiowe, miał także podaną kroplówkę.

- Skarbie, co jest? Lekarka nic konkretnego mi nie powiedziała - powiedziałem cicho, łapiąc go za dłoń. Jego oczy zaszły łzami, ale mimo to wydawał się spokojny.

- Nie ma - pokręcił głową, patrząc mi w oczy.

- Czego nie ma? - dopytałem, nie bardzo wiedząc o co chodzi.

- Dziecka - wyjaśnił cicho, a pojedynczy szloch opuścił jego usta. Świat dosłownie zatrzymał mi się na kilka sekund. Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić, jak zareagować. Moja alfa skomlała, będąc zrozpaczoną zaistniałą sytuacją. Ja nie byłem lepszy. Chciało mi się płakać. I zapewne gdyby Jimin, teraz tak bardzo by mnie nie potrzebował to właśnie to bym zrobił. Przez szoku, a również smutek i nic nie odpowiedziałem. Nie wiedziałem co. Patrzyłem na jego twarz i mogłem wyczytać z niej ból i strach. Nawet jeśli Jimin nie był w stu procentach przekonany co do idei posiadania dziecka już teraz, to wiedziałem, że to musiało i na pewno było trudne. Zwłaszcza, że mimo wszystkich wątpliwości, chciał go. - Nie zostawiaj mnie teraz, proszę.

- Nigdy - zapewniłem, całując jego czoło. - Nie przeszłoby mi to przez myśl nawet - przeczesałem jego włosy dłonią, lekko się do niego uśmiechając. - Poradzimy z tym sobie.

- Przytulisz mnie? - spytał, a ja od razu podniosłem się z krzesła i położyłem obok niego, na miejscu, które mi zrobił i przyciągnąłem go do siebie.

Leżeliśmy tak, nic nie mówiąc. Milczałem, bo wiedziałem, że chłopak sam musi wszystko sobie poukładać, a moje pocieszanie tylko by go irytowało, dlatego się nie odzywałem, czekając aż on zacznie. To była też dobra chwila, żebym pomyślał. Wiedziałem, że takie rzeczy się zdarzają, samoistnie i mogą wystąpić w każdym momencie ciąży, ale czy to nie dziwne że tydzień temu dosłownie wszystko było dobrze, a teraz stało się coś takiego? W żaden sposób nie obwiniałem Jimina, zdawałem sobie sprawę, że to nie jego wina oraz, że będzie potrzebował mnie jeszcze bardziej. Do oczy co chwila napływały mi zły, które nie pozwoliłem, aby spłynęły po mojej twarzy. Musiałem być teraz silny i wspierać młodszego, a nie jeszcze bardziej go dołować.

Widziałem, że powoli zasypia z czego naprawdę się cieszyłem, ale jak na złość akurat wtedy do pokoju weszła lekarka. W dłoni trzymała kilka kartek. Początkowo sądziłem, że przyszła do tamtej kobiety, ale ona podeszła do nas, dlatego przeniosłem się na krzesło, ale mimo to chwyciłem młodszego za dłoń.

- Panie Park, w wynikach testów krwi wyszło, że do poronienia nie doszło w sposób naturalny, ale przy użyciu środków farmakologicznych - zaczęła, patrząc na nas uważnie.

- To niemożliwe - zaprzeczył kręcąc głową. - Nic nie brałem, nie zrobiłbym tego, naprawdę.

- Wierzę Panu, ale jakoś musiało się to stać, stężenie było na tyle duże, że prawdopodobnie był to jakiś silny lek, podany w dużej ilości - wyjaśniła, a we mnie aż się gotowało. - Ma Pan jakieś podejrzenia co do tego kto mógłby to zrobić?

- Nie, nic mi nie przychodzi do głowy - odparł, a z oczu znowu zaczęły lecieć mu łzy, dlatego poprosiłem lekarkę, aby zostawiła nas samych jeśli jest taka możliwości, co uczyniła. Powiedziała, że jutro zapewne Jimin zostanie wypisany i wyszła, życząc nam dobrej nocy. Domyślałem się, że pora odwiedzin dawno się skończyła i nie powinno mnie tu być dlatego byłem wdzięczny, że mimo wszystko pozwolono mi tu zostać.

- Jeongguk, myślisz, że gdybym wcześniej zareagował to nie doszłoby do tego wszystkiego? - spytał gdy znowu razem leżeliśmy. Ja obejmowałem go na łyżeczkę, a on dodatkowo wtulił się w moją dłoń.

- Nie ma co gdybać skarbie, nic to już teraz nie zmieni. Najważniejsze jest teraz twoje zdrowie i dobre samopoczucie. Nie będzie zapewne łatwo, ale pomogę Ci i przejdziemy przez to razem - obiecałem, całując go krótko. - A teraz spróbuj się przespać.

- Kocham Cię bardzo i tak strasznie Cię przepraszam, wiem, że bardzo się cieszyłem - powiedział, a moje serce łamało się na drobne kawałki. Nawet moja alfa, która przeżywała całą sytuację i nie do końca mogła się z tym pogodzić, czuła się jeszcze gorzej wiedząc, że jego omega tak okropnie się teraz czuje.

- Też Cię kocham i nie masz za co przepraszać, naprawdę. To w żaden sposób nie twoja wina, a czyjakolwiek by ona nie była, mogę Ci obiecać, że za to zapłaci - zapewniłem, bardziej go do siebie przyciągając. - Jesteś dla mnie najważniejszy i zrobię wszystko, żebyś był bezpieczny i szczęśliwy. I jeśli ktoś tu ma przepraszać to właśnie ja, że nie zachowałem twojego bezpieczeństwa.

- Jeśli to nie moja wina, to tym bardziej nie jest twoja - mruknął cicho i miałem wrażenie, że powoli zasypia.

- Dobrze skarbie, ale idź już spać - szepnąłem, gładząc go po włosach tak długo, aż nie byłem pewny, że śpi.

Sam nie wiem jak długo czuwałem nad nim i kiedy dokładnie zasnąłem, ale na dworze robiło się już jasno. Zanim jednak odpłynął dałem ujść emocją i kilka słonych kropel uciekło z moich oczy, znikając gdzieś na poduszce. 




jakby były jakieś błędy to dajcie znać

miłego wieczoru♥

office | jjg+pjmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz